Rozdział 29

24 2 2
                                    

- Przecież to niemożliwe bym kogokolwiek uczył!
Ja nawet psa znajomej sąsiadki, Pani Brown nie umiałem nauczyć by podał mi łapę, a co dopiero taką młodzież jak wy! - krzyknął nerwowo mężczyzna.
- My wiemy jak to może zabrzmieć, ale jesteś naszym mentorem.
- Ale ja nikogo nie uczyłem, ile razy będę to powtarzał?
- Merlinie zapewniam...- próbował go uspokoić, ale to było nie lada wyzwanie.
- Nie nazywajcie mnie tak, to dawna przeszłość, którą wolę nie wspominać.
Może i wierzę Wam, ale to nie zmienia faktu tego kim tutaj jestem.
- Ale...
- Żadne "ale". Myślicie, że jak sobie tak wparujecie to Wam pomogę? Jestem bezużyteczny.
Nie oo to tutaj przybyłem by ktoś znów zrujnował mi reputację! - rzekł coraz głośniej.
- Prosimy z całego serca o pomoc, jesteś naszą jedyną nadzieją - spojrzałam w jego szkliste oczy, chciałam złapać go za rękę, ale wiedziałam, że będzie to zły pomysł, więc tego nie zrobiłem.
- Proszę Was byście wyszli - załamał mu się głos.
- Mamy wiele pytań, chcielibyśmy znać tylko odpowiedzi.
- Wynocha! - walnął pięścią o drewniany stoliczek.
Herbata w kubku się wylałam, ale on nawet tego nie zauważył, był za bardzo zdekoncentrowany.
Czułam się źle.
Nie chciałam okazywać tego co teraz we mnie kipiało.
Powstrzymywałam się od płaczu, nie mogłam znieść widoku jak znana mi osoba, z którą tyle wieków przeżyłam, tak Nas traktuje.
Zostaliśmy wyrzuceni tuż przed drzwiami.
Szybko się odwróciłam i znowu spojrzałam na niego.
- Byłeś dla mnie wsparciem. Osobą, która mnie w jakimś stopniu rozumie. Zawsze byłeś tak blisko, pomagałeś mi, gdy czegoś nie umiałam i uczyłeś.
Byłeś jak ojciec, którego nie miałam...
W tym momencie widziałam jak zamyka mi drzwi przed nosem.
- Wiem jedno...on się nigdy nie poddawał! - krzyknęłam mając nadzieję, że mnie usłyszał.
- Violet chodźmy...- załapał mnie za rękę, a ja przygnębiona bez słowa odeszłam od sklepowych drzwi.
Nie wiem co teraz się stanie, ale musimy znaleźć inny sposób na powrót do domu.
_._
Siedzę na łóżku i patrzę się w ścianę.
Zrozpaczona nie wiem co ze sobą w tej chwili zrobić.
Doux chyba nawet nie miał zamiaru ze mną rozmawiać.
To co się stało w antykwariacie za bardzo Nas przytłoczyło.
Nie spodziewaliśmy się takiej reakcji.
Hisirdoux siedział na parapecie.
- Kochani zejdźcie proszę na obiad.
- Idziesz? - spytałam niepewnie.
- Za chwilę się dołączę - odparł cicho.
Zeszłam ze schodów i powędrowałam do jadalni.
To było dość małe, ale bardzo przytulne pomieszczenie.
Na środku znajdował się drewniany stół. Po lewej stronie natomiast stała serwantka z pięknymi ceramicznymi miskami, talerzykami i filiżankami.
Na blacie pojawiły się różnego rodzaju smakołyki.
Pani Edith umiała piec pyszne obiadki.
Dziś postawiła na zwykły tradycyjny rosołek z własnoręcznie robionym makaronem.
Na drugie danie natomiast były ziemniaczki, plaster mięsa w sosie pieczeniowym i dodatkowo w osobnych miskach trochę nałożonej surówki z marchewki.
Do szklanek wlałam owocowy kompot i zasiadłyśmy obie do stołu.
- A gdzie Hisirdoux?
- Jest u góry, za chwilę przyjdzie - odparłam miło i zabraliśmy się obie za pyszny obiad.
