Rozdział 9 | O jedną kroplę za dużo

54 8 4
                                    

Piotr z wrażenia niemal upuścił kawałek chleba. Podrzucił go i niezgrabnie schwytał lewą ręką. Zdziwił się bardziej niż moja mama, która tak właściwie czuła smród kłamstwa.

- Naprawdę? Masz dziewczynę? - zapytała podejrzanie. Pochyliła się przez stół w moją stronę i uniosła brew.

- No tak, mam - przyznałem. - Ma na imię Emilia. Jest najzdolniejszą uczennicą w szkole.

- I jest ładna - dodał Filip, który tak właściwie to mnie wsypał.

- No proszę - odezwał się znowu Piotr. - Ostatnio się zmieniłeś... to więc dlatego?

Mężczyzna sympatycznie drążył temat tak samo jak jego syn. Filip na pewno po nim odziedziczył wścipskość i tę bezpośredniość. Tę szczerość i nieumiejętność trzymania języka za zębami.

Mruknąłem coś pod nosem i zająłem się dalej swoim śniadaniem. Utkwiłem wzrok w talerzu, czując na sobie spojrzenie mamy. Ona wiedziała, że był chłopak, który mi się podobał, dlatego pewnie teraz o tym myślała.

Piotr znowu zaczął temat:

- Długo się znacie?

- Kojarze ją już od zeszłego roku - burknąłem. - Była wściekła, że w szkole pojawił się nowy uczeń, który pobił jej wszystkie wyniki i jest lepszy od niej.

- A więc to tak zwróciła na ciebie uwagę - powiedział Filip bardziej do siebie niż do nas. - Emilia należy do śmietanki szkolnej. Jest perfekcyjna, popularna, należy do samorządu i ja też miałem okazje z nią rozmawiać kilka razy.

- To postęp, prawda Kajtek?

Znowu burknąłem coś pod nosem w odpowiedzi. Wyglądało na to, że zarówno Piotr jak i Filip popierali moją "przemianę" ze szkolnego kujona w popularnego typa. Już wcześniej miałem takie wrażenie, że mój charakter i usposobienie są dla nich niejako mało... "męskie?". Mama natomiast nie odzywała się i tak naprawdę nigdy jej to nie przeszkadzało. Znała mnie dobrze i wiedziała, że to wszystko było jakimś jednym wielkim żartem.

- Może Kajtek powinien zaprosić swoją dziewczynę na kolacje do nas? Co myślisz, Klaro? Byśmy poznali Emilię.

Moja mama spojrzała na Piotra rozumniej. Zanim zdążyła zakomunikować, odezwał się Filip:

- Chwila, chwila! Tak nie może być. Najpierw Kaj musi ją zabrać na kolacje. Na randkę, a potem przedstawić... rodzicom.

Powiedział to ostatnie słowo z zawachaniem.

- Nie twoja sprawa czy chodzę na randki z dziewczyną, czy nie! - oburzyłem się.

- Nigdy nie miałeś dziewczyny i nie wiesz jak to-

- No i co z tego? Nie muszę chodzić na randki.

- Musisz!

- Niby dlaczego?

- Bo tak się robi, żeby nie stracić dziewczyny!

- Głupi ten twój powód!

- Sam jesteś głupi i durny!

- Filip! - przerwał kłótnię Piotr. - Dosyć! To twój brat, dogadajcie się.

- No ale ja chce mu pomóc, a on robi problem! - mówi to z oczywistością.

- Po prostu nie chce, żebyście wchodzili butami w moje życie!

Krzyknąłem. Wstałem od stołu i zabrałem swój talerz z jedzeniem. Rozgniewany, wyszedłem stamtąd i poszedłem do swojego pokoju. Tam się zamknąłem i mogłem zjeść w spokoju. Chociaż nie smakowało mi już tak dobrze gdy nie byłbym rozzłoszczony. Piotra staram się ignorować i może nie mamy super relacji, ale przynajmniej nie wchodzimy sobie w drogę. Ale kiedy Filip też próbuje się wtrącać to już nie mam wystarczająco siły aby z nimi obojgiem dyskutować. Dlatego uciekłem. Zostawiłem ich - a raczej siebie zostawiłem samego.

Po tej kłótni Filip próbował wejść do mojego pokoju, który skutecznie zabarykadowałem. Próbował też pisać do mnie wiadomości, dzwonił i nalegał ma rozmowę, ale nie miałem na to ochoty przez resztę dnia. Siedziałem w pokoju zamknięty, przy sztaludze z farbami pod ręką. Malowałem po raz kolejny portret Bartka, rozmazany, taki jaki widziałem wtedy, w łazience. Tylko obrys jego ciała, jasne i ciemne kolory, a w tym wszystkim najbardziej wyraziste jasne włosy. Wszystko było takie niedokładne i nieukształtowane jak wszystko co między nami było.

Minęło kilka godzin, zanim znowu u drzwi rozległo się pukanie. Nadąsany, poinformowałem wyraźnie:

- Nie chcę z tobą rozmawiać!

- To ja - powiedziała mama. - Wpuścisz mnie?

Z łaski swojej zgodziłem się. Wytarłem brudne palce w koszulę. Złapałem za obraz i oparłem je do ściany przodem, by nikt go nie widział. Potem musiałem przesunąć szafę, żeby odblokować drzwi, a dopiero potem mama mogła wejść.

Weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi - tak by nikt nie usłyszał i nasza rozmowa pozostała sekretem. Spojrzała na mnie i powiedziała:

- Oni chcą dobrze. Chcą się z tobą dogadać. Nie odsuwaj ich od siebie.

Odwróciłem wzrok.

- Zamykanie się w sobie nic nie zmieni i nie pomoże. Oszukiwanie innych też nie przyniesie nic dobrego.

- No wiem. Wiem, wiem, wiem - burknąłem. Odwróciłem się.

- Kajtek, a co z tym chłopakiem o którym mówiłeś?

Zacisnąłem usta w wąską linię.

- On i ja... przyjaźnimy się.

- Ah tak? To... no to... dobrze, prawda?

- No... nie wiem. Chyba tak.

Spojrzałem na mamę niejasno. Sam jeszcze nie do końca rozumiałem tego, że teraz mam dziewczyne i przyjaciela, dobrego starszego brata i ojczyma, podczas gdy niedawno miałem tylko kochającą mamę. Duża ilość postaci w moim życiu wcale nie była taka łatwa do zaakceptowania.

- Ja wolę być sam - przyznałem.

- Wiem. - Mama przytaknęła głową.

- Im więcej ludzi tym więcej problemów.

- Tak, to prawda.

- No i... co jeśli nie podołam i wszystkich rozczaruje? Że nie będę wystarczająco dobrym chłopakiem? Że nie będę umiał pomóc Filipowi, albo Bartek się na mnie zawiedzie? Pomyśli, że jestem do niczego... i mnie odrzuci.

- Nic takiego się nie wydarzy - odepchnęła mama złe myśli. Zbliżyła się i złapała mnie za ramiona. - Jesteś wystarczająco dobry. Wszystko co musisz zrobić to otworzyć się na innych. Oni to docenią i polubią cię takim jaki jesteś.

- Nie wiesz tego.

- Wiem.

- Niby skąd?

- Wiem, bo cię znam.

Mama spojrzała na mnie przekonana, że sobie poradzę i że wszystko będzie dobrze. Klepnęła mnie w ramiona i uśmiechnęła się ciepło. To było wszystko z naszej rozmowy i to wystarczyło, żebym poczuł się lepiej.

- Jesteś cały brudny od farby. Idź się umyj.

Zanim wyszła, dodała jeszcze:

- A potem pogódź się z Filipem.

Burknąłem:

- Okej.

Miałem dużo do przemyślenia, ale jeszcze więcej do zrobienia. Jeżeli naprawdę miałem się zmienić, otworzyć się na innych i z nimi współżyć w jednej społeczności, to miałem masę pracy. Samo myślenie o tym wydawało mi się zbyt męczące, a realizacja planu mogła być znacznie bardziej wyczerpująca.

Relacje wiążą się z zobowiązaniami. Jest tak jak powiedział Bartek:

"postaram się ciebie nie zawieźć. Możesz na mnie polegać w każdej sprawie, okej?"

To dlatego, że dawał z siebie wszystko, był w stanie utrzymać wszystkie swoje relacje i wciąż tworzyć nowe. Podobnie Emilia oraz Filip, którzy należyli do owej "śmietanki szkolnej". Ja nie miałem w sobie nic co by było na tyle silne i zdesperowane aby te relacje tworzyć.



Hej, sory, że nie było mnie tak długo. Tak wyszło. Cieszcie się tym rozdziałem 😘🥰

Nieszczęśliwa miłość | BxBOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz