Rozdział 5

71 2 0
                                    

Byliśmy w Arkadii.
Szliśmy już dłuższą chwilę.
Byliśmy w środku miasteczka.
Widziałam imponujący duży budynek zwany ratuszem oraz park z dziwnym źródłem.
Podbiegłam do niego z ciekawością i usiadłam na jego granicy.
- Czy to magiczne źródełko? - zapytałam chłopaka, który niepewnie zaczął się rozglądać po okolicy.
Włożył dłoń do kieszeni spodni i po chwili odparł.
- Nie to taka fontanna, ludzie wrzucają do niej monety - wyciągnął w moim kierunku dłoń i pokazała mały okrągły złoty krążek.
Niepewnie go wzięłam do ręki i zafascynowana obejrzałam z każdej strony.
- Spróbuj. Zamknij oczy i wypowiedz życzenie, może się spełni -
Nagle zacisnęłam pięść, oddałam monetę i odeszłam od fontanny.
Chłopak podbiegł do mnie.
- Co się stało?
- Moje życzenie by się nigdy nie spełniło.
Już nigdy go nie zobaczę...
- Chodzi Ci o twojego mentora, tak? - stanął naprzeciwko mnie.
Zatrzymałam się, chodź nie chciałam pokazywać w jakim jestem złym stanie.
Sztucznie się uśmiechnęłam, ale nagle znów przypomniałam sobie stratę.
Emocję poszły w górę i łzy się zaczęły pojawiać na policzkach.
Douxie nie mógł wiedzieć co czułam, ale chciał bym przestała o tym myśleć.
Przytulił mnie, wtedy ja wzięłam od Niego znów monetę i podeszłam ponownie do fontanny.
W myślach wypowiedziałam życzenie.
Chciałam by Douxie nie stracił tego co ma.
Ja już nic nie mam co by kojarzyło mi się z moim miejscem, a nawet domem.
Odwróciłam się, uśmiechnęłam i złapała za rękę ciągnąc go by prowadził tam, gdzie mieliśmy się udać.
- Dzięki Douxie, że tutaj jesteś.
- Tak robią czarodzieje - westchnął.
Odeszliśmy z miejsca.
Nieopodal niego znajdowało się znany mi już antykwariat.
Weszliśmy do środka.
Zasłony były zasłonięte, więc nikt nie widział co się działo w środku.
Kominek był rozpalony.
Przy nim dwa fotele i duża kanapa.
Na wszystkich ścianach regały z starymi księgami.
Można było wejść po schodach, gdzie jak chłopak mi powiedział, znajdował się jego pokój.
Drzwi znajdujące się naprzeciwko kierowały do wejścia na dach.
W antykwariacie znalazł się też kącik dla kota, który w tej chwili znajdował się na drewnianej barierce.
- Miło mi Cię znów spotkać Violet - odparł zakładając na mały nosek duże okrągłe okulary.
- Myślałam, że jesteś kotem Claire - odparłam.
- Nie wiedzieliśmy skąd jesteś, więc musiała skłamać, ale tak na prawdę przybyłem tutaj wraz z Douxiem.
Jestem swego rodzaju też smokiem, ale skrzydła ukrywam przed ludźmi.
- Rozumiem.
- Oh tylko nie ona - burknęł kot.
Odwróciłam wzrok na wchodzącą do środka dziewczynę o krótkich różowych włosach.
Ubrana była w niebieski podkoszulek z nieznanym mi symbolem po prawej stronie.
Czarne jeansy oraz buty.
Przy szyi długi naszyjnik oraz po obu stronach rąk dużo bransoletek.
Różowe cienie pod oczami oraz w mocniejszym odcieniu pomadka na ustach.
Po lewej stronie miała szarą torebek, którą w tej chwili odrzuciła w kąt.
Podrapała się po głowę i krzyknęła nagle na mój widok.
- Kim ty jesteś! - wskazała na mnie palcem.
Kot oczywiście był za mną, ale wolał się nie wtrącać.
- Uspokój się, nic Ci nie chce zrobić - zapewniłam, ale nie ufała mi.
- Co zrobiłaś Douxiemu?! - powtórzyła jego imię chyba z pięć razy.
Wiedziałam, że może być coś na rzeczy, więc próbowałam ją uspokoić, jednak ona wzięła miotłę i próbowała mnie zaatakować.
Uniknęłam tego i prosiłam by przestała, ale niestety nie słuchała.
Gdy miotła była nademną nagle uniosła się w górę.
- Zoe co tak wcześnie wróciłaś? -
Z schodów zeszedł Douxie.
- Kim ona jest?! - oburzyła się.
- To jest Violet. W skrócie włada takimi samymi mocami co ja i zna Merlina, więc jak to on kazał mi się nią zaopiekować - szybko wytłumaczył i podał mi rękę bym wstała z podłogi.
Dziewczyna przyglądnęła się mnie i natychmiast po tym jak wstałam, złapała za rękę chłopaka.
Pocałowała go w policzek.
Parsknęłam cicho śmiechem.
Sytuacja była dość dziwna, ale pewnie chciała dać mi do zrozumienia, że jest zajęty.
- Douxie skarbie, może powiesz gałganowi, że nie jesteś niańką i nie będziesz pilnował jej.
- Sama sobie radzę doskonale - powiedziałam by ją przekonać.
- Tak to doskonale widać - wywróciła oczami.
Chłopak odszedł na chwilę od Nas, gdy usłyszał pukanie do drzwi.
- Słuchaj Zoe, o ile mi wiadomo to tak masz na imię. Doux mi powiedział.
- Doux? Chyba dla Ciebie Douxie? -
- Nic się nie stało pod twoją nieobecnością. Znam go dopiero od wczoraj, ale przyrzekam, że nie będę Wam wchodzić w drogę, jasne? - uśmiechnęłam się.
Ta westchnęła ciężko i podała dłoń na zgodę.
- Jasne. Jestem Zoe. Jak już doskonale wiesz dziewczyna Douxiego, a teraz wybacz idę do chłopaka.
Zasulutowałam jej na pożegnanie.
Moje spojrzenie utknęło nagle na chłopaku, który to zobaczył i się zaśmiał pod nosem.
- Jak ja nie cierpię tej dziewczyny - z równowagi odciągnął mnie kot.
- Wydaję mi się nawet miła -
- Daruj sobie, ciągle Douxie to i tamto. Trzyma się go jak rzepa.
Jeśli masz tutaj zamieszkać, a o tym na całe szczęście jeszcze nie powiedział to los Ci nie miły.
- Spokojnie koteczku -
- Żaden koteczek, jestem smokiem.
- Uwierzę jak zobaczę - zaśmiałam się.
- W każdym razie, najlepiej jakbyś miała dość mały kontakt z Douxiem.
Ta cała Zoe, nie lubi jak jej nie ma w towarzystwie chłopaczka.
- Spokojniej Archie. Tylko będziemy chodzić na spotkania z Merlinem.
Musi zrozumieć, że nie może.
- O naturalnie, że zrozumie. Codziennie pracuje w sklepie muzycznym, więc pewnie się z Wami nie spotka.
Gorzej, że tutaj nocujesz.
- Będę spać na kanapie i tyle w temacie, a jeśli nie to Claire z miłą chęcią mnie przyjmie.
- Może Ci potowarzysze - uśmiechnął się kot.
W końcu do środka przybyli Jim i Claire.
Usiadliśmy przy kominku, a Douxie zaczął opowiadać co się dzisiaj zdarzyło.
Wszyscy byli zdumieni.
Siedziałam zmęczona na kanapie i wsłuchiwałam się w każde jego słowo.
- Merlin prosił mnie Jim byś porozmawiał z trollami.
One wiedzą gdzie jest ten cały Darkan.
- Nie ma problemu. Jako łowca będę pilnować by była równowaga między Arkadią, a Kamelotem.
- Violet tak sobie pomyślałam, że nie masz ubrań, więc przeniosłam Ci pare moich, w jakich nie chodzę.
- Dziękuję Claire, na prawde to miłe z waszej strony.
- Rodzina zawsze się wspiera, a ty do niej należysz - stwierdziła Claire.
- Ej, a gdzie jest ten głupek o blond włosach co spotyka się z kosmitką? - nagle przerwała Zoe.
- Kosmitką? - spytałam zdziwina.
- Gdybyś się zdziwiła jaki świat ten jest nie mały - stwierdził Douxie.
- Steve siedzi w szkole, bo dostał jeszcze godzinę za głupi wybryk na matmie - ziewnęłam Jim.
- Ah to wszystko wyjaśnia. A co z Tomym?
- Spędza czas z swoją babcią i patroluje okolice, gdyby coś się stało.
A ty czemu tak wcześnie przybyłaś?
- No wiesz Claire, stęskniłam się za Doxiem, ale też skończyłam szybko pracę u wuja i sprzedałam połowę płyt.
W jakimś czasie pomogę mu z drugą częścią - odparła i przytuliła się do swojej miłości, a Claire to samo zrobiła z Jimem.
Była na tyle miła atmosfera, że sama zaczęłam zasypiać.
Na kolana przyszedł Archie.
- A ty Violet miałaś kogoś jeszcze przed tym strasznym incydentem? - zapytała niewinnie mnie różowo włosa dziewczyna.
Nie wiedziałam czy robi na złość, czy chce bym znów została zraniona.
- Chyba nie powinnaś ją pytać o to - zauważyła Claire
- Spokojnie, jeśli to tak dla Ciebie ważne to nie. Nikogo nie miałam.
Nikt z kim się spotykałam nie był tego wart, a i tak większość czasu siedziałam w komnacie Merlina i się po prostu uczyłam - cicho ziewnęłam po wypowiedzianych słowach.
Dziewczyna już się nie odezwała, a ja
pogłaskała po głowie Archiego i nagle zasnęłam.

Uwierzyć w przeznaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz