Otwieram zdezorientowana oczy. Wylądowaliśmy w lesie.
Czuję na policzkach kropelki deszczu. Moje włosy są w okropnym nieładzie. Leżałam na brudnej ziemi.
Obok mnie leżał Duxie, do którego wszystko dopiero docierało.
Z jego dłoni nadal wylewała się
czarno - czerwona krew.
- Doux twoja ręka nadal krwawi - zauważyłam z poważną miną.
Zaczęłam się tym przejmować, miałam tylko nadzieję, że nie wdarło się do rany żadne zakażenie.
Chłopak przetarł ranę i odparł :
- To tylko krew, nic mi się nie stanie...
Zaskoczona miałam go upomnieć, ale widząc uśmiech na twarzy chłopaka, stwierdziłam, że nie warto psuć mu nastroju.
Oboje wstaliśmy.
- Wróciliśmy... - cicho rzekłam.
- Udało Nam się - odpowiedział zachwycony.
Chwycił za nieopodal leżącą torbę z naszymi ubraniami.
Pamiętałam drogę do miasteczka, więc przejęłam stery i poszłam jako pierwsza.
- Nie uważasz, że jest troszkę zimno? - złapałam się za ramiona i szłam dalej, omijając dużą kłodę.
Odwróciłam się by zobaczyć czy nie szłam za szybko, ale Doux na całe szczęście za mną nadążał.
Chłopak zdjął swoją marynarkę i wyciągnął do mnie rękę.
Podziękowałam za jego miły gest, okryłam się materiałem, a on niespodziewanie chwycił mnie pod ramię.
W oddali dostrzegłam biały drewniany drogowskaz.
Pokazywał w jakim kierunku iść do miasteczka.
_._
Idziemy przed siebie.
Deszcz i mocny wiatr ponownie nie dawały za wygranę.
Trzęsłam się zimna, ale na szczęście wiedziałam, że byliśmy już bardzo blisko księgarni.
- Antykwariat jest tam... - zauważyłam niezwłocznie po tym jak tylko przeszliśmy na drugą stronę.
- A tam jest kawiarnia - miło oznajmił.
- Mieliśmy iść do antykwariatu - odparłam.
- Naturalnie. Idziemy do nich tylko, że oni są w kawiarni. Zbyt dobrze ich znam. Zoe pewnie ma moje klucze - wyjaśnił.
Chłopak miał rację.
Nieopodal Nas świecił się tylko jeden sklep.
Była to kawiarnia, w której po raz pierwszy poznałam Douxiego.
Drzwi do niej były otwarte.
Weszliśmy bez jakiegokolwiek zastanowienia.
- Doux, Violet - pisnęła z przerażenia Zoe.
Podbiegła do Nas i otuliła z całej siły. Byliśmy przemarznięci.
- Jim, Toby, Clear! - krzyczała.
Ze schodów zeszła znana Nam trójka. Na samym końcu ujrzałam nawet Merlina.
- Na brodę eghm...- kaszlnął Toby by nie dokończyć wypowiedzi.
- To było nieodpowiedzialne! - krzyknął zdenerwowany mentor.
Zoe postawiła dwa fotele i pobiegła po kocyki.
- A jakby się Wam coś stało?! Wiedziałem, że mój uczeń to ignorantus, ale podróż w czasie, czasie?! - podszedł podenerwowany.
Na dodatek ty Violet, jak mogłaś mu przy tym towarzyszyć i wogóle na to pozwolić!
Po tej rożowowłosej marudzie się tego spodziewałam, ale ty?! - nakrzyczał na mnie, a ja wolałam nawet się nie bronić. Wiedziałam, że zrobiłam coś złego.
- Ta rożowowłosa ma imię - powiedziała z irytacją Zoe, tak by to usłyszał.
Starzec, jednak zignorował jej wypowiedź.
Podszedł w naszym kierunku, schylił się, a jego zły wyraz twarzy,
zmienił się.
- Jednak... Chwycił naszą dwójkę i przytulił.
- Cieszę się, że żyjecie.
- My też - odpowiedzieliśmy cicho i odwzajemniliśmy jego gest.
Dostaliśmy koce, ręczniki i gorącą herbatę.
Jak na razie nie mogłam nawet podnieść dłoni.
- Nic nie czuje. - wystraszona odparłam. - Tak samo jak ja.
- A dziwić się? - zdziwiony Jim spojrzał najpierw na ulewę za oknem, a potem na nasze elegancki, chodź nieodpowiedni do takiej pogody ubiór.
Do salonu wbiegł Arch.
- Archie! - kot usiadł Duxiemu na kolonach i zaczął mruczeć.
- Też cieszę się, że Cię widzę.
- Nie rób mi tego nigdy więcej - powiedział wbijając pazur.
- To mnie bolało! - krzyknął masując zranione miejsce.
Zoe usiadła przy nim i nałożyła na ranę bandaż.
Pocałowała go w policzek, ale on nie wydawał się zbyt szczęśliwy.
- Jak się to stało? To nie wygląda na delikatne zranienie - odpowiedziała przyglądając się zacięciu.
- By wrócić tutaj znaleźliśmy specjalne zaklęcie...
- Nic nie mówcie! - zakazał nasz mentor.
- Czemu mistrzu?
- Nikt poza Wami nie powinien się dowiedzieć o tym co Was spotkało. Moglibyście naruszyć linie czasowe i zmienić coś w historii.
- Zapewniamy mistrza, że zatarliśmy tam ślady.
- Mam taką nadzieję. Następnym razem nic nie róbcie bez mojego pozwolenia.
- Ale mistrzu przecież udało Nam się i jest z Nami Nari...
- Nari?! - podniósł głos.
Już myślałem, że mnie nie zaskoczycie, ale mogę się założyć, że żadnej Nari nie ma, Hisirdouxie straciliśmy ją przecież.
- Ja ją widziałem, przecież Zoe ją...- spojrzał w jej stronę, a ona spuściła wzrok.
- Zoe...
Coś się stało.
Wiedziałam, że Zoe Nam tego nie powie przy Merlinie.
- Podróż w czasie mogła usunąć jakieś dawne wspomnienie.
- Udowodnię Merlinowi, że to prawda - przyrzekł Doux
- Hisirdouxie odpocznij, dobrze Ci to zrobi. Gdy nabierzecie sił, przyjdźcie do Camelotu.
Ja muszę Was niestety opuścić, bo zapewne Król Arthur przyjdzie dziś do mnie z wizytą.
- Dobranoc mistrzu - cicho rzekłam.
Gdy Merlin nas opuścił ja i Doux zwróciliśmy uwagę na Zoe.
- Co się stało? - spytałam
Nadal milczała.
- Chcesz pogadać z Nami na osobności?
Rożowowłosa dziewczyna kiwnęła głową.
- Jakbyście...
- Nie ma sprawy Violet. Jeśli będziesz chciała to później Nam powiesz co się stało - dokończyła moją wypowiedź.
Przytuliłam czule każdego i życzyłam dobrej nocy.
Chłopak zrobił to samo.
Gdy wyszli Zoe usiadła naprzeciwko Nas. Podrapała się po głowie i cicho wyznała:
- Gdy wpadliście do portalu, niezwłocznie uratowałam Nari.
Była przytomna, ale gdy wyciągnęłam do niej pomocną dłoń to ona mnie nawet nie poznała i uciekła.
- Podróże w czasie mogą doprowadzić do utraty pamięci - przypomniałam na głos dzisiejsze słowa Merlina.
- A co ze łowcą?
- Łowca nagród uciekł z miejsca zdarzenia...
- Czyli Nari jest gdzieś teraz w lesie?! - krzyknął zaniepokojony Douxie.
- Na to wygląda - odpowiedziała smutniejszym tonem, pijąc zdenerwowana łyk mojej herbaty.
- Ja naprawdę Was przepraszam, wiem ile dla Was znaczyła.
- To nie twoja wina, ona pewnie się wystraszyła. To nimfa leśna, a one są bardzo wrażliwe - zauważyłam.
W tamtej chwili przypomniałam sobie lekcję z Merlinem o magicznych istotach, zanim jeszcze się w tych czasach pojawiłam.
- Dobrze skoro już to wiemy, to chciałbym się dowiedzieć jak wygląda sytuacja tutaj. Nikt poza Jimem, Tobym, Clear oraz Merlinem nie zorientował się, że znikneliśmy?
- Nikt. Merlin nakazał twojej młodszej wersji Douxie, by przybywać tutaj codziennie z rana i pracować w barze, a wieczorem musiał pojawiać się w Camelocie. Pewnie Merlin już przekazał wiadomość by się nie pojawiał, więc radzę Ci wypocząć, bo jutro nie ma dnia wolnego - zabrała kubki i odłożyła je na stolik.
- Chciałabym zostać tutaj, ale obiecałam wujowi wyczyścić wszystkie struny i nastroić instrumenty, bo ma jakąś wielką wyprzedaż - wywróciła oczami, nie ciesząc się z podjętej decyzji.
- Do jutra Zoe - przytuliłam dziewczynę, a ona podała mi klucze bym zamknęła drzwi.
Czułam, że w końcu mi zaufała.
Nie martwiła się, że zostaje z Hisirdouxem sam na sam, bo wiedziała, że trzymam go na dystans.
Dwa razy sprawdziłam czy prawidłowo zamknęłam wejściowe drzwi i zwróciłam się w stronę chłopaka.
Uśmiechnął się, a ja oznajmiłam w razie czego by na nic nie liczył.
Chłopak parsknął śmiechem.
- Nie martw się, już mi przeszło.
Doskonale zrozumiałem, że nie skradnę twoje serce zanim ty pierwsza je przedemną nie otworzysz.
- Oj Doux - zaśmiałam się.
- No dobrze, dobrze skończmy tą rozmowę Vi.
- Wiesz, martwię się o tą twoją przyjaciółkę Nari.
Położyłam się na kanapie i otuliłam się puchatym kocem.
- Ja również. Chciałbym znów ją ujrzeć, to była wspaniała istota.
- Musimy ją znaleźć...
- Za wszelką cenę - dodał pewnie chłopak.
Wstał i wyciągnął z torby pudełko, które nazywali tutaj telefonem.
Dotknął je, a po chwili odłożył.
Nie wiedziałam po co mu takie dziwne urządzenie.
- Kiedyś Ci wytłumaczę - zaśmiał się widząc moją zdziwioną twarz.
- O ile będę tego chciała - zamknęłam oczy i usnęłam.
CZYTASZ
Uwierzyć w przeznaczenie
AcciónStraciłam wszystko co do tej pory kochałam. Arkadię oraz mojego nauczyciela. Osobę, którą uznawałam za przybranego ojca. Nie wiem, gdzie wylądowałam. Wokół mnie były tylko porośnięte liściaste drzewa. Zdjęłam z szyi naszyjnik, oparłam się o kłodę. P...