- Dobrze, weź głęboki wdech i trzymaj się z całej siły krzesła.
Muszę Ci zapiąć ten okropny gorset - rzekła nabierając powietrza.
Byłyśmy w przymierzalni.
To tam zazwyczaj Edith mierzyła kobiety i mężczyzn, którzy byli zainteresowani kupnem jej ręcznie szytych ubrań.
- Czy to jest konieczne Madame?
To był jeden z powodów czemu nie chodziłam w sukniach.
Nienawidziłam zakładać tych dodatków, dla mnie nie były wcale potrzebne.
Gdy jeszcze mieszkałam w Camelocie i byłam uczennicą Merlina, to Król Arthur zakazywał mi wychodzić na zewnątrz.
Z tego powodu nigdy nie ubierałam się tak ładnie jak reszta osób.
Miałam zazwyczaj na sobie ubrania męskiej służby przerobione na damską odzież.
Niespodziewanie poczułam niesamowity uścisk w klatce piersiowej.
- Oczywiście, jak to mówią...
Chcesz być piękna, musisz cierpieć.
Złapałam powietrze i prosiłam w myślach by te męczarnie na dobre się skończyły.
- No i piękne podkreśli twoje kobiece atrybuty - zapewniła podekscytowana.
W tym momencie dokończyła wiązanie i powiedziała bym podeszłam do dużego lustra.
Spojrzałam na swoje odbicie.
Wywróciłam oczami, gdy zobaczyłam w jakim jestem teraz stanie.
- Widzę po tobie, że nie jesteś zbytnio zadowolona.
- Lepiej byłoby jakbym włożyła zwykłą suknie, bez tych bibelotów.
- No, ale jakto?!
Jak by patrzyli na ciebie mieszkańcy?
Ja wiem, że może macie inne tradycje tam skąd pochodzisz, ale u nas każda Panna na przyjęciu musi wyglądać pięknie.
- Panno Edith aż tak to ważne?
- Oczywiście, teraz zamknij skarbie oczy, bo będę zakładać suknię.
- Takie przebieranki to nie dla mnie - odparłam konkretnie.
- To zróbmy tak, teraz powiedz mi co sądzisz, a jak Ci się nie spodoba to ubierzesz się tak jak ty chcesz, ale jak będzie na odwrót i się spodoba to założysz prócz sukienki też jeszcze skromny dodatek - powiedziała dumna z siebie staruszka.
W odbiciu lustra zobaczyłam pewną siebie pannę.
Miałam związane włosy w niechlujny kok, a w nich jeszcze dodatkowo wpięte przeróżne kwiaty polne.
Suknia była w kolorze pastelowego błękitu.
Rękawy natomiast stworzone zostały z wpół przeźroczystego, brokatowego materiału.
- Ta kreacja jest zbyt piękna. Wygrała Pani...- więcej z siebie nie mogłam wydusić.
Wyglądałam jak księżniczka, chodź nigdy bym się nią nie nazwała.
Madame zachwycona klasnęła dłońmi i wyjęła z małej szuflady ostatni dodatek.
Było to delikatne upiecię do włosów.
Wzięłam je do ręki i założyłam.
Wszystko tak ładnie ze sobą współgrało.
- Jest Pani niesamowita.
- Oj skarbie to drobiazg, nigdy nie spotkałam takich młodych, zdolnych ludzi jak wy.
Ciągle mi pomagacie, więc chociaż tak się odwdzięczę.
- Dzisiaj chyba będziemy musieli się z Panią pożegnać - odparłam.
Nie mogłam jej okłamać, więc wyjaśniałam, że dzisiaj po bankiecie wracamy do domu.
Kobieta spoglądała na mnie i smutniejszym tonem powiedziała mi, żebym się nie martwiła.
- Pani Edith nie jestem pewny czy mi to pasuje.
Zza czerwonej kotary wyszedł Doux.
Nie spodziewałam się kompletnie jego przemiany.
Wyglądał inaczej, bardziej elegancko.
Czarne spodnie i szare pasemka, wypolerowane buty, kamizelka i biała długa koszula pod spodem dodawały mu uroku.
Na szyji miał związany czarny krawat, a przy kamizelce znajdowało się osiem srebrnych guzików.
Po lewej i prawej stronie po cztery.
Jego włosy były bardzo niechlujnie ułożone.
Jedno, wyróżniające się granatowe pasemko opadało na czoło.
W dłoni trzymał czarną marynarkę, która przy boku miała mały też srebrny łańcuszek z czaszką, który zapewne sobie przyczepił.
- Nie widziwiaj mój drogi.
Pójdę jeszcze po bransoletkę, więc zaczekaj. Włóż tamte białe pantofelki - powiedziała łagodnym głosem, a ja jej posłuchałam.
- Wyglądasz ślicznie - odparł.
- Dziękuję, nie spodziewałam się, że kiedyś takiego Cię zobaczę - zaśmiałam się cicho.
- Taka odmiana każdemu się przyda, nie jest tak źle jak myślałam. Nawet w tym wygodnie -
- No widzisz, sama siebie nie lubię widywać w sukienkach, ale ta jest prześliczna.
- W tym to masz rację - podszedł do drewnianej toaletki i poprawił krawat.
- Spakowałeś wszystkie rzeczy? - spytałam cicho by nikt poza nami nie słyszał.
- Tak...
- Przygotowałeś fiolkę?
- Tak, dziś z rana dolałem Pani Edith do herbaty eliksir zapomnienia. Gdy odejdziemy od niej podczas przyjęcia, to powinna o Nas zapomnieć. Trzy nalewki są dla Edrica, jego siostry oraz jeszcze Merlina - oznajmił pewny siebie.
- Będę tęsknić za tym miejscem. Jest cudowne.
- Musimy wrócić, czekają na nas tam nasi przyjaciele, a zwłaszcza Merlin. Oby nikomu się nie działa krzywda pod naszą nieobecność.
- Oby - powtórzyłam za nim.
Madame zjawiła się.
- Hisirdouxie mógłbyś podać jej to?
- Oczywiście.
Idę się przebrać, za chwilę do Was skarbeńki wrócę! - krzyknęła szczęśliwa.
Doux wszedł na drewniany podest. Spojrzał na mnie i założył małą delikatną błyskotkę na sznurku.
- Masz nadal odemnie prezent?
Złapałam za naszyjnik, który miałam na szyi.
- Tak, jest śliczny.
W tej chwili chciałam coś mu wyznać, czułam, że to odpowiednia chwila.
Nikogo nie było poza nami, ale znów się zawahałam. Nie powinnam tego robić, więc spuściłam wzrok i zeszłam.
Tak trudno mi było to powiedzieć.
Chcę, ale nie mogę...
- Jestem już! Możemy wyjść!
Szliśmy za nią.
Doux zarzucił marynarkę na siebie i wziął torbę, którą wczoraj Merlin mu dał. To tam schowaliśmy nasze zniszczone ubrania.
Gdybyśmy zostawili tu cokolwiek, to skutki tak bezmyślnego czynu byłyby niewybaczalne.
Każda rzecz może w teraźniejszości się zmienić, byliśmy tego świadomi, więc od wczoraj sprzątaliśmy każdy po sobie ślad.
_._
Byliśmy na miejscu.
Weszłam po schodach i za małymi, ale bardzo pomocnymi wskazówkami Madame Edith skierowaliśmy się w stronę białego, kwiatowego łuku.
Podaliśmy kartki zaproszeniowe i zostaliśmy wpuszczeni do ogrodu.
Byliśmy zza domem, ale też główną siedzibą burmistrza miasteczka.
Słyszałam głośne rozmowy, krzyki i stukot bucików.
Każdy kto tutaj był, śmiał się i tańczył w rytm orkiestry.
- Widzisz gdzieś Merlina? - szepnęłam mu na ucho.
Kiwnął sprzecznie głową.
Oddaliliśmy się od Pani Edith.
- Doux wziął ze srebrnej tacy dwa kieliszki czerwonego ponczu.
Staliśmy i obserwowaliśmy gości.
Merlina jeszcze nie było.
- Violet! - podbiegła do mnie uradowana dziewczynka.
Była to Clara, siostra Erica, który szedł tuż za nią.
Ukłonił się na mój widok i pocałował czule w policzek.
Zamurowało mnie.
Chłopacy podali sobie dłoń.
- Violet chciałabyś ze mną zatańczyć? - zapytał wesoło szkrab.
- Oczywiście, za chwilę wrócę. Doux mógłbyś proszę mi dać znać, gdyby...
- Jasne...
Doskonale się zrozumieliśmy.
- Tylko jeden taniec - pociągnęła mnie za sukienkę dziewczynka.
- Dobrze już idę.
Z uśmiechem na twarzy dołączyliśmy się na parkiet.
Spojrzałam w kierunku Duxa.
Pił i rozmawiał z Ericiem, miałam przynajmniej taką nadzieję.
Ukradkiem dostrzegłam, że do końcówki picia wlał mu trochę eliksiru zapomnia.
Trzy kroki w przód, trzy kroki w tył, lewa nogą do przodu i skok.
Słyszałam i wykonywałam komendy.
Teraz lewa i prawa dłoń w górę, zakręć się wesoło.
Skok w przód i w tył do partnerki.
Dziewczynce bardzo się to podobało. Była zadowolona.
Zapraszamy kolejnych!
Po paru minutach zabawy, mogłam w końcu zejść z parkietu.
Podbiegłyśmy obie do chłopaków, którzy Nas pochwalili.
- Pewnie mała jest zmęczona, wypij sobie trochę soku jabłkowego - oznajmił dając Klarze kubeczek soku.
- Vi na nas już pora - odparł łapiąc mnie za rękę i odciągając od reszty.
Pomachałam im na pożegnanie, chodź doskonale wiedziałam, że za chwilę już o Nas zapomną.
Szliśmy przed siebie.
Na ławce pod drzewem siedział masz mentor.
- Dobry wieczór Mistrzu.
- Nie mamy dużo czasu. Chodźcie za mną - powiedział nieczule.
Szliśmy w stronę małego mostu.
Był on połączony z labiryntem.
Pod nim był mały stawik, na którym pływały dwie szare kaczuszki.
- Jesteście tego pewni?
- Jak nigdy wcześniej.
- Dobrze, zatem musicie ułożyć stos kamieni. Musi być podobny, co w tamtym momencie, gdy portale się uaktywniły.
Droga Violet byłbym wdzięczny jakbyś wyjęła sztylet z torby.
Mistrzu po co jest to?
- By portal się otworzył należy coś poświęcić. O tym wspominały elfy...
- Co masz na myśli?
- Krew nieśmiertelnika. Trzeba jej trochę, ale nie mogę być to ja.
- To ja będę - odpowiedział pewnie Douxie.
- Dobrze, pamiętacie zaklęcie?
- Pamiętam...to było Quatilis Ovandre.
- Zatem trzeba czekać na księżyc, za chwilę się pojawi.
Gdy Hisirdoux ułożył stos, księżyc był w idealnej pozycji na niebie i mogliśmy zaczynać.
- Violet stań obok Hisirdouxa i wyciągnijcie obaj ręce do góry.
- Teraz krzyknijcie zaklęcie.
- Quatilis Ovandre!
- Doux wyciągnij rękę do przodu, będę musiał zrobić nacięcie, a krew centralnie ma spaść na ułożone skały.
Violet musisz jeszcze raz krzyknąć zaklęcie.
Merlin podszedł do Duxa, wziął jego dłoń i pochylił się nad nim.
Ostre ostrze przecięło jego wewnątrzną stronę dłoni.
Krew wylała się na skały, a ja natychmiast krzyknęłam zaklęcie.
Ujrzeliśmy przed nami małe światełko, które z każdą sekundę było coraz większe. Zaczęło się otwierać, a my wiedzieliśmy, że jesteśmy na to gotowi.
Czułam, że wiatr zaczął bardzo mocno wiać.
Tak samo jak było w rymowance - przypomniałam sobie jedną ze zwrotek.
- Mistrzu mamy do ciebie prośbę - zwrócił się do Niego Doux.
- Mógłbyś dla Nas to wypić?
- Eliksir zapomnienia...- rozpoznał zawartość fiolki.
- Tak, nie chcemy byś Nas pamiętał, to mogłoby zakłócić linie czasowe.
- Oczywiście dzieci. Jesteście bardzo rozsądne - uśmiechnął się, a ja go przytuliłam na pożegnanie.
Mentor oddalił się na parę kroków od Nas, dla bezpieczeństwa by nie wpaść do innego czasu.
- Wskoczcie! - krzyknął i wypił całą niebieską substancję.
Złapałam za zakrwawioną dłoń Duxa i bez zastanowienia zaczęliśmy biec.
Wskoczyliśmy do portalu.
Gdy portal się zamknął, Merlin już o Nas nie pamiętał.
Nagle, znów tak jak kiedyś, straciłam przytomność.
CZYTASZ
Uwierzyć w przeznaczenie
AksiyonStraciłam wszystko co do tej pory kochałam. Arkadię oraz mojego nauczyciela. Osobę, którą uznawałam za przybranego ojca. Nie wiem, gdzie wylądowałam. Wokół mnie były tylko porośnięte liściaste drzewa. Zdjęłam z szyi naszyjnik, oparłam się o kłodę. P...