Rozdział 20

32 1 0
                                    

Budzę się bardzo wcześnie.
Krela nie ma w namiocie, a brzuch daję mi znać, że jestem głodna.
Wychodzę z namiotu i idę do najbliższego stolika.
Biorę porcelanowy, biały talerz i nabieram to co ze wczoraj jeszcze zostało.
Do kubka nalewam z termosa ciągle ciepłą herbatę.
Wyczuwam nutę owoców leśnych.
Idę na sam koniec krawędzi bloku i siadam, spoglądając na zachodzące słońce.
Biorę łyk picia i jem pyszny chleb z topionym serem.
Po chwili podchodzi do mnie wariant Hisirdouxa.
Siada blisko i spogląda na to samo co ja.
Podaję mu swój talerz, a on bierze parę fioletowych winogron.
- Jak się czujesz? - zaczął niepewnie rozmowę.
- Raczej dobrze, próbuje się do tego wszystkiego dostosować, chodź nie jest to takie łatwe jak mi się na początku wydawało.
- Nie tylko ty. Tu jest tak inaczej, a zarazem pięknie.
- Nie trudno się z tobą nie zgodzić - otworzyłam mandarynkę i podzieliłam ją na Nas dwoje.
- Czemu jesteś, aż tak podobny do niego...tak samo uroczy, ale też tajemniczy - odrzekłem cicho.
-Masz na myśli mnie starszego? Sam sobie zadaję te pytanie.
Zaśmiałam się.
- Masz ciekawe poczucie humoru, tamten jest zdyscyplinowany, a ty taki niesforny?
- Jak widać się zmieniam...
- Uwierz lub nie, ale też jestem uczennicą Merlina.
- Byłaś jego ostatnią uczennicą, a ja za pewne uczniem.
Czemu się tutaj znalazłaś?
- Tak właściwie to powinnam już dawno nie żyć, ale los zmienił moje przeznaczenie i wysłał mnie tutaj.
- To szczęście.
- Raczej szczęście w nieszczęściu - odparłam wprost.
Skończyłam posiłek, ostatni łyk herbaty dałam młodemu.
Wypił go, a ja poszłam odłożyć naczynia, chłopak podążał za mną.
- Czemu nie użyjesz magii.
- Bo widzisz, jest pewna zasada trzecia, mówiąca o tym by nie korzystać z magii do własnych korzyści.
- Ah zasada Merlina...
- No właśnie - wzięłam z stolika ciastko owsiane i odgryzła połowę.
- Mógłbym Ci potowarzyszyć?
- Nie mam nic przeciwko, w sumie to nawet pomożesz. Mam pewien plan, który z tobą może szybciej zrobię.
Chodź za mną.
Zgodnie z tym co powiedziałam, poszliśmy na dół do biblioteki.
- Jeśli tutaj przebywa często sam Merlin to z pewnością są też tutaj jego księgi. Rozglądaj się za Nimi i szukaj coś o tym krysztale - na szybie pokazałam wisiorek.
_._
Mija sporo czasu.
Otwieram każdą kolejną książkę, bez skutku na znalezienie tej właściwej.
- To już ostatnia półka.
Ty patrz od dołu, a ja od góry - zasugerowałam do chłopaka.
Nikt jeszcze się nie zjawił, może wszyscy dopiero co jedli śniadanie lub jeszcze spali.
Nie interesowało mnie to za bardzo, ciągle rozmyślałam o zniszczeniu kamienia.
Na żadnym regale nie było wspomniane o niczym.
- Dzięki za pomoc, nic nie znaleźliśmy, ale miło, że chciałeś mi pomóc - podniosłam kącik ust, próbując nie ukazywać i emocji jakie w tej chwili mi towarzyszą.
Nie chciałam pokazywać, że jest mi smutno, próbowałam odgonić te emocje, chodź było to zbyt trudne, więc odwróciłam się plecami do niego i przetarłam łzy, spływające na moje policzki.
Zeszłam schodami na niższe piętro.
Tutaj już szukaliśmy, ale byłam pewna, że może coś przeoczyłam.
Podeszłam do stołu.
Dotykałam krawędzi, ale nic nie wyczułam, do czasu.
- A może...- schyliłam się i weszłam pod stół.
Znalazłam tam mało widoczny, złoty guzik.
Nacisnęłam go, a skrytka obok mnie się pokazała.
Zobaczyłam księgę.
Czym prędzej ją wyciągnęłam i postawiłam na stół.
- Udało mi, znaczy Nam się - przytuliłam go podekscytowana i pokazałam na to.
- Jak ty to robisz Violet...
-...ale co? - zaczęłam ręką czyścić trochę książkę z kurzu.
- Czemu się nie poddajesz, pomimo tego, że ciągle coś się dzieje w twoim życiu. Najpierw przerzucił Cię tu Merlin, stoczyłaś walkę z łowcą nagród, potem z trollem...
- Nie mówiłam Ci o tym - spojrzałam zaskoczona w jego kierunku.
- Wiem zachowałem się głupio, ale chciałem Ci jedynie pomóc.
- Po co to zrobiłeś? Ile tutaj ze mną jesteś?
- Od chwili, gdy poszliśmy do biblioteki...
- Gdzie twój sobowtór?
- W schowku, tuż przy drzwiach prowadzących na dach.
- Doux! - krzyknęłam stanowczo.
- No co? Ze mną to byś z pewnością nie chciała tutaj być.
- Czemu to zrobiłeś? Po co te wygłupy i przebieranki? - powiedziałam spokojniejszym tonem.
Chłopak zdjął gumkę z włosów oraz skórzaną, brązowa kurtkę, którą jego młodsza kopia zawsze posiadała.
- Bo mam mieć Cię na oku - odparł ciężko.
- Merlin Ci to kazał? - spytałam, chodź odpowiedź powinna być oczywista.
- Violet zrozum...- chciał złapać mnie za ramię, ale uniknęłam tego.
- Kazał Ci czy nie?! - znów podniosłam głos.
- Tak, dlatego ciągle z tobą przebywam, wiem co kombinujesz i chce Ci tylko pomóc.
- Boicie się, że się od Was odwrócę...
- To nie tak...
- Rozumiem doskonale o co chodzi.
Przesunęłam kolejną kartkę.
Na niej był narysowany ten sam kamień, który trzymał tuż przy sercu.
- Po prostu też lubię z tobą przebywać, bo jesteś inna...
- Doux to nie jest dobra chwila.
Wiem o co Ci chodzi, zrozumiałam to po wczorajszej rozmowie, ale nie miałam odwagi pytać o dalsze szczegóły, więc szybko ją zakończyłam.
Jeśli uważasz, że jestem inna to się zdziwisz.
Nic we mnie nie jest niezwykłego.
Jestem tylko zwykłą dziewczyną, która ma przed sobą wiele złych wspomnień.
Słuchaj masz super dziewczynę Zoe, co by się stało, gdyby się dowiedziała o tym...
Lubię Cię takiego jakim jesteś, ale nie możesz tak postąpić.
Złamiesz jej tylko serce, a ona mnie znienawidzi.
Rozumiesz o co mi chodzi, tak? - skuliłam się w jego kierunku i spojrzałam w jego piwne oczy.
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi - powiedział, zagryzając zęby.
- Właśnie tylko przyjaciółmi - uśmiechnęłam się i poszłam czytać dalej książkę.
Złapał mnie za rękę, zagryzł wargę i puścił.
- Nic pomiędzy Nami nie ma i nie będzie, jasne? -
- Oczywiście -
- Doux... jeśli jesteś ciekawy to też Cię lubię, ale nie chce jej krzywdzić. Dziękuję, że to rozumiesz - podeszłam blisko niego i przez emocje pocałowałam go w policzek.
On przełknął ślinę i niezwłocznie podszedł do książki.
- Hejka poranne ptaszki, co tam macie? - przywitał Nas ciepło Jim.
- O hej - delikatnie zarzuciłam kosmyk włosów do tyłu.
- Doux ze mną znalazł książkę, w której jest wspiniane o kamieniu.
- Powiada on, że zniszczy go coś co połączy się ze sobą.
Nienawidzę gry słów - zagryzł zęby i czytał po cichu kolejne zdanie.
- Glicelous Lakai Tanetis...
- Gdzieś to słyszałam - podeszła do stołu wyspana Zoe.
- Słyszałaś? - zwróciłam na nią w pełni swoją uwagę.
- Tia...język jakiś tam.
Też jestem taka jak wy, ale czarować to mi się jakoś tak nie chcę - odparła bez emocji.
- Nie! Musisz sobie przypomnieć! - krzyknęłam, łapiąc ją za ramiona.
- Uspokój się Violet.
Podniosłam ręce do góry i przyznałam im rację.
- Może to język Trolii?
- Nie, to na pewno nie on.
Znam wiele języków, ale niestety on nie jest Nim.
Do pokoju wleciał Archie.
- Oczywiście, że Nim nie jest, to język Nimf
- Znam ich język i to nie on.
Jedynie kto mógłby odpowiedzieć na nasze pytanie to...- przełknął ślinę i wypowiedział jej imię
- Nari...ale ona już z Nami nie jest.
- A co by było jakby była? - zasugerowałam podchodząc do księgi.
Pokazałam na kamień i zaczęłam mówić.
- Jeśli kamień sprowadził tu Hisirdouxa to i ją tu przyniesie.
Nie wiadomo o jakiej godzinie, ale zapewniam, że też tak będzie.
- Nari nie żyje, więc to nie możliwe...
- Merlin mówił, że kamień może ożywić też niektóre osoby.
Może jeśli pogadamy z Merlinem...
- To wykluczone. Merlin sądzi, że to zakłóci linie czasową, musimy sami na siebie liczyć - odparł ostro.
- To jaki mamy plan? - spytał Tomy, podchodzący do Nas bliżej.
- Musimy sami ją wskrzesić - odparł niechętnie Doux.
- Jim, ale my mamy za niecałą godzinę szkołę - upomniała go Claire
- Nie martwcie się, sami ją przywołany, bo jest Nas nie dwóch, a trzech.
- No to ustalone, idziemy! - zabrał głos Doux.

Uwierzyć w przeznaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz