Rozdział 2 • Syczący •

240 20 61
                                    

Przez następne kilka dni nie wydarzyło się nic wartego uwagi. Większość domowników, obejmująca głównie nieletnich, zajmowała się sprzątaniem, które całkowicie im już zbrzydło, podczas gdy reszta pracowała nad sprawami Zakonu, którego spotkania odbywały się tak późno i sporadycznie, że nieupoważnionym do nich nawet nie chciało się podsłuchiwać.

Można więc stwierdzić, że Dan wywiązała się z obietnicy, jaką złożyła Remusowi, a co za tym idzie, także rodzicom. W końcu brała czynny udział w zamiataniu, odkurzaniu, odchochliczaniu i wielu innych czynnościach kwalifikujących się jako sprzątanie. Nie mieszała się także w sprawy dorosłych, głównie ze względu na swoje lenistwo, jednak wciąż skutek był ten sam. Czas wolny spędzała razem z Harrym, Ronem i Hermioną na długich rozmowach i grach. Często przebywali także w towarzystwie Syriusza, który sprawiał wrażenie bardzo ucieszonego z ich obecności.

Aż w końcu nadszedł pewien środowy wieczór.

Wszyscy domownicy domu pod numerem dwanaście przy Grimmauld Place siedzieli w kuchni jedząc kolację i rozmawiając o rozmaitych sprawach, tak jak zazwyczaj. Danielle mieszała swój rozwodniony budyń łyżeczką, wpatrując się w nieokreślony punkt przed sobą oraz wsłuchując w prowadzoną przez Harry'ego i Rona rozmowę na temat tego, czy w tym roku odbędą się rozgrywki Quidditcha, a jeśli tak, to kto zostanie nowym kapitanem ich drużyny.

Dan musiała przyznać, że ją także to interesowało. Od pierwszej lekcji latania czuła się doskonale w powietrzu, a pierwszy mecz (który, co prawda, oglądała z trybun) i towarzyszące mu emocje tylko utwierdziły ją w przekonaniu, że też chce spróbować. Jako pierwszoklasistka teoretycznie nie mogła być brana pod uwagę w naborach, których zresztą nie było, co dotychczasowy kapitan, Oliver Wood, tłumaczył posiadaniem drużyny wystarczająco dobrej i pełnej. Może i miał trochę racji, jednak przez następne lata tyle razy nagabywała go o Quidditcha i drużynę domową, że w końcu zgodził się ją sprawdzić, ale mimo dobrych wyników wciąż odmawiał jej przyjęcia i w końcu, pod koniec trzeciego roku, dała za wygraną.

Teraz Wooda już nie było. Skończył szkołę dwa lata temu i na jego miejsce musiano powołać kogoś nowego. Harry i Ron uważali, że może to być niemal każdy z ich dotychczasowego składu. Nie brali jednak pod uwagę bliźniaków Weasley, którzy charakteryzowali się zbytnią beztroską, aby zostać oddelegowanym do takiego ważnego zadania, ani samego Pottera, ze względu na fakt, że był najmłodszym członkiem dotychczasowej drużyny. Dan uważała natomiast, że jest duże prawdopodobieństwo, iż odznakę kapitana dostanie Angelina Johnson. Z opowieści Harry'ego i własnych obserwacji wiedziała, że była drugą, zaraz po Woodzie, najbardziej zafiksowaną na punkcie Quidditcha osobą, a ponad to bardzo obowiązkową i punktualną, co z pewnością należało do cech, jakimi powinien charakteryzować się lider. Mimo to Danielle miała nadzieję, że odznakę dostanie ktoś inny. Angelina była tradycjonalistką i prawdopodobnie nie chciała zmieniać dotychczasowego składu, co nie pasowało Dan, która zamierzała ubiegać się o miejsce w drużynie. Co prawda, wciąż pozostawała pozycja obrońcy po Oliverze, jednak to nie na niej Ross miała zamiar grać. Chciała dać z siebie wszystko, żeby w tym roku udało jej się dostać do drużyny jako ścigająca.

— Harry — zaczęła pani Weasley, kiedy prawie każdy skończył jeść.

Mieszający herbatę Remus poruszył się niespokojnie, a wszystkie rozmowy ucichły. Dan poczuła, jak siedzący obok niej przyjaciel prostuje się niczym struna, próbując jednocześnie sprawiać wrażenie kompletnie obojętnego na cokolwiek, co zamierzano mu powiedzieć. Miała ogromną ochotę złapać go za dłoń i tym samym dodać trochę otuchy, jednak gdy już wyciągała rękę, rozmyśliła się.

— Przygotowałam ci na jutro ubrania. Koniecznie umyj dzisiaj włosy i, na Merlina, ułóż je jakoś porządnie. Dobre pierwsze wrażenie to podstawa — poinformowała kobieta. Harry pokiwał powoli głową, wsadzając sobie do ust pełną łyżkę owsianki, aby nie musieć odpowiadać. Nie miał specjalnej ochoty na jedzenie, na dodatek kolacja straciła cały smak i najchętniej by ją wypluł, ale to byłoby odrobinę nie na miejscu.

Burza • Harry Potter fanfiction •Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz