Cho Chang wyglądała, poruszała się i mówiła tak, jak panienka z dobrego domu. Jej długie, czarne włosy rozwiewał zagubiony w lochach wiatr, jej zęby lśniły wręcz nienaturalną bielą, a delikatny, uroczy uśmiech wprowadzał wszystkich przebywających w pobliżu chłopców i sporą ilość dziewcząt w stan błogiego zachwytu, nie wspominając już o łagodnym i cichym głosie, który sprawiał, że zjednywała sobie wszystkich.
Jedynie Danielle darzyła Cho niekrytą niechęcią. Ilekroć starsza koleżanka pojawiała się w pobliżu, blondynka prychała z niezadowoleniem, przewracała oczami lub wypowiadała złośliwe komentarze na jej temat, za co niejednokrotnie była rugana przez Harry'ego i Hermionę, którzy pozostawali pod zgubnym urokiem Cho Chang.
Tym razem wszystko potoczyło się tak samo.
Gdy tylko lekko zarumieniona Cho podeszła do nich i oznajmiła, że chciałaby pogadać z Harrym, Dan fuknęła oraz głośno i wyraźnie przypomniała, że są właśnie w drodze na dwugodzinne zajęcia z eliksirów, na co nikt nie zwrócił szczególnej uwagi.
— Jak twoje wakacje? — zaszczebiotała Chang zwracając się bezpośrednio do Pottera. Na całą resztę, chociaż wciąż stali tuż obok, nawet nie spojrzała. Danielle wydawało się to bardzo nietaktowne. W końcu nie zażądała rozmowy w cztery oczy i oni nadal tam byli, a skoro tak, to wypadało się chociaż przywitać.
— Mogło być lepiej, mogło być gorzej — odparł, ku uldze Dan, jakoś tak beznamiętnie. Być może to przez wydarzenia poprzedniego wieczoru albo coś jeszcze innego, ale nie wydawał się zadowolony perspektywą rozmowy z Cho, chociaż zazwyczaj tylko o takiej sposobności marzył. — A jak twoje?
Krukonka skrzywiła się lekko, a potem zmrużyła powieki i uśmiechnęła się smutno, przez co Danielle miała wrażenie, że ta dziewczyna zaraz się rozpłacze. Widocznie temat wakacji budził w niej nieprzyjemne wspomnienia. Jeśli wziąć pod uwagę to, co wydarzyło się pod koniec zeszłego roku szkolnego, to nie powinno to kogokolwiek dziwić. W końcu Cho łączyły bliskie stosunki ze zmarłym Cedrikiem Diggorym. Jednak fakt, że ona sama zaczęła temat, obalał tę teorię. Gdyby nie chciała mówić o swoich wakacjach, nie pytałaby o nie innych – no chyba, że nie potrafiła przewidywać skutków swoich działań i nie wpadła na to, że rozmówca wykaże się uprzejmością i zada jej to same grzecznościowe pytanie, co ona jemu.
— Ach, wiesz, było... — zaczęła niepewnie Cho, pozwalając, by grzywka opadła jej na oczy. Dan pokręciła ze zrezygnowaniem głową, uznając ten pokaz aktorstwa, bo tym w jej mniemaniu była ta rozmowa, za nieudany. — Cóż, moi rodzice...
Nie dowiedzieli się jednak, o co chodziło z rodzicami Cho, ponieważ zanim zdążyła wydukać resztę zdania, temat zupełnie się zmienił.
— Czy ty kibicujesz Tajfunom?
Cztery pary oczu zostały skierowane na wyraźnie zirytowanego Rona, który z dezaprobatą wpatrywał się w niebieski znaczek jednej z drużyn quidditcha na szacie Chang. Dan wcześniej go nie zauważyła. Faktycznie, była to odznaka Tajfunów – błękitna z dwoma złotymi, nachodzącym na siebie literami T. Do tej pory nie była to zbyt mocna drużyna, jednak ostatnio zaczęli odnosić coraz więcej zwycięstw.
Hermiona syknęła i trąciła łokciem przyjaciela, próbując mu w ten sposób przekazać, żeby się zamknął.
— Jeśli tak, to co? — odparła ze zirytowaniem Cho. Zdecydowanie nie podobało jej się to, że rozmowa zeszła na inne tory, a jeszcze bardziej to, że wtrącił się do niej ktoś niepożądany.
Dan prychnęła.
— A kibicujesz im, bo lubisz ich grę, czy dlatego, że teraz wygrywają ligę? — zapytała zaczepnie blondynka, splatając przy tym dłonie za plecami i robiąc krok w stronę rywalki. Okazja do dokuczenia Cho nie zdarzała się często, dlatego nie zamierzała jej przepuścić. — Dziwnym zbiegiem okoliczności lubisz wszystko, co znajduje się na pierwszych stronach gazet.
CZYTASZ
Burza • Harry Potter fanfiction •
FanfictionDanielle mogła stwierdzić, że woda na ogół jest spokojna. Jej życie także było spokojne, gdy powolnymi ruchami wypływała na powierzchnię wody. Do brzegu jednak jeszcze zbyt daleko, a woda w każdej chwili może zacząć się mącić lub wciągnąć ją z powro...