Rozdział 6 | Żyjąc w cieniu innych

56 9 6
                                    

Szedłem korytarzem zapatrzony w swoje buty. Tego dnia wydawały mi się bardzo ciekawe i o wiele bardziej interesowały mnie to niż kto i co jest dookoła. Okazało się, że na mojej drodze pojawiła się pewna przeszkoda, której nie zauważyłem. Uderzyłem głową w kogoś, a to był chuligan z mojej klasy.

- Patrz jak łazisz - rzucił na mnie.

- Sory - burknąłem. - Nie zauważyłem cię.

- A powinieneś - odpowiedział oburzony.

- Taa, twój tępy umysł jest tak wielki, że powinienem cię zauważyć.

- Że co?!

Michał zdenerwował się - albo to ja go zdenerwowałem. Zwykle mamrotałem bzdury tylko dla siebie, a nie dla innych. Na moje oko to nie musiał się tym przejmować - chociaż to zrobił. Wziął, zgarnął mnie ręką za bluzę i pociągnął w swoją stronę groźnie.

- Denerwujesz mnie, rudy. Chodź, załatwimy to po męsku.

Natychmiast zrobiło się zamieszanie, w którego byłem centrum i to mi się nie podobało. Uniosłem dłonie w geście poddania i powiedziałem ulegle:

- Przepraszam. Wymsknęło mi się. Będę trzymać język za zębami.

- A może od razu ci go wyrwe?

Wtedy pojawił się jeszcze większy problem. Przewodniczący samorządu wszedł w środek zgromadzenia stanowczo i surowo.

- Co wy wyprawiacie? Uspokójcie się, już! - zawołał. Rozdzielił nas i stanał pomiędzy, zamykając sprawę.

- Jeszcze cię dopadne, Rudy.

Michał rzucił groźbą na pożegnanie, a potem odwrócił się i zostawił mnie w spokoju. Tylko nie Bartek, bo on uwziął się na mnie. Złapał mnie za rękaw.

- Chodź ze mną.

I pociągnął mnie za sobą. Wtedy buty nie były już ważne, bo przed sobą miałem prawdziwy skarb. Patrzyłem na jego plecy, zastanawiając się czy kiedykolwiek będę mógł spojrzeć mu w twarz i powiedzieć to co do niego czuję.

Bartek wyprowadził mnie stamtąd. Zeszliśmy na parter i wyszliśmy przez tylne drzwi szkoły na taras. Dopiero tam zatrzymał się i mnie puścił. A kiedy na mnie spojrzał swoimi błękitnymi oczami, ożywiałem. Choć byłem w ponurym nastroju i same czarne myśli krążyły po mojej głowie, patrząc na niego, poczułem się lepiej. Miał w sobie coś co sprawiało, że smutki uciekają. Wprowadzał pozytywną atmosferę. Jego uśmiech dawał ciepło. A jego dobre serce czyniło go dobrym człowiekiem, na którego nie mogłem się napatrzeć.

- Wszystko dobrze? - zapytał mnie zatroskany. - Zaczepiał cię?

- Aa... n-no. N-nie. To... to kolega z klasy. Jest okej.

Bartek mruknął.

- Ach tak? Dziwne, bo myślałem, że ci grozi.

- N-nic z tych rzeczy, checheche! - zaśmiałem się głupio i odwróciłem wzrok.

- Przecież widzę, że kłamiesz. Ciągle dziwnie się zachowujesz i coś kręcisz - powiedział nagle. - Masz na imię Kaj czy to też kłamstwo?

- A-a-ja... mam na imię Kajetan. Ale mój brat mówi na mnie Kaj.

- A jak mówią na ciebie przyjaciele?

Zerknąłem na niego.

- Nie mam... przyjaciół.

Bartek znowu mruknął. Może uznał to za kolejne kłamstwo, albo przekręt, ale tym razem to była prawda.

Blondyn odwrócił się i wskazał palcem jedną z ławek. Było ich pełno dookoła, ale pokazując mi tamtą jedną, powiedział:

Nieszczęśliwa miłość | BxBOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz