Rozdział 34

23 2 0
                                    

- Hisirdouxie Casperanie co to ma znaczyć?! - podniósł głos na swego ucznia, po tym jak ujrzał na stole śpiącą nimfe.
- Ja wiem jak to może wyglądać, ale...- próbował się wytłumaczyć, chodź Merlin znów mu przerwał.
- Nie chcę nawet tego słuchać.
- Mistrzu zapewniamy, że chcieliśmy dobrze zrobić - spokojnie rzekłam podchodząc do Nari.
- Czy wy sądzicie, że to mądre posunięcie?! Sprowadzacie do czasów istotę, która parę miesięcy temu umarła! Parę dni temu weszliście bez mojego pozwolenia do portalu i o mało nie naruszyliście linii czasu. Jak ja już mam Wam ufać! - zdesperowany sięgnął po księgę i dotknął swoją dłonią czoło Nari.
Istota się niespodziewanie obudziła.
- Nari straciła pamięć, nie wiemy jak ją przywrócić, więc doszliśmy wszyscy do wniosku, że pójdziemy do Pana - wyjaśniła krótko i zwięźle Clear.
- Tego mi jeszcze brakowało.
- To masz starszy gościu jakiś pomysł? - spytał opierając się o mistrza.
To było bardzo głupie posunięcie.
Mistrz znanym mi zaklęciem odepchnął Steva na drugi koniec komnaty.
- Nari pamiętasz mnie? - spuścił dłoń z jej czoła.
Istota wstała i zaczęła biegać w kółko.
Księgi, które były poukładane na regałach, spadły na podłogę.
Próbowaliśmy ją zatrzymać, ale nimfę trudno było złapać.
W końcu tylko mistrzowi udało się to zrobić.
Chwycił ją za drobniutkie ramiona i spojrzał w bursztynowe oczy.
- Merlin? - cichutko oznajmiła ze łzami.
Była już przemęczona, opadła z sił.
Przyniosłam krzesło i z pomocą Douxa oparła się.
- Douxie? Skąd ja...gdzie ja jestem? - zaczęła zdenerwowana wypytywać się  o nawet te najmniejsze szczegóły.
- Spokojnie już jest wszystko dobrze - jego oczy się zaszkliły, przytulił znajomą.
Czułam, że Doux bardzo sobie ją cenił.
Nie wiedziałam, że Nari zmarła.
Kiedyś wspominał o przyjaciółce, ale przez myśl mi nawet nie przyszło, że to może być ona.
- Pamiętam tylko ciemność. Tak nagle, gdy chciałam powstrzymać Mroczny zakon. Potem już nic nie pamiętam.
- Nie strasz mnie nigdy więcej.
- Obiecuję - uroczo się uśmiechnęła, po czym skierowała wzrok na wszystkie osoby w pomieszczeniu.
- Ciebie to nie znam - odparła miło w moim kierunku.
- Jestem Violet, cieszę się, że mogę Cię poznać -
- Nari ja wiem, że źle postąpiłem przenosząc Cię tutaj, ale chciałbym byś przeczytała mi coś z pewnej książki.
- Dobrze, nie będzie to dla mnie problem.
- Księga jest w antykwariacie, więc jeśli nie będziecie mieli nic przeciwko to tam się udamy.
Wszyscy zgodnie pokiwali głową.
Złapaliśmy się za ręce.
- Mistrzu nie chcesz z Nami iść? - zwróciłam grzecznie uwagę, gdy odsunął się od naszej grupy.
- Wolałbym wybrać zwykłą drogę, ale wolę Was pilnować - po tych słowach, złapał mocno za dłoń Douxa i przenieśliśmy się.
_._
- Pamiętam to miejsce. Byłam tutaj - odparła cicho nimfa.
- Szkoda, że nie widziałaś jak Douxie podpalił księgarnie - zaśmiał się czarny kot.
- Podpaliłeś antykwariat?! - zaskoczona podniosłam głos.
-To nie tak, że podpaliłem - chwycił się za głowę i posłał uroczy uśmieszek.
- No oczywiście ty zawsze bez winy. A pamiętasz, że przez Ciebie zniszczyli mi siedzibę, w której pracowałam! - krzyknęła głośno i wyraźnie Zoe.
- Antykwariat i sklep są naprawione, więc nie widzę problemu - wywrócił oczami.
- Nie czas na głupoty! - rzekł chłodno Merlin.
- Wybaczcie, ale moja ukochana Adża mnie wzywa! - zawołał głośno blondwłosy nastolatek, gdy odczytał wiadomość na telefonie i wybiegł niespodziewanie z biblioteki.
- Jednego mam chociaż z głowy - wyznał cicho, chodź dość bym usłyszała słowa mistrza.
W tym trudno nie było się nie zgodzić.
Chyba każdy miał dość Steva.
- Ja też będę powoli się zbierać, wujek znów oczekuje mnie w sklepie muzycznym - z niechęcią odparła Zoe.
- Ktoś jeszcze wychodzi? - podniósł brew Merlin widząc rękę niepewnego Toby'ego.
- Muszę proszę Pana iść do babci i zobaczyć czy AAARRRRGHH nie zrujnował połowy mieszkania.
- To idź - burknął.
Zostałam ja, Clear, Jim, Merlin, Doux oraz Nari.
Archie poleciał na samą górę i zostawił naszą szóstkę - natura kota.
Czułam, że mistrz nadal się gniewa.
- Podejdziesz tu? - zapytałam miło.
Istota leśna spokojnie do mnie przyszła.
Merlin otworzył znalezioną przez Nas parę dni temu księgę.
- Znasz ten język? Umiesz go odczytać? - spytał zaciekawiony Jim.
- Oczywiście. To pierwszy język nimf.
- Podobno Doux go nie umie rozpoznać.
- Uczyłem się języku Nimf, ale czegoś takiego nigdzie nie widziałem - powiedział, przejmując rolę mistrza.
- Język starożytnych nimf jest tylko Nam znany - wyjaśniła krótko i zwięźle.
Doux skoncentrowany, spokojnie obracał kolejne strony.
Po chwili kartkowania, wpadł na właściwą informacje, związaną z kryształem.
Nari przyglądnęłam się temu i zaczęła tłumaczyć na głos ze zrozumieniem tekst:
Kamień szlachetny chodź moc ma leczniczą to może przynieść zgubę twą.
Więc uważnie z niego korzystaj, a nic złego się nie stanie.
Gdy znajdzie się w niepowołanych rękach, może wyrządzić wiele krzywd, więc strzeż go jak oka w głowie.
- To przecież jest bezsensu. To samo wiedzieliśmy przed tym jak Nari wróciła.
Myślałem, że dowiemy się czegoś nowego, a takto straciłem tylko czas - odparł smętnie Doux.
- Spokojnie, nie martw się - uspokoiłam go.
- Violet ma rację, nie ma co się zamartwiać - poparła mnie Clear.
- Jest jeszcze coś napisane - oznajmiała cicho nimfa.
Odwróciła do góry nogami książkę i poprosiła o lusterko.
Gdy je już dostała, wszyscy dostrzegliśmy, że tylko dzięki niemu można było odczytać dalsze słowa:
Strzeż się posiadaczu, bowiem pewnego dnia objawisz swą drugą twarz.
- To tyle - skończyła czytać.
- Dziękujemy bardzo moja droga - uśmiechnął się starzec.
- Nari jesteś słaba. Może byś chciała odpocząć? U góry znajduję się taki mały pokój, mogę Cię zaprowadzić - zaproponował uczeń mistrza.
Istotka zgodziła się i w mgnieniu oka udali się na samą górę.
Przez dłuższą chwilę ich nie było, a mistrz się niecierpliwił.
- Violet proszę Cię idź po niego - westchnął stukając rytmicznie palcem w blat stolika.
Zgodnie z jego prośbą, poszłam na górę.
Szłam korytarzem i dostrzegłam Hisirdouxa.
- Douxie mistrz się niecierpliwi.
- Ci - przyłożył mi palec do ust, a ja zamilkłam.
Spoglądnęłam w stronę pokoju, gdzie zobaczyłam śpiącą na sofie nimfe i Archiego.
- Śpią - powiedział zamykając pomieszczenie.
- Uroczo. Nari wydaję mi się bardzo Ci bliska - wyznałam cichutko.
- Oczywiście.
Opiekowałem się nią cały czas, gdy Merlin był w szpitalu. Chroniłem ją.
- Był w szpitalu?
- Tak, Mroczny zakon popełnił okropny błąd i zrzucili go z dużej wysokości.
Był w bardzo długiej śpiączce pod kontrolą mamy Jima.
Nie powinienem Ci tego mówić...
- Nie martw się, nikomu nie powiem.
Pokazałam, że buzię zamkniętą mam na kłódkę.
Chłopak zaśmiał się i schylił w moim kierunku.
Pocałował mnie w usta, tak jak kiedyś.
Czułam się o wiele pewniej niż przedtem.
Złapał za moją talie, a ja za jego ramiona.
- Przy tobie czuję się spokojniejsza - cicho oznajmiłam.
- Wiesz, to samo mógłbym powiedzieć o tobie - dotknął moich włosów.
- Kiedyś Ci wspominałem, że są niezwykłe, trochę smutno mi było jak je skróciłaś.
- Chciałam byś nie zwracał uwagi na mnie, ale raczej się to nie udało.
- Nie, tym sposobem bardziej mnie zaciekawiłaś  - zdjął z śnieżnych pasemek chustę, którą związałam, by włosy mi nie przeszkadzały.
- Co robisz? - spojrzałam zafascynowana na niego.
- Nic, tylko cieszę się, że w końcu zrozumiałaś.
- Ja również - wtuliłam się w niego, a poszczególne białe kosmyki opadły na jego plecy.
- Nadal Cię boli? - odsunęłam się od niego i dotknęłam czule bandaża, owiniętego na prawej dłoni.
- Jeszcze się goi, ale jakoś zaczynam się źle czuć -
Przelękłam się.
Zaczęłam się martwić czy zaklęcie, które wypowiedzieliśmy by wrócić do domu spowodowało jakieś skutki uboczne.
Dotknęłam szybko jego czoła by sprawdzić czy ma gorączkę, ale nic z tych rzeczy.
Temperatura była w normie.
Spojrzałam na niego.
- Co Ci dolega? - zapytałam wystraszona, coraz bardziej się martwiąc.
- Zimno mi - rzekł i znów mnie przytulił do siebie.
- Teraz mi lepiej - słodko odparł do mojego ucha.
- Kłamczuch - wywróciłam oczami zdając sobie sprawę, że mnie oszukał.
Ktoś z dala kaszlnął by zwrócić na siebie uwagę.
Skierowaliśmy pospiesznie wzrok na sylwetkę jednej osoby.
Jim zaniemówili.
- No tego to się nie spodziewałem - nie wierzył w to co zobaczył.
- Jim my...- chciałam niezwłocznie go okłamać, lecz Doux na spokojnie przerwał to.
-... jesteśmy parą - dokończył, a ja zaskoczona spojrzałam w jego kierunku.
Nie myślałam, że tak szybko przemyśli naszą wcześniejszą rozmowę.
Wogóle nie spodziewałam się, że wyzna komukolwiek prawdę.
- Kamień z serca. Nie muszę okłamywać Jima - przyznała z ulgą, wchodzącą po schodach Clear.
-  To znaczy, że ty o tym wiedziałaś i nawet mi nie powiedziałaś?! - krzyknął niespokojny.
- Oj Jim, ja Cię zbyt dobrze znam. Po paru minutach byś powiedział o tym każdemu kogo znasz - pocałowała go w policzek by ochłonął.
- Będziesz mi musiał Douxie opowiedzieć wszystko.
Po pierwsze...od kiedy się z nią umawiasz? - zapytała Clear.
- O! zorganizujemy podwójną randkę! - zdecydowała znów szczęśliwa dziewczyna.
Czułam się zakłopotana.
Douxie trzymał mnie za talie, tuż przy sobie.
Chciałam być, tak jak chwilę temu spokojna, ale okazało się to nie lada problemem.
- Może później? - zaproponował, widząc, że odsuwam się od niego.
- Jasne. Przepraszam, ale po prostu nie spodziewałam się, że po tylu miesiącach, jednak znajdziesz sobie kogoś innego.
Na prawdę do siebie pasujecie - podniosła wesoło kącik ust.
- Ja tam się cieszą, nie będziesz mi chociaż podkradał mojej dziewczyny - mocno podkreślił ostatnie dwa słowa i złapał swą Nuñes delikatnie za ramię.
Dziewczyna wywróciła oczami i nagle sobie coś przypomniała.
- Ludzie! Merlin jest bardzo zdenerwowany, musimy niezwłocznie wrócić do niego - rzuciła się w kierunku schodów.
Wszyscy do niej dołączyliśmy.
- Ile można na Was czekać? Nie mam czasu na takie rzeczy! - oburzył się, chodzący od ściany do ściany mistrz.
- Wybacz, o czym mówiłeś?
- Skoro się wszyscy pojawili to chciałbym z Wami porozmawiać na temat naszyjnika.
- Słuchamy uważnie.
- Gdy wpadliście do portalu, ja oraz Blinky Galadrigal eksperymentowaliśmy z naszyjnikiem.
Po wielu nieudanych próbach zniszczenia go, nagle coś odkryliśmy.
Kryształ wskazał dziwną coś co jest związane z naszą przyszłością.
- Co to może być mistrzu? - zapytałam.
- Obawiam się najgorszego moja droga - westchnął, podchodząc do księgi.
Tantilis Acarti!
Wypowiedział zaklęcie, dzięki, któremu słowa na papierze zaczęły przed nami lewitować.
