Siedzę i rozmyślałam.
Po wczorajszej sytuacji jestem w kolejnej rozsypce.
Przypomniałam sobie, że straciłam wszystko co kiedyś uwielbiałam.
Nawet rodzinę jakiej nigdy nie miałam.
Rospisałam sobie na wielu kartach informację związane z tutejszym miasteczkiem.
Na środku zapisałam sobie imię poszukiwanego chłopaka.
Hisirdoux Casperan.
Gryzłam zatyczkę od długopisu i myślałam.
Powtarzałam ciągle słowo jakie wymówił Merlin po raz ostatni.
- Hisirdoux, Hisirdoux, Hisirdoux...
Na kartach zaczęłam pisać bezmyślnie jego imię.
Minęło dość sporo czasu, był już późny wieczór.
Byłam zmęczona i nagle pomyliłam się w zapisie.
Na kartce napisałam Douxir.
Nagle w głowie tak nagle zaświeciła mi się przeźroczysta lampka.
- Douxie - wypowiedziałam jego imię na głos.
On może być tym kogo poszukuję.
Zebrałam się z pustej posadzki i wyszłam.
Biegłam w kierunku kawiarni.
Drzwi już były zamknięte.
Usłyszałam jak ktoś wychodzi z tyłu.
Podeszłam tam i go ujrzałam, właśnie chował miotłe do małego kantorku.
- Douxie! - podbiegłam do niego, gdy on już zamykał drzwi.
- O hej Violet co tam? Podobno wczoraj odeszłaś od znajomych i nie wróciłaś. Coś się stało?
- Nie wiem jak Ci to powiedzieć. Znamy się od wczoraj - chciałam pokazać mu naszyjnik, ale usłyszeliśmy hałas dobiegający bardzo blisko kosza na śmieci.
Z rogu wyszła bardzo mi znana osoba.
Łowca nagród - był on w lśniącej zbroi, w dłoniach trzymał szlachetnie wykute dwa miecze.
Przez hełm widać było żółte jak iskry ognia ślepia.
Szedł w naszą stronę, po mnie.
Nie wierzyłam, że mógł uciec z mojego świata.
- Schowaj się - nakazał podchodząc w jego kierunku.
Rzucił się na niego.
Wtedy zobaczyłam, że to on.
Tego kogo szukałam.
Umiał czarować, o nim Merlin mi wspomniał.
Na początku dobrze mu szło.
Niebieskie światło uderzyło łowcę, chodź wstał zbyt szybko, chwycił chłopaka tak mocno, że polała się krew, uderzył z dużą siłą w blaszany pojemnik.
Widać było, że chce go wykończyć.
Chciał wstać i walczyć, ale nie mógł.
Musiałam mu pomóc, więc podbiegłam w jego kierunku.
Jednym ruchem ręki stworzyłam osłonę.
- Pomyśl o miejscu, w jakim byś się chciał teraz znaleźć! - krzyknęłam łapiąc jego nadgarstek.
Zrobił to.
Zamknęłam oczy i nagle znaleźliśmy się w zupełnie innym miejscu.
Byliśmy na jakimś osiedlu, wokół wiele domów jednorodzinnych.
Leżeliśmy zmęczeni na betonie.
Wstałam i podałam mu dłoń.
- Długo wyjaśniać... - próbowałam jakoś uspokoić nagłą sytuację, ale wyszło jak wyszło.
Wzięłam go za ramię, a on wskazał szary dom.
Z trudem doszliśmy do Niego.
Zadzwoniłam do drzwi.
- Trzymasz się?
Kiwnął głową, chodź był zbyt zaskoczony tym co zrobiłam chwilę temu.
W drzwiach ujrzałam Jima.
Wprowadził nas natychmiast do środka.
Douxie położył się na kanapie.
Ja siedziałam na przeciwko.
Dostałam szklankę z wodą od chłopka.
Jim chodził od końca pokoju do następnego.
Zawiadomił znajomych, którzy po chwili dołączyli do nas.
- Co się stało?! - krzyknęła Claire i podbiegła do chłopaka, trzymała go za rękę.
- Zaatakowało Nas. Przepraszam to wszystko przezemnie.
- Jak to? - zwrócił się w moją stronę Bobek.
- Możecie mi nie uwierzyć, ale jestem z innej rzeczywistości. Pochodzę z Arkadii. Umiem czarować tak jak Douxie.
Napadnięto nas, a kraina, w której żyłam została usunięta przez złych ludzi, na czele Darkana.
Pan cieni, wysłał po mnie łowcę nagród, bo chce zdobyć coś co chronił mój mentor Merlin.
Wyjęłam niepewnie wisiorek i pokazałam im.
Jim mi go zabrał i zaczął się bardzo przyglądać.
- Nie możliwe byś znała Merlina, chyba z legend - odparł Douxie.
Podniósł się powoli, chodź z wielkim bólem.
- Nigdy Nam o niej nie wspomniał.
- Może i byłaś jego uczennicą, ale on żyje...
- Żyje? - spojrzałam z nadzieją w stronę chłopaka.
- Skoro przybyłaś z innego wymiaru to twój świat już nie istnieje.
Znajdujesz się w naszym, gdzie mój mentor żyje, ale na pewno nie będzie Ciebie pamiętał. - wyjaśnił szybko i na temat.
- Mówił Ci o co chodzi z naszyjnikiem? - zapytał Tomy
- Nie nic, a nic. Mówił bym go strzegła i pod żadnym pozorem nie pokazywała nikomu.
Wam mogę zaufać, bo mi powiedział.
Kazał mi odnaleźć Hisirdouxa Casperana, mówiąc, że będzie wiedział co robić - oznajmiłam czując przy tym pewien narastający z każdą sekundę niepokój.
Czarny kot wleciał oknem.
Jego skrzydła były jak u nietoperza.
Douxie rozmyślał nad tym wszystkim.
- Violet, skoro jesteś od niedawna to nie masz stałego mieszkania - powiedziała Claire.
Kiwnęłam głową.
- Znalazłam opuszczony dom...
- Potwierdzam - odparł Kot
- Nie możesz tam iść, jak Cię znajdzie to może odebrać kryształ. Zamieszkasz u mnie.
Rodzice się zgodzą, nie jedno widzieli, a towarzystwo mi się przyda - uśmiechnęła się do mnie Claire
- Dziękuję Claire.
Dziewczyna się uśmiechnęła.
- Skoro Douxie Was zna to kim jesteście, nigdy Was w Arkadii nie widziałam.
- Jestem takim jakby łowcą trolii, osobą łapiącą magiczne stworzenia, które
sprzeciwiają się i mają zamiar zrobić coś złego.
Claire umie panować nad czarną magią.
- Niesamowite, nigdy się nie mogłam się jej uczyć.
- Nie tylko ty - odparł z uśmieszkiem młody czarodziej.
- Uwierzysz, że musiał mnie uczyć? Dzięki niemu nauczyłam się dużo.
Był i nadal jest moim psorem - zaśmiała się jego kierunku.
- Dobrze się czujesz? - spytał Jim chłopaka, który powoli dochodził do siebie.
- Nic mi nie będzie, Archie mnie odprowadzi do domu.
- Nie możesz iść, łowca nagród Cię zobaczył, a to znaczy, że będzie też na Ciebie polował.
- Dam sobie radę - przekonywał, chodź nie skutecznie.
- Tak jak teraz? Bobek weźmiesz go? - spojrzała Claire.
- Mam dużo trolii w domu, ale Jim weźmie go pod dach - oznajmił.
- Będziemy mieszkać nawet blisko siebie, więc gdyby co to każdy może na siebie liczyć -
- Archie może patrolować okolice i jak coś się stanie to da Nam znać - powiedział jego przyjaciel.
- Jasne - zgodził się kot.
Claire musiała wrócić do domu, więc pożegnałam się z resztą nowych znajomych i wyszłam z domu Jima.
Nieopodal niego znajdowało się mieszkanie Clair.
Rodzice już spali, więc cicho poszłyśmy na górę.
Rozłożyła stary dmuchany materac z piwnicy, położyła poduszkę oraz kołdrę.
Siedziałam na parapecie i patrzyłam się na ametyst.
Dziewczyna do mnie podeszła i położyła na moim ramieniu prawą dłoń.
- Hej trzymasz się?
- Tak? Nie, niewiem. Jestem w rozsypce. Nie powinnam nikomu ufać, a to robię.
W dodatku przezemnie wasz przyjaciel został ranny.
Nie daruję sobie tego - wbiłam paznokcie w dłoń.
Krew zaczęła ściekać.
Claire wyciągnęła do mnie dłoń.
Pozwoliłam jej by zobaczyła zranione miejsce.
- Nie, to nie twoja wina. Douxie jest osobą, która zawsze i wszędzie pomoże. Chciał Cię ratować i nie przejmował się tym, że pokaże co umie.
Nie ma Ci tego za złe - zacisnęła mocno moją dłoń, skrzywiłam się z bólu, który po sekundzie zniknął.
Rany już nie było.
- Dzięki mroczna - odparłam uśmiechając się delikatnie.
- Prześpij się, jutro na pewno będziemy musieli jakoś sobie poradzić z tą sprawą.
Nie jedno widzieliśmy, więc dla Nas to nawet norma - zaśmiała się cicho, po czym wskoczyła do łóżka.
Obie poszłyśmy spać.
CZYTASZ
Uwierzyć w przeznaczenie
ActionStraciłam wszystko co do tej pory kochałam. Arkadię oraz mojego nauczyciela. Osobę, którą uznawałam za przybranego ojca. Nie wiem, gdzie wylądowałam. Wokół mnie były tylko porośnięte liściaste drzewa. Zdjęłam z szyi naszyjnik, oparłam się o kłodę. P...