chapter six

147 17 34
                                    

-Miałeś kurwa jedno zadanie! Czy nie zasłużyłem na szacunek?! Nie dałem ci wszystko żebyś mógł spełniać swoje głupie marzenie i co dostaje w zamian? Nieposłuszeństwo i zawód!

-Przepraszam - Szepnąłem złamanym tonem, chyląc głowę jeszcze niżej.

-Zamiast mi wynagrodzić wszystko, co dla ciebie zrobiłem, ciągle upokarzasz mnie na oczach pozostałych - Warczał znów, jakby zupełnie ignorując moje nikłe słowa. Łzy szczypały moje zaczerwienione białka, gdy jego silna dłoń chwyciła moje ramię, wbijając paznokcie w giętką tkankę.

-Jiin