Przybliżyły się do mistrza i wskazały niepokojącą datę.
- To już za trzy dni - cicho powiedziałam zlękniona.
- Co może się wtedy stać? - dopytał Jim.
- Coś złego, sądzę, że Darkar się zbudzi, ale nie pozwolę na to.
Jim mam do ciebie prośbę.
Zwróć się znów do Trolli i poproś o wzmocnienie straży wokół niego.
- Przecież już o to ich prosiłem.
- Wiem, ale coś czuję, że to nie wystarczy. Clear zwołaj kosmitów i poproś by użyczyli Nam swej broni.
- Dobrze proszę Pana.
Gdy Merlin zwrócił się jeszcze do Jima, to Douxie do mnie podszedł i się uśmiechnął.
Zaczął żartobliwie mi dokuczać.
Szturchnął mnie trzy razy, a ja spojrzałam na niego ukradkiem.
Widziałam spojrzenie Clear i Jima.
Zarumieniłam się, a Doux by jeszcze mnie bardziej podenerwować, chwycił za dłoń i pocałował w policzek.
- Doux, włagam Cię. Wszyscy na Nas się gapią - nie mogłam spojrzeć mu w oczy.
- Jak Ci to przeszkadza, to mogę przestać - wyznał udając urażonego.
- Może nie tutaj? - rozczochrałam mu bez jakiegokolwiek opamiętania czarne jak atrament włosy.
Jim na ten widok zaśmiał się głośno.
Zdziwiony Merlin odwrócił się do Nas i wyprosił natychmiastowo Clear oraz jej chłopaka na górę.
- Czy wyście do reszty postradali zmysły?! - krzyknął odsuwając nas od siebie.
Upadliśmy na podłogę.
- O co mistrzowi chodzi? - wstał zaskoczony.
- Ja rozumiem. Podróże bez mojego pozwolenia, wskrzeszenie Nari, ale że w takich sytuacjach się wygłupiacie!
Na prawdę nie mogę już ma Was liczyć.
- Tam gdzie ty Mistrzu, to i my - wyznał z prawdą jego uczeń.
- Będziemy już Cię słuchać. Obiecujemy.
- Liczę na to - srogo odparł, chwytając za berło, które cały czas stało w rogu pomieszczenia.
Zielony kamień zaczął alarmująco migotać.
- Coś się dzieje w Camelocie - stwierdził cicho.
Ze schodów zeszli śpiesznie Jim i Clear.
- Ludzie słuchajcie! Blinky jest w Camelocie i chciał zbadać moc kamienia, ale niespodziewanie od strony knieji, dostrzegł sługę Darkana.
Pewnie dowiedział się, które drzewo prowadzi do portalu.
- Całe szczęście, że Violet nosi cały czas ze sobą naszyjnik - mistrz rzucił okiem w kierunku mojej szyi.
- Widzi mistrz... - zaczęłam chwytając się za głowę.
-.... byliśmy w Camelocie, ale nie pomyślałam, że mam wziąść ze sobą błyskotkę i sam klejnot został w Camelocie - ścisnęło mnie w gardle.
- Violet! - nakrzyczał na mnie Merlin.
- Niezwłocznie muszę wrócić do Camelotu, inaczej przez Ciebie sługa zdobędzie kryształ i to będzie koniec dla Nas wszystkich - zdenerwowany odwrócił się i wyczarował teleport.
Chcieliśmy wejść, ale Mistrz zablokował wejście.
- Przez Was ciągle mamy problemy. Dziś tutaj zostajecie i czekacie, aż do mojego powrotu.
Wyraziłem się jasno? - spojrzał w naszym kierunku.
- Tak, Merlinie - nie sprzeciwiliśmy się.
- W takim razie Panno Clear oraz Sir Jimie, wskakujcie! - nakazał.
Portal tuż po ich wejściu, znikł.
Czułam się winna.
- A ty na co czekasz?!- zwrócił się do mnie Doux.
- Chyba słyszałeś, mamy tu zostać - odparłam zdecydowanie.
- Oni Nas będą potrzebować Violet, chyba ich tam samych nie zostawimy.
Chyba warto go posłuchać - odezwał się głosik w mojej głowie.
- Mówiłam Ci, że Cię nienawidzę? - złapałam za jego dłoń i zamknęłam oczy.
- Wiem o tym - uśmiechnął się i wypowiedział na głos miejsce, w jakim mieliśmy się pojawić.
W głowie znów usłyszałam cichutki głosik:
Nie ważne co teraz się stanie, potem będę mieć wyrzuty sumienia, przez to jaką podjęłam decyzję.

Uwierzyć w przeznaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz