Rozdział 12 | Nadwyrężone zaufanie

59 10 2
                                    

— Naprawdę Emilio, ja-

— Nic nie szkodzi.

— Przykro mi, że cię zawiodłem...

— Naprawdę jest okej. Nie musisz przepraszać. Dobra?

Emilia złapała mnie za rękę i szczerze się uśmiechnęła. Nie była zła, nie obwiniała mnie o ten tragiczny przebieg zdarzeń i naprawdę nie chodziło o to, żeby być perfekcyjną, tylko po prostu taka była. Nawet jeśli czułem, że ją zawiodłem, ons tenu zaprzeczała. Z jednej strony było mi naprawde źle i przykro, a z drugiej cieszyłem się po cichu, że nikt teraz nie zobaczy moich żenujących karykatur.

Siedzieliśmy w klasie, obok sali pielęgniarki. Kobieta stwierdziła, że to tylko nadwyrężenie prawego stawu i powinno mi przejść, ale nie miałem nadwyrężać nogi. Tak więc we dwoje czekaliśmy na pomoc w tej trudnej sytuacji. Ponieważ Emilia była wiceprzewodnicząca, już teraz powinna być z Bartkiem i dopinać wszystko na ostatni guzik. Zamiast tego siedziała ze mną tak długo, póki nie pojawił się mój brat.

Filip śmiało wszedł razem z kolegą, Mikim. Zawołał:

— No hej, jesteśmy! Dajecie radę?

Emilia zerwała się niespokojnie. Najpierw złapała mnie za rękę i powiedziała:

— Muszę już iść. Uważaj na siebie.

Potem niespodziewanie dała mi buziaka. Podeszła do Filipa i Mikiego, mówiąc:

— Zajmijcie się nim.

— Tak jest, pani wiceprzewodnicząca!

I wyszła, zostawiając mnie z dwojgiem bałwanów. Spojrzeli na mnie tylko i w ich oczach od razu pojawił się podstępny obraz. Filip usiadł obok mnie i trochę rozbawiony, powiedział:

— Ale żeś to spieprzył.

— Zamknij się — burknąłem.

— Złamana?

— Nie. Tylko nadwyrężona. Pielęgniarka smarnęła mi ją jakimś lekiem i założyła mi opaskę uciskową.

Obaj pokiwali głowami jak geniusze, ale nic to do nich nie przemawiało. Na pewno musieli chociaż rozumieć, że zalecane jest mi nie przemęczać nogi, więc skąd w ogóle wziął się ich pomysł:

— Chodźmy na przemówienie twojej mamy. Zaraz się zacznie.

— Nigdzie nie idę. Nie dam rady.

— Nie bądź taki. Idziemy — pogonił Miki. — Chodź. Zaniesiemy cię.

— Łapy precz!

— No chodź! Musisz to usłyszeć.

Siłą złapali mnie za ręce i podnieśli. Byli ode mnie wyżsi i przez chwilę na nich po prostu wisiałem. Oparłem się o nich i na lewej nodze jakoś podskakiwałem, bardzo niechętnie gnając do przodu. Opór był daremny.

— No nie bądź takim gburem — powiedział Filip. — Przegapiłeś przedstawienie, ale na drugą część jeszcze zdążysz.

— Jesteście straszni — burknąłem.

— Boli cię? — zapytał Miki. — Bo jak nie to idziemy.

— Boli! Boli, boli! Umieram z bólu!

— No to umrzesz przed sceną szkolną.

Chłopaki bezlitoście zaciągnęli mnie na sale, gdzie siedzieli wszyscy uczniowie. Na scenie stał dyrektor, który zapowiedział właśnie moją mamę. Ona weszła w głuchej ciszy, bo nikt jej nie znał i nie wiedział co się dzieje. Ale zaraz mieli usłyszeć o jej książkach upokarzających moje życie.

Nieszczęśliwa miłość | BxBOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz