Za niecały miesiąc miną dwa lata, odkąd skończyłam Zesłanie i jest mi z tym dziwnie, wręcz niekomfortowo, podobnie z tym że piszę już niecałe dwa i pół roku.
Acz jeszcze bardziej niekomfortowo było mi z tym, że mimo tak długiego czasu nie zrobiłam nic dla Zesłania.
Na szczęście, było.
Tak, to jest ten dzień, kiedy moja prokrastynacja postanowiła to raz na zawsze zmienić.
I oczywiście, za pomocą mema.
Oraz wersja dużo bardziej rodzima:
Oto praktycznie cała książka. Dosłownie.
A na koniec oryginał, napotkany w czarnej dziurze internetu:
Do zobaczenia, kiedyś, gdzieś.