Minerwa McGonagall upewniła się jeszcze raz, czy drzwi do jej gabinetu aby na pewno są zamknięte. Gdyby Dolores zaczęła w nim węszyć, mogła znaleźć tam kilka rzeczy, których nie powinna widzieć. Coś z tą kobietą było zdecydowanie nie tak, a ona musiała dowiedzieć się, co takiego. To jednak schodziło na nieco dalszy plan w porównaniu ze sprawą Danielle Ross.
Rozmowa z rodzicami Danielle przyniosła jej tylko więcej pytań, a prawie żadnych odpowiedzi. W pewien sposób wyjaśniło się przysypianie na lekcjach, ale to tylko jeden z kilku problemów jakie pojawiły się od początku roku. Na dodatek jedynie potwierdzili jej obawy odnośnie sprawy z Dorcas Meadowes – istniała duża szansa na to, że historia zatoczy koło, a na to nie zamierzała pozwolić. Jeśli jednak sama nie znajdzie rozwiązania , ani nie zrobi tego Dumbledore, będzie zmuszona do powzięcia bardziej drastycznych kroków. Jako opiekunka czuła się w obowiązku zapewnić swoim uczniom bezpieczeństwo i spokój.
Kiedy stanęła przed kamienną chimerą, westchnęła głęboko, poprawiła włosy i strzepnęła z szaty drobinki kurzu, które w zasadzie nie rzucały się w oczy, ale lubiła, gdy wszyscy wokół postrzegali ją jako osobę poukładaną, a to wymagało bezustannej perfekcji i dokładności.
Wypowiedziała hasło i posąg odsunął się, ukazując przejście do gabinetu dyrektora. Przechodziła nim już wielokrotnie, jednak krótki, wąski tunel budził w niej zawsze to samo zaintrygowanie. Pokonała drogę w niespełna minutę i zastukała w stare drzwi. Coś zaszurało. Gdy usłyszała zaproszenie pociągnęła za klamkę i weszła do środka.
Albus Dumbledore siedział za swoim biurkiem i zajadał cytrynowe dropsy, a wokół niego leżały stosy pism i grubych ksiąg. Fawkes, należący do dyrektora feniks, musiał całkiem niedawno odrodzić się z popiołu, ponieważ leżał na złożonym w kostkę kocyku, ułożonym na szczycie jednej z książkowych wież. Obrzuciła mężczyznę uważnym spojrzeniem i stwierdziła, że ten chwilowo nic sobie nie robi z tej wizyty. Szybko jednak się zrehabilitował i skinął jej głową, z racji, że usta miał pełne cukierków. Uprzątnął szybko biurko, znajdując przy okazji różdżkę pod stertą listów, i wskazał McGonagall krzesło naprzeciwko. Usiadła na nim i poprawiła sobie okulary na nosie, jednocześnie wciąż obserwując każdy krok Dumbledore'a. Był dla niej jeszcze większą zagadką niż Danielle Ross.
— Dobry wieczór, Albusie — przywitała się w końcu, układając dłonie na kolanach ukrytych pod długą, elegancką szatą. Dumbledore przełknął cukierki i oblizał sobie usta, jakby miał dużo mniej lat, niż było w rzeczywistości.
— Dobry wieczór, Minerwo. Co cię do mnie sprowadza o tej porze? — zapytał i wyciągnął w jej stronę miseczkę pełną cytrynowych dropsów. — Dropsa?
Pokręciła przecząco głową, krzywiąc się przy tym lekko. Widok tych pastylek budził w niej niechęć do... wszystkiego. Ale tym, co irytowało ją bardziej, był ten nieziemski spokój Dumbledore'a. Sprawiał wrażenie, jakby wcale nie interesowało go to, z czym przyszła, a fakt, że do tej pory nie raczył podzielić się z nią... dość ważnymi informacjami, nie działał ani trochę na jego korzyść. Obecnie nie obchodziła jej żadna szkolna hierarchia. Była wręcz wściekła, jednak mnie dała tego po sobie poznać. To burzyłoby jej niezachwiany obraz osoby opanowanej.
— Nie, dziękuję Albusie. Przyszłam w sprawie mojej uczennicy i mam nadzieję, że szybko załatwimy tę sprawę, abyś mógł wrócić do... — Chciała powiedzieć "swojej pracy", ale przypomniała sobie, że gdy weszła to dyrektor nie robił nic oprócz wsuwania dropsów. — Rozmawiałam w ten weekend z rodzicami Danielle Ross i wiesz, co mi powiedzieli?
Nie miała zamiaru czekać, aż mężczyzna się odezwie, ale on także się do tego zbytnio nie garnął. Patrzył na nią i uśmiechał się, jak zwykł to robić przy prawie każdej nadarzającej się okazji.
CZYTASZ
Burza • Harry Potter fanfiction •
FanfictionDanielle mogła stwierdzić, że woda na ogół jest spokojna. Jej życie także było spokojne, gdy powolnymi ruchami wypływała na powierzchnię wody. Do brzegu jednak jeszcze zbyt daleko, a woda w każdej chwili może zacząć się mącić lub wciągnąć ją z powro...