Danielle tęsknym wzrokiem spojrzała w stronę pieczonych udek z kurczaka, po czym z cichym westchnieniem nałożyła na swój talerz trochę ziemniaków, sałatkę, która prawdopodobnie tylko wyglądała na apetyczną, i ciasteczko imbirowe. Obrzuciła kłócących się o jakąś głupotę Rona i Hermionę zirytowanym spojrzeniem. Ich sprzeczki odbierały jej całą radość z powrotu do Hogwartu w podobnym stopniu, co nieobecność Hagrida. I jeszcze Tiara, według której wszystkie domy miały się zjednoczyć. Głupota. Ślizgoni mieliby zacząć się z nimi dogadywać? Może i nie byli najgorsi, jak zdążyła stwierdzić w zeszłym roku, ale wciąż...
— Sałatka? Poważnie? — Ron widocznie stwierdził, że dalsza dyskusja z przyjaciółką nie miała większego sensu i zajął swoją uwagę jej postacią.
— Poważnie — burknęła blondynka, wiedząc już, dokąd ta rozmowa zmierzała. Nie wiedziała, czy bardziej irytował ją fakt przybrania na wadze, czy to, że ktoś wtrącał się w jej wybory żywieniowe. Na dodatek nadal mocno pobolewał ją brzuch przez cukierki od bliźniaków. Wciąż nie mogła sobie wybaczyć, że je zjadła.
— Coś ty taka zirytowana? — zapytał Harry, pochylając się w jej stronę. Hermiona, siedząca obok Rona, czyli tuż przed nimi, przewróciła oczami na tę szybką zmianę tematu. — Stało się coś?
— Po prostu nie lubię, jak ktoś zagląda mi do talerza — odparła Dan, zajmując się swoją kolacją. Nie chciała dzielić się z nimi swoimi zmartwieniami w obecności tylu postronnych osób. Jeszcze stwierdziliby, że kompletnie nie ma się czym przejmować, co jeszcze bardziej by ją zdenerwowało.
Ron chciał o coś zapytać, jednak mrożące spojrzenie Hermiony go od tego odwiodło. Znów zaczęli kłócić się szeptem o to, że Weasleyowi brak taktu.
Zjedli swoje dania w prawie całkowitej ciszy, jeśli nie licząc stukania sztućców i szmeru rozmów innych uczniów. Każdy miał każdemu coś do opowiedzenia po wakacjach, dlatego korzystano z tego czasu na wymianę opowieści najlepiej, jak się dało.
W końcu półmiski i patery zniknęły, a Harry musiał obejść się smakiem na myśl o malinowej babeczce, po którą już wyciągał dłoń. Danielle posłała mu współczujące spojrzenie, dochodząc do wniosku, że gdyby nie pamięć o przyciasnym mundurku, to także chętnie by ją zjadła.
Dumbledore wstał ze swojego złocistego krzesła i podszedł do mównicy, odprowadzany przez setki spojrzeń. Niektórzy czekali tylko na to, by móc już odejść do dormitorium, inni chcieli poznać nowego nauczyciela obrony przed czarną magią, a jeszcze inni mieli nadzieję usłyszeć coś istotnego, choć nie wiedzieli do końca, co.
— Dobrze. A więc, gdy za nami kolejna wspaniała uczta, pora na kilka ogłoszeń na początek semestru. Po pierwsze i, jak sądzę, najważniejsze... Pierwszoroczni niech wiedzą, że wstęp do Zakazanego Lasu jest, jak nazwa mówi, zakazany. Co poniektórzy ze starszych uczniów także powinni wreszcie przysposobić sobie tą wiedzę... — W tym momencie Danielle odczuła, że Dumbledore patrzy się centralnie na nich i mimo aktualnej niechęci do profesora, zarumieniła się lekko. — Nasz woźny, pan Filch, poprosił mnie, i jak powiada, jest to już czterysta sześćdziesiąty drugi raz, abym znów wam przypomniał o fakcie, że na korytarzu obowiązuje kategoryczny zakaz rzucania zaklęć. Na korytarzach nie można także robić wielu innych rzeczy, których lista wisi aktualnie na drzwiach biura pana Filcha. Na dzień dzisiejszy ma ona zaledwie dwa tysiące trzydzieści dziewięć punktów, a chętni mogą w każdej chwili się z nią zapoznać. Niezapoznanie się z listą nie zwalnia od jej przestrzegania.
Filch, stojący razem z panią Norris, swoją burą kotką, w drzwiach Wielkiej Sali, uśmiechnął się krzywo, a kilkoro uczniów jęknęło przeciągle. Oczywistym było, że nikt nie zamierzał marnować swojego cennego czasu na zapoznanie się z listą.
CZYTASZ
Burza • Harry Potter fanfiction •
ספרות חובביםDanielle mogła stwierdzić, że woda na ogół jest spokojna. Jej życie także było spokojne, gdy powolnymi ruchami wypływała na powierzchnię wody. Do brzegu jednak jeszcze zbyt daleko, a woda w każdej chwili może zacząć się mącić lub wciągnąć ją z powro...