Rozdział 9 • Nabory •

104 12 26
                                    

Było już około północy, gdy Danielle Ross otworzyła podręcznik do transmutacji i przy oświetleniu padającym z różdżki zaczęła studiować formułki dotyczące zaklęcia znikania. Wciąż nie potrafiła poprawnie go wykonać, a szlabany u Umbridge skutecznie zabierały jej większość czasu, którym dysponowała. Dodatkowo jej lewa ręka z każdym napisanym zdaniem bolała coraz bardziej i coraz trudniej przychodziło jej ukrycie śladów po wydrapanych słowach. Zajęcia praktyczne nie wchodziły w grę.

— Nie jest za późno na naukę? — zapytała Hermiona, wchodząc do dormitorium najciszej jak się dało. Większość dziewczyn już spała – oprócz ich dwóch tylko Parvati Patil skrobała coś dyskretnie na kawałku pergaminu.

— Powiedziała dziewczyna, która dopiero wraca z korepetycji — prychnęła Dan, przewracając stronę w książce i licząc na to, że uda jej się nauczyć chociaż teorii. — Tak w ogóle, dlaczego wcześniej nie powiedziałaś, że James ci pomaga z transmutacją? 

— Gdybyś słuchała, to byś wiedziała — mruknęła Granger, krzywiąc się lekko. Widocznie nie podobało jej się to, że przyjaciółka poruszyła akurat ten temat. — Sprzeczaliśmy się o to z Ronem naprawdę długo. 

— Jak to się stało? Ciężko mi uwierzyć w to, że z własnej woli spędzasz z nim czas. Czy on cię szantażuje?

Hermiona spojrzała na blondynkę z politowaniem i powoli pokręciła głową, by zaprzeczyć.

— Nie. Nie, no co ty. Po prostu... Tak wyszło — odparła, przysiadając na łóżku Danielle. Ross szybko wsunęła lewą dłoń pod podręcznik. Jeszcze nie powiedziała jej o dziwnym piórze Umbridge i nie wiedziała, czy w ogóle to zrobi. Hermiona nie mogłaby się powstrzymać, żeby nie zgłosić tego gdzieś wyżej, a po ostatniej groźbie Dolores, Dan nie miała ochoty pakować się w jeszcze większe kłopoty. Tymczasem napis był już mocno widoczny i nie miała pojęcia, co z nim zrobi następnego dnia. Będzie musiała jakoś go ukryć. — Dan... Co wy właściwie robicie na szlabanach u Umbridge?

— Przepisujemy zdania — odpowiedziała szybko blondynka, po czym przełknęła ze zdenerwowania ślinę. Wyuczyła już się tej odpowiedzi na pamięć i prawie sama uwierzyła, że to tylko nieszkodliwe zdania, ale dotkliwy ból lewej dłoni zawsze przypominał jej o tym, co dzieje się naprawdę. Gdyby tylko ta stara jędza nie posunęła się do tego... 

— Harry mówi to samo — westchnęła Granger, zerkając na tematy czytane przez przyjaciółkę. Zaklęcie znikania było ostatnio jej ulubionym – być może dlatego, że miało prawdziwy sens. Mogło się okazać naprawdę pomocne.

— Źle by było, gdyby mówił inaczej — mruknęła Danielle, przewracając stronę na poprzednią. Przez tę rozmowę nie mogła się skupić i musiała wrócić do początku. Ze stresu zaczęła zagryzać dolną wargę, czego zazwyczaj starała się jednak nie robić. Miała coraz mniej czasu, a wciąż tyle samo do zrobienia.

— Nie o to chodzi — wyjaśniła Hermiona, przysuwając się do przyjaciółki, aby uniemożliwić ciągle krzątającej się wokół swojego łóżka Parvati podsłuchanie. — Chodzi o to, że przed chwilą Harry wbiegł do pokoju wspólnego jak oparzony i za wszelką cenę starał się mnie uniknąć. Ty też jakoś tak się alienujesz. Jeśli coś się dzieje, to mi o tym powiedz. Znajdziemy rozwiązanie.

Raczej nie. Na to nie ma na razie rozwiązania, pomyślała z goryczą Dan, uśmiechając się smutno. Jeśli jej powiem, pewnie wpakuje się w kłopoty i wyniknie z tego coś jeszcze gorszego. Może Umbridge blefowała, ale jakoś nie mam ochoty tego sprawdzać.

— Herm, my tylko przepisujemy zdania. Nic więcej — szepnęła ze zmęczeniem i zamknęła podręcznik. Może dopiero zaczęła się uczyć, ale już miała dość. Pragnęła tylko położyć się spać i znów wypróbować kontrolę mocy, chociaż nie przypuszczała, że przyniesie to pozytywny, oczekiwany efekt. Mimo to musiała spróbować.

Burza • Harry Potter fanfiction • Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz