Biegliśmy w stronę Camelotu.
Nic nie powstrzymało nas od wejścia do królestwa.
Ja, Hisirdoux, Jim, Clear i Toby podążaliśmy znanymi mi od dzieciństwa korytarzami.
Reszta została na Targowisku by pomóc posprzątać bajzel po Łowcy Nagród.
Miałam tylko nadzieję, że następnym razem nikt nie ucierpi z mojego powodu.
Znów się obwiniałam, bo gdybym nie oddała kamienia, to do niczego takiego by nie doszło.
Nie czas na żalenie się Violet! - ogłosił głosik w mej głowie.
Miał rację, ale co miałam począć, gdy w biegu zaczynałam mieć dziwne złudzenia i dostrzegałam młodszą mnie.
Nikt tego oczywiście nie widział i nawet wolałam ich o to nie pytać, bo z pewnością uznaliby mnie za wariatkę.
A może to nie były omamy, tylko krótkie, ale bardzo dla mnie samej ważne wspomnienia?
Przy wielkim obrazie siostry Arthura, Morgany, stała białowłosa dziewczynka.
W ręce trzymała kredkę i rysowała po murach.
- Violet prosiłem Cię byś nie malowała ścian - pouczył mnie mój mistrz.
- Przepraszam - odrzuciłam kredkę na bok i schowałam się za zbroją rycerską, bojąc się, że dostanę karę.
Mentor delikatnie podniósł kącik ust i pogłaskał mnie po głowie.
- Przed Nami długa przyszłości - powiedział łagodnie i złapał za rączkę.
Chciałam w to uwierzyć.
Chciałam mieć taką przyszłość, jak kiedyś mi mówił, ale się nie udało.
Obraz przed moimi oczami zniknął.
Skręciliśmy w lewo i otworzyliśmy wielkie drzwi do sali koronacyjnej.
Król siedział na swoim tronie i dumnie ostrzył Excalibur.
- Wybacz królu nagle najście... - wyjaśnił Doux.
Niezwłocznie mu przerwał.
- Mam nadzieję, że masz dobre wytłumaczenie - odparł ostro.
- Królu drogi. Darkan się zbliża i ma wielką armię upadłych swych sług.
O boże, czy on tak na serio? Czy naprawdę powiedział to za jednym zamachem, jak mógł to zrobić?!
Patrzyłam na Niego z niedowierzaniem, a on nadal bez przerwy mówił:
- Merlin uwięził go w skale, trolle miały go strzec! - uderzył pięścią w tron.
- Robiły to, dopóki nie pojawił się Łowca Nagród.
Szukał kryształu wskrzeszenia i go odnalazł.
Ostatnie słowa wywarły na królu niespodziewanie wrażenie.
- Kryształ był zniszczony, zapewniał mnie Merlin - jego gniew narastał, a ja bałam się najgorszego.
- Tak i dotrzymał obietnicy, ale niestety kryształ się odrodził.
Doux kłamał mu w żywe oczy, bo pewnie gdyby się dowiedział prawdy, to skazałby wszystkich do lochów lub znając jego charakter na pewną śmierć.
- Skoro tak mawiasz, młody uczniu, co chcesz z tym zrobić? - oznajmił tonem ciut łagodniejszym.
- Potrzebujemy rycerzy.
Król kiedyś już stoczył bitwę.
Prosiliśmy o pomoc trolle i za niedługo podejmą decyzję...
- Co tu decydować?! WALCZYSZ LUB JESTEŚ TCHÓRZEM! - król wstał na równe nogi i chwycił miecz.
- Gdzie ma się odbyć bitwa? - spytał dumnie wychodząc z sali.
Podążyliśmy zza nim, tocząc dalej rozmowę.
- Za wzgórzem Magdoga.
- Waszym zadaniem będzie postawienie obozowiska.
Tam będziecie mogli przenosić ciężko rannych - wydał rozkaz.
- My nie mamy walczyć? - zdziwił się Toby.
- A co mi po takich dzieciakach? - skrzywił się król na wypowiedź Domzalskiego.
- Mamy doświadczenie, przecież tutaj widzi Pan Jima Lake'a Juniora, Łowcę Trolli w rzeczy samej! - wskazała na chłopaka, po czym jeszcze szybko dodał:
- Po lewej stronie jest nie kto inny jak Clear Nuñes, czarownica z krwi i kości!
Nie zapomniałbym o Hisirdouxie Casperanie, uczniu Melina, który pokonał z wspólnymi siłami Mroczny Zakon i powstrzymaliśmy razem oczywiście ze mną koniec świata! - powiedział z triumfem Tobiasz.
To były mocne argumenty, dzięki którym król stanął i odwrócił się.
- Niech Wam będzie. Czarodzieju...- zwrócił się do Douxiego.
- Słucham miłościwy Panie.
- Postaw namioty, za chwilę dołączy do was armia mych żołnierzy.
Obmyślę plan strategiczny i z wami porozmawiam byście wiedzieli jak stoczyć walkę.
- Dobrze, w takim razie...zaraz czy ja Cię kiedyś dziewczyno nie widziałem?
Jego wzrok powędrował centralnie na mnie. O nie, przecież on doskonale pamięta kim jestem.
- Widziałem Cię w szafie.
- To mnie król zobaczył?! - zaskoczona bez namysłu odpowiedziałam.
Czyżby jednak zapomniał?
A może w tych czasach nie istniałam.
Teraz miało to sens, skoro Hisirdoux jest odemnie o rok starszy.
Nie mogliśmy się urodzić w podobnym czasie, bo bym przecież nie mogła zostać uczennicą Melina, ale jakim cudem mistrz mnie zapamiętał, a Arthur nie?
Mówił mi, że byłam jego uczennicą w tych czasach, a może mnie okłamał?
Chyba, że...on przeżył wtedy i na moich oczach nie umarł?!
Nie, to nie miało najmniejszego sensu.
Przecież by mi powiedział?
Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi.
Czemu mi to robisz mistrzu?
- Ej ty zwołaj rycerzy! Bitwa się szykuje - pokierował rozkaz w kierunku jednego rycerza.
Nawet nie dokończyliśmy tematu, król pobiegł przeciwną stronę.
- Zaraz ty byłaś w szafie? Wy z Douxiem razem?! - wybałuszył oczy Bobek.
- Tak, ale to nic takiego i tak, jesteśmy razem. Do niczego nie doszło! - obroniłam się przed zarzutami jakie mogłyby nagle się pojawić.
- Spokojnie! Ja o niczym innym nie myślałem! - wyparł się chłopak.
Zapomniałam, że tylko Clear i Jim wiedzieli o naszym powiedzmy to dość dziwnym związku.
- Ja tam nie miałbym nic przeciwko, gdyby zaszło coś ciekawszego - dodał oczywiście parę słów od siebie Douxie.
- Nie pomagasz - cicho wyznałam, uderzając go w nogę.
Chłopak odskoczył i się zaśmiał.
- Ludzie nie ważne co Violet robiła w szafie! Musimy prędko postawić namioty - wytrąciła nas z równowagi droga przyjaciółka.
- Clear ma rację - poparł ją jej chłopak.
- Nie martw się Vi, wrócimy do tematu z szafą - zachichotał głupawo Doux, na co już kompletnie się wkurzyłam.
Jedno spojrzenie i zrozumiał od razu, że popełnił duży błąd.
Odwrócił się w kierunku drzwi wejściowych i zaczął uciekać, gdy tylko ja postawiłam swą stopę obok niego.
- Hisirdouxie ja Cię chyba zamorduje! - pierwsze co mi przyszło na myśl.
W sumie nie jest to taki zły pomysł, Zoe by była szczęśliwa...
_._
- Jakoś nam to łatwo poszło - westchnęła zmęczona Clear.
Właśnie skończyliśmy mocować piąty i na szczęście ostatni namiot.
- Oszczędzaj siły na bitwę - powiedziałam, gdy tylko przybiłam magiczną siłą ostatni gwóźdź do ziemii.
- Nie o to mam na myśli, znaczy to też, ale jakoś Arthur bez problemu podjął się pomocy. Nie uważasz, że to dziwne?
- Szczerze? Nie zastanawiałam się nad tym. W moich czasach król nie nawiedził istot, a tutaj zmienił do nich zdanie i nawet razem stoczyły bitwę pod jakimś tam mostem.
- Nie jakimś tam mostem, a pod mostem ściętej głowy. Też tam byłam.
- Serio? Ile ty masz lat?
- Dziewiętnaście, a co?
- Nie nic, ale ty żyłaś w innych czasach?
- Tak, ale tylko przez chwilę, bo zawdzięczam to Mrocznemu Zakonowi, który Nas dopadł. A ty ile masz lat?
- Też dziewiętnaście, tylko plus minus kilka stuleci - mrugnęłam do niej.
- To nieźle się trzymasz.
- Magia odmładza - przyznałam szczerze.
- Znaczy wiesz, wiedziałam, że gdy poznałam rok temu Douxiego to tyle ma lat, ale ty?! Kurde Douxie jest o rok starszy od ciebie, a nadal wygląda niesamowicie!
- Czy ty przypadkiem nie zakochałaś się w nim? - podniosłam brew.
- No co ty! Jim mi wystarczy. Z Hisirdouxem trudno się dogadać, a między nami to niezły z niego histeryk - powiedziała cicho do ucha.
- Histeryk?
- No tak, gdy coś mu nie wychodzi, to chłopak się załamuje. Gdybyś była przy mnie od czasów, gdy go poznałam to pewnie tak samo byś jego określiła.
- No nie wiem...
- No może przesadziłem, ale na swój sposób jest uroczy.
W sumie jestem wdzięczna Hisirdouxowi za wszystko co dla mnie zrobił, bo gdyby nie on, to nigdy byśmy nie dali rady uratować Jima. Jestem mu dłużna, więc będę musiała coś wykombinować.
- Dług dziś spłacisz Clear! - zawołał nasłuchujący z tyłu chłopak.
- Czemu podsłuchujesz?! - krzyknęła ozięble na niego.
- Czy to takie ważne? Słuchaj mam do ciebie sprawę i potrzebuje twojej pomocy teraz, bo wieczorem wszystko ma być przygotowane.
- No to mów.
- Musimy pogadać w cztery oczy. Później Ci wyjaśnię Vi - zbliżył się i czule pocałował w policzek.
Oddalił się z nią, a ja zesztywniałam.
Co tu się wydarzyło?!
Chwilę temu rozmawiałam z najlepszą i jedyną przyjaciółką, a on mi ją zabrał!
- To wy jesteście parą? - z równowagi wytrącił mnie podchodzący Jim.
- Nie zamęczaj mnie znów.
Przetarłam ze lekkiego zmęczenia oczy, a po chwili spytałam:
- Gdzie Toby?
- Przynosi leki i resztę rzeczy. Sorki, że tak ciągle Cię wypytuję o to.
- Przywykłam, przecież to dla Was nowość, że dziewczyna z innego wymiaru podbiła serca waszego przyjaciela.
Jim zaśmiał się cicho i patrzył na oddaloną o parę metrów swoją dziewczynę.
- Nie jesteś o nią zazdrosny? - zaciekawiona zapytałam.
- Właściwie to nie. Wiem, że Clear trzyma go z dala od siebie. Ufam jej, to samo ona mi. Wie doskonale, że nie flirtuje z innymi dziewczynami, to nie w moim stylu.
Kiwnęłam głową rozumiejąc go.
- Porządny z ciebie chłopak - uderzyłam go po przyjacielsku w ramię.
- Cały ja.
- Przyszedłeś tu pewnie po to by się dowiedzieć jak to za nami jest, co nie? - wywnioskowałam po chwili czasu czemu przyszedł.
- Nie, znaczy tak? Jestem ciekawy i tyle.
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła Jim - wygłosiłam znane mi przysłowie.
- No tak, tak...
- To się nie doczekasz - uśmiechnęłam się wędrując do namiotu, gdy tylko ujrzałam gwardię rycerzy.
Tak samo postąpił Jim i reszta zespołu.
_._
- Spokój! - ryknął król próbując uciszyć niesforny tłum.
Wszyscy zamilkli w mgnieniu oka.
- Jutro odbędzie się bitwa. Byliście do tego cały czas przygotowani moji żołnierze. Jutro polegnie pewnie wielu z nas, jednak czuwam nad wami.
Będziemy was pamiętać.
Duma Wam! - uderzył w lśniącą tarcze, a jego wierna armia zrobiła to samo.
Nie wiem czy to była pocieszająca przemowa, ale najwidoczniej podniosła na duchu niejednego rycerza.
- Na samym początku wyjdą strzelcy, którzy będą strzelać do demonicznych stworów.
Gdy zabraknie im strzał, wtedy wkroczymy wszyscy i zacznie się prawdziwa bitwa.
W przeciwnym namiocie znajdują się tarcze, młoty i także naostrzone miecze...
Wsłuchiwałam się w dalszy plan Arthura, ale nagle zwróciłam uwagę na wchodzących cicho do środka namiotu moich znajomych.
Clear coś powiedziała do Hisirdouxa na ucho, a chwilę później odeszli w przeciwne strony.
Nie powinnam być wścibska, ale bardzo ciekawiła mnie ich tajemnicza rozmowa.
- Wszystko jasne?
Bitwa się rozpocznie, gdy uczeń Merlina nie dojdzie do porozumienia.
- Tak jest królu! - krzyknęli żwawo wojownicy.
Zaczęliśmy się rozchodzić do mniejszych namiotów.
Wzięłam z stosu, jeden śpiwór i szłam w kierunku najdalej położonego od reszty namiotu.
- Hej! A ty gdzie się wybierasz? - chwycił i przyciągnął mnie do swojego torsu Douxie.
- Idę spać? - krótko wyjaśniłam.
- Tak sama, oddalona od reszty?
- Jakoś nie miałam ochoty przebywać wokół napakowanych mężczyzn - wyznałam szczerą prawdę.
- Naprawdę, czuję się obrażony?
- Serio? - zdziwona podniosłam brew.
Czy on mi chce powiedzieć, że jest napakowanym mięśniakiem?
- Niestety Cię rozczaruje, ale jeśli sądzisz, że jesteś taki sam jak tamci goście to się mocno mylisz.
- Możesz ze mną nie pogrywać? - odsunęłam się od niego, gdy tylko miałam okazję.
- Nie czekaj. Źle się wyraziłem, może od początku? - podrapał się po głowie.
- Słaby z ciebie flirtowaniś.
- Kiedyś, zanim poznałem Zoe byłem inny. Zdziwiłabyś się.
- W to nie zaprzecze. Dobranoc - pomachałam powoli odchodząc.
- Poczekaj! - znów mi zablokował przejście.
- No włagam, czy ty dasz mi w końcu spokój?! - zaczęłam się troszkę denerwować.
Naprawdę zależało mi by dobrze się wyspać się i wygrać walkę, czemu nie może tego zrozumieć.
- Czasami jestem nachalny...
Kiwnęłam głową.
- i też nie śmieszny...
Znów powtórzyłam gest.
-...ale chciałbym byś ze mną poszła.
- Poszła?
Teraz to mnie zaciekawił.
Czy było coś lepszego od niespodzianek?
- No dobra, więc Clear nas teleportuje do takiegoż znanego Ci miejsca, to bardzo ważne byś cały czas miała zamknięte oczy.
- Przerażasz mnie powoli Doux.
- Nie ufasz mi?
- Gdy wyjmujesz z kieszeni apaszkę, to trudno Ci zaufać.
- Muszę mieć pewność, że nie będziesz podglądać - podszedł do mnie od tyłu i zawiązał ją.
Nic nie widziałam, chwycił mnie za rękę.
Słyszałam kroki, aż stanęliśmy.
- Clear możesz? - o coś poprosił moją przyjaciółkę.
- Miłego wieczoru życzę.
Poczułam jak weszliśmy do portalu.
Sekunda i atmosfera się zmieniła.
Byliśmy w chłodniejszym miejscu.
- Jeszcze tylko chwila i...
Złapał mnie za ramiona i odwiązywałam apaszkę.
Moim oczom ukazał się niesamowity obraz.
Byliśmy na samym wzgórzu Magdoga.
Na ziemii rozłożony namiot oraz coś do jedzenia.
- Tego to się po tobie nie spodziewałam.
- Niespodzianka! - uśmiechnął się
- Może to nie najlepszy moment, ale pomyślałem, że spędzimy chodź trochę czasu razem, wiesz taka randka we dwoje - pokierował mnie bym usiadła.
- Randka?
- No tak, chyba wiesz co to?
- Niekoniecznie? - cicho przyznałam.
- Ah tak, wieki ciemne Króla Arthura. Raczej wątpię by ktoś zapraszał ludzi na randki. Czasy się zmieniły.
- Więc co to jest ta randka?
- Wiesz...to takie spotkanie dwóch osób, mające na celu rozwinięcie naszych znajomości.
- Czyli na takiej randce dowiem się w końcu czegoś więcej o tobie?
- Jak będziesz tylko chciała. W każdym razie, nie sądziłem, że się uda.
- To o tym gadałeś z Clear?
- Tak, pomogła mi w przenoszeniu tego wszystkiego. Chciałem by wszystko pasowało.
Powiedział, nalewając do obu kieliszków jakąś lemoniadę.
- A byłeś kiedyś na takiej randce?
Chłopak niespodziewanie zakaszlał.
- Ja? Tego pytania kompletnie się nie spodziewałem.
- No byłeś czy nie? Miałeś być ze mną szczery - dopowiedziałam.
- Tak i wsumie trudno określić czy to była randka. Byłem raz z Zoe i polowaliśmy Niffiny, potem zjedliśmy hamburgery...
- Hambu...co?- weszłam mu w zdanie.
- Kiedyś Ci kupię, to tak dobre jedzenie, że musisz spróbować, na pewno pójdziemy.
- No dobrze.
- Spróbuj tego! - podał mi pod noc kawałek jabłecznika.
- Kiedy ty to wszystko przygotowałeś z Clear?!
- Ciasto wzięłam z kawiarni, szef nie zauważy.
- Oby.
- Nie jesteś zadowolona? - posmutniał.
- Nie! Znaczy tak, jestem zadowolona.
Naprawdę doceniam to wszystko - szybko jak tylko to było możliwe, powiedziałam prawdę.
- To tutaj byliśmy po raz pierwszy sami.
- Tak, Merlin kazał nam się rozdzielić. Bardzo martwię się o niego.
- Poradzi sobie, jestem tego pewien.
- Obiecuję Ci, że go nie stracisz.
Wiem jak to jest i nie chcę, byś tego samego doświadczył.
- Wiesz czemu mnie zaciekawiłaś?
- Nie mam pojęcia.
- To nie przez te twoje turkusowe, a potem śnieżne włosy. Doceniłem Cię za to, że pomimo przeciwności losu, nie poddałaś się.
Byłem głupi, że na ciebie nakrzyczałem, gdy chciałaś odjechać z miasteczka. Chciałaś nas tylko uratować, nie wiedziałaś, że to podstęp.
Martwiłem się o Ciebie jak nigdy dotąd, bałem się, że mogło Ci się coś stać złego.
- Jesteś słodki - przyznałam całując go w policzek.
- Coś jeszcze? -
Wywróciłam uśmiechnięta oczami.
- No jeszcze mega ładny.
Stylówkę, to ty masz niezłą - dotknęłam jego policzka, złapałam za wisiorek z czaszką i przyciągnęłam jego usta do moich.
Ta krótka przyjemność nie trwała długo.
Odsunęłam się, słysząc dzwonek Douxiego.
- Naprawdę czy to musi być teraz? - zakpił.
Włączył komórkę i ujrzał, że dzwoni do niego Archie.
- Od kiedy Archie umie posługiwać się komórką?
- Oj dużo to ty o nim jeszcze nie wiesz. Za chwilę wrócimy do tych przyjemności - mrugnął do mnie i dał buzi w policzek.
- Co tam Archie?
Douxie udało nam się naprawić Targowisko. Jest w takim samym stanie co wcześniej.
- Doskonała wiadomość!
Właśnie lecimy po kosmitów i za chwilę będziemy u was - poinformował czarny kot.
- Jesteśmy przed wzgórzem Magdoga.
Tam są postawione namioty, muszę kończyć.
- To na czym stanęliśmy? - zwrócił się w moim kierunku.
- Może najpierw byś się rozłączył - zachichotałam.
Chłopak wyłączył szybko komórkę i zaśmiał się.
Przybliżył się znów i ponownie mnie pocałował.
Wtuliłam się w jego klatkę piersiową.
Wpatrywałam się w gwiazdy.
- Dziękuję za romantyczny wypad.
- Do usług Vi - zarzucił mój kosmyk do tyłu, chcąc widzieć moją twarz.
Byłam tym wszystkim zachwycona.
Nie wierzyłam, że kiedykolwiek ktoś sprawi mi tyle radości.
Cieszyłam się jak małe dziecko dostające coś słodkiego.
Porównanie może nie jest najlepsze, ale w tej chwili liczyłam się tylko ja i mój chłopak.
Piękne światła na niebie zabłysły.
Jedna z nich pojawiła się nagle.
Była czerwona i coraz większa.
Nie, to nie może być gwiazda.
Strzała przeleciała zza nami i wbiła się w korę drzewa.
Od razu się podnieślimy.
Złapałam za szklankę lemoniady i zgasiłam pożar.
Strzała była czarna z czerwonymi elementami.
Moje palce powędrowały ma wyżłobienia.
- To nie są nasze strzały.
Doskonale pamiętałam , że nasi rycerze mieli je brązowe z srebrnymi symbolami.
Spojrzałam w górę.
Więcej świateł zaczęło się pojawiać.
- To atak z zaskoczenia! - krzyknął zaniepokojony Hisirdoux.
- Musimy ich ostrzec!
- Jesteśmy zza daleko, zanim my tam dojdziemy, to oni kogoś zranią!
- Mam pomysł. Pamiętasz lekcję Merlina.
- Mieliśmy ich zaledwie sześć Violet!
- Warto spróbować, musimy wytworzyć barierę na tyle dużą, by ochroniła obozowisko!
Ogniste strzały leciały w naszym kierunku.
Zamknęliśmy oczy i skupiliśmy się na ochronie.
Nasza moc połączyła się.
Turkus i Niebieski złączyły się i wytworzyły spólną, większą ochronne.
Mieliśmy wystarczająco czasu na zejście i pobiegnięcie do reszty.
- Pobudka! Atak! - krzyczeliśmy do wszystkich, którzy spali.
- ATAKUJĄ NAS! - zaalarmował wybudzony z drzemki Arthur.
- Nari! Zostań tu! - zawołał Hisirdoux, gdy z góry podleciał statek.
- Archie radzę to samo zrobić - dodałam.
- Poradzę sobie sam! Jestem przecież smokiem!
- Od jakiej niby strony - zaśmiałam się, chodź nie był to dobry moment na to.
- Krel, Adża, Zoe! - przytuliłam wszystkich bez wyjątków, bardzo mocno.
- Spokojnie jeszcze nas tu pozabijasz - parsknęła śmiechem Adża.
- Myśleliście, że przegapie taką jadkę, grubo się mylicie - oznajmiła dumnie rożowowłosa.
- A Steven? - spojrzał smutny na mnie.
Podeszłam do niego i poklepałam po ramieniu.
- Też się cieszę, że Cię widzę.
W oddali ujrzeliśmy nasz niezawodny zespół.
Jim uaktywnił amulet i wziął głęboki wdech.Pora na ostateczną walkę z wrogiem...
CZYTASZ
Uwierzyć w przeznaczenie
AksiStraciłam wszystko co do tej pory kochałam. Arkadię oraz mojego nauczyciela. Osobę, którą uznawałam za przybranego ojca. Nie wiem, gdzie wylądowałam. Wokół mnie były tylko porośnięte liściaste drzewa. Zdjęłam z szyi naszyjnik, oparłam się o kłodę. P...