- O wilku mowa - oznajmiła ujrzywszy chłopka na korytarzu.
Przysiadł się i nabrał trochę sałatki na talerz.
- Jest Pani niesamowita, skąd Madame nauczyła się tak gotować? - zapytałam pełna podziwu.
- Jak będziesz miała męża to zrozumiesz - mrugnęła do mnie.
- Mi do szczęścia nie potrzeba wiele, wystarczy taki posiłek i jestem zadowolonym człowiekiem - zaśmiał się cicho i dokończył ostatni kawałek mięsa.
- Chyba mamy gościa - odparła słysząc pukanie do drzwi.
- Hisirdoux otworzyłbyś proszę? - zapytała, a chłopak się zgodził.
Przetarł serwetką usta i odszedł od stołu, a my zabrałyśmy się za sprzątanie
Poszłam do kuchni myć naczynia.
- Madame Edith miło mi Panią zobaczyć.
- Ambrozjuszu co tutaj Cię sprowadza?
Odeszłam od kuchni i podążyłam za głosem, aż na główny korytarz.
Nie mogłam uwierzyć w to co ujrzałam.
- Mógłbym prosić Panienkę Violet, dzisiaj chciała wypożyczyć u mnie książkę i miałem jej doradzić.
Czy ja dobrze słyszę?
Spojrzałam na Merlina.
To nie był sen, był tutaj.
- Nie ma problemu, byle nie do późna - odparła radośnie gospodyni domu.
Idź skarbie, a ja dokończę mycie naczyń - przejęła moje stanowisko.
Wyszłam najprędzej jak się dało i cicho spytałam:
- Co Pan tu robi?
Do rozmowy przyłączył się Doux.
- Przemyślałem to dzieciaki i chciałbym Was przeprosić. Byłem tchórzem.
- Proszę tak nie mówić, doceniamy to co tutaj Pan robi.
- Nie, ja naprawdę źle się wobec Was zachowałem. Wierzę Wam na słowo.
W Camelocie nie miałem uczniów, więc nie wiem czy podołam...
- Wierzymy w mistrza - oznajmił, dając tym samym wielką nadzieję Merlinowi.
- Przyniosłem wiele ksiąg, które kiedyś czytałam, ale najpierw pójdę się zapytać czy mogę zostać do wieczora. Może pójdziecie do salonu myślę, że za chwilę do Was dołączę.
Madame jest bardzo miła i często z nią rozmawiam, więc znając ją pozwoli mi zostać, ale wolę się upewnić.
- Oczywiście.
Po tych słowach wraz z Duxem udałam się do największego w całym mieszkaniu pomieszczenia.
Był tam urokliwy kominek, przy którym stała duża kanapa i dwa fotele w kolorze beżowym.
Stary żyrandol był powieszony i ładnie wyglądał w otoczeniu innych rzeczy.
Usiadłam na miłym w dotyku dywanie, a chłopak na fotelu.
Czekaliśmy.
Mistrz przyszedł w mgnieniu oka.
Przysiadł się i wyciągał po kolei z skórzanej torby wiele nieznanych nam jeszcze ksiąg.
- Co to jest mistrzu? - zapytałam ciekawsko.
- Po pierwsze nie mówicie do mnie mistrz, to nie dla mnie dzieciaki.
Te księgi to zbiór wydań jakie kiedyś trzymałem w Camelocie. Opowiadają o różnych zjawiskach jakie spotkało przypadkowe osoby, więc może się znajdzie coś przydatnego - wyjaśnił i podzielił obowiązki.
Ja zaczęłam czytać księgę pierwszą, a Hisirdoux drugą.
„Tajemnice Salomea" - cicho w myślach sobie powiedziałam tytuł książki.
Starałam z wierzchu kurz i zaczęłam czytać wszystko co było tam zapisane. Od końca do końca, bez przerw na cokolwiek.
Musieliśmy znaleźć jakieś rozwiązanie, przecież nie mogliśmy tutaj na zawsze zostać.
Przeglądałam obrazki, ale nic ciekawego nie znalazłam.
Po dłuższej chwili ze zmęczenia zaczęły zamykać mi się powoli oczy.
Nie lepszy był w tym Doux, któremu nawet się przysnęło.
Merlin wstał i dał znać, że pójdzie po dzbanek zimnej wody.
Kiwnęłam głową i oparłam się o róg sofy.
Wzięłam do ręki kolejną książkę.
Czemu nic nie było o tym napisane?
Nie wierzyłam w to.
Próbowałam na nowo przypomnieć sobie zdarzenie, które wydarzyły się tamtego dnia.
Hisirdoux ułożył stos kamieni, potem wypowiedzieliśmy na głos zaklęcie i nic ono nie dało.
Pojawił się Mroczny łowca i popchnął mnie tam, gdzie były ułożone skały.
Wszystko się przewróciło, a po chwili magicznym sposobem lewitowało.
Otworzyły się dwa portale.
Jeden był z góry, a drugi z dołu.
Oba prowadzimy do odrębnych miejsc.
Z jednego wyleciała znajoma Duxa.
Kolejny nas pochłonął.
Nic z tego nie umiałam wywnioskować.
Zawiedziona odłożyłam książkę i wzięłam łyk wody, którą właśnie podał mi mistrz.
- Jest już dwudziesta, a ja za chwilę będę musiał się zbierać.
- Wiem, wiem...
- Pójdę po wierzchnie ubrania, mogłabyś spakować moje księgi?
- Oczywiście.
Odłożyłam szklankę na bok i zaczęłam wkładać wszystko do torby.
Moje niezdarstwo w tej chwili przekroczyło granice.
Na jedną książkę wylała się woda.
Nie tylko nie to.
Pomyślałam sobie, idąc w dość szybkim tempie po papier.
Najszybciej jak tylko się dało zaczęłam wszystko wycierać.
Kartki jak i papier, którym to starałam się delikatnie ścierać, niesamowicie nasiąknął wodą.
- Czemu to tylko mi się zdarza - odparłam zdenerwowana na głos.
Jeden egzemplarz odłożyłam na stolik i przykryłem kocem.
Miałam tylko nadzieję, że do jutra wyschnie i podejdę do mistrza mówiąc mu, że zapomniałam jednej księgi spakować.
- To wszystko? - zapytał.
- Tak raczej wszystko schowałam...
- Kłamstwo to pierwszy stopień do piekła, więc lepiej mnie dziecko nie okłamuj.
Doskonale widzę, że coś tu nie gra.
- Niech mistrz się martwi.
- Nie mistrzuj mi tu Violet - zagroził.
Spojrzał na fotel i koc.
Odepchnął mnie i zobaczył to co narobiłam.
- Violet! Wiesz ile ta książka przetrwała wieków?!
Z pobudki nagle wstał zaskoczony Doux.
- Nic nie zrobiłem! - zaprzeczył zaskoczony uczeń. Po chwili jednak zamilkł, widząc sytuację.
- Przepraszam, ja naprawdę nie miałam zamiaru tego robić, ale...
Zabrałam pospiesznie księgę z jego dłoni i podeszłam do lampy.
- Pod światłem już tego nie widać - uśmiechnęłam się, a Merlin otworzył przerażająco oczy.
- Vi radzę stać, gdzie stoisz.
- A to czemu?
- Bo właśnie dzięki tobie znalazłem odpowiedź - odparł pewnie.
Szybko jak tylko się dało podszedł do mnie i położył na stoliku książkę.
Wszyscy usiadliśmy w kręgu.
Kartki, które były wpół przeźroczyste skrywały tajemniczy szyfr.
Pod światłem były bardzo widoczne.
- Przynieść więcej wody - nakazał mentor.
Na stronach pojawiły się złote znaki.
- To dość dziwny rodzaj magii, mało kto ją spotyka.
Umiesz to odczytać? - zwrócił wzrok na chłopaka.
- Znam wiele języków. Muszę się przyjrzeć.
Przybliżył i uważnie obserwował tekst.
- Język elfów - odparł po chwili uwagi.
Przekartkował kilka kartek i wpadł chyba na coś co jest związane z naszą sytuacją.

Co pół roku pojawia się na niebie. Najjaśniejsze światło skrywające sekretów wiele.
Wpół do pierwszej odkrywany jest ten wyjątkowy dar.
Dzięki niemu zawdzięczamy wiele wad.
Szum wiatru da Ci znać i otworzy portalu czas...

- Co to za dziwna rymowanka...
- Na pewno nic łatwego do odszyfrowania - zapewnił chłopak.
- Skoro rozumiesz ich język, to nie widzę problemu byś zrozumiał banalną rymowankę - odparł nie wzruszony starzec.
- Skoro tak mistrz twierdzi, to niech mnie oświeci - wywrócił oczami, a ja wiedziałam, że to nie było mądre posunięcie.
Rozmowa pomiędzy Merlinem, a Duxiem przerodziła się w dość nietypową sytuację.
Byłam świadkiem kłótni ucznia z mistrzem.
Chciałam to przerwać, ale za każdym razem, gdy coś miałam powiedzieć to oni podnosili głos.
W końcu jednak i ja podniosłam do głos, dochodząc tym samym w końcu do głosu.
Wiedziałam o co chodzi.
- Doux pomyśl tylko, to prawie jak pisanie tekstu piosenki.
Każda zwrotka w piosence ma jakieś odniesienie.
"Dzięki niemu zawdzięczamy wiele wad".
To chodzi zapewne o dziury czasowe.
Mogą przysporzyć wiele problemów.
Wątpię by elfy z tego korzystały.
Musiały to dla kogoś stworzyć.
Czyżby Król Arthur miał z tym powiązanie - zastanawiałam się chwilę nad swoją wypowiedzią.
- Wątpię Violet.
Król Arthur w twoich czasach jak i u Nas jest taki sam. On się nie zmienia.
- stwierdził pewnie i bardzo stanowczo Merlin.
- No to kto to mógłby być?
- Nie wiem, ale jestem zdania, że skoro elfy to stworzyły, to musiały mieć temu wielki powód.
Mało kto już widzi te stworzenia.
- Skoro odnaleźliśmy drogę do domu to musimy dowiedzieć się kiedy to ma nastąpić.
- Co pół roku odbywa się u Nas przyjęcie z różnych okazji.
Jutro urodziny będzie mieć burmistrz miasteczka.
- Czy Merlin myśli, że to wtedy otworzy się portal?
- Nie myślę, a jestem tego pewny jak nigdy dotąd.
- Skąd mamy wiedzieć gdzie się otworzy? - zapytaliśmy w tym samym czasie.
- Portale nie są jakieś trudne do przewidzenia. Skąd przybyliście?
- Najpierw wpadliśmy do portalu w lesie. Wypadliśmy w labiryncie...
- To tam jutro będzie przyjęcie. Może nie w dosłownym znaczeniu, ale przed domem jest ogród i on prowadzi do labiryntu.
- Wszystko ze sobą łączyło się w jedno.
To wszystko jest ze sobą w jakiś sposób związane.
- Madame Edith pewnie jeszcze nawet nie zauważyła, że nadal tu jestem. Dzisiaj pomyśle o tym wszystkim, ale najważniejsze byście jutro byli na przyjęciu.
- Dostaliśmy zaproszenia, więc wejdziemy tam bez problemu.
- Dobrze, w takim razie, jutro powiem Wam co dalej z tym zrobimy. To będzie jedyna szansa na powrót zapewne, więc radzę przyjść.
- Nie zmarnujemy takiej okazji zapewniam, co nie Doux? - zwróciłam się w jego kierunku, lecz ten znów leżał na sofie i zasypiał.
- W takim razie już pójdę.
Odporowadziłam Merlina do drzwi i wszystko zamknęłam na klucz.
Byłam jedyną osobą, która jeszcze nie spała.
Bardzo mnie dziwiło, że Madame Edith nie słyszała naszej rozmowy.
Miała bardzo twardy sen.
Weszłam do salonu i posprzątałam pomieszczenie.
Było takie jak wtedy, gdy weszliśmy do niego tutaj po raz pierwszy.
Doux spał jak zabity, więc nie chciałam mu przeszkadzać.
Wzięłam widoczny koc i go przykryłam.
Skierowałam się na poddasze i rzuciłam na łóżko.
Jutro będzie dzień pełen wrażeń...

Uwierzyć w przeznaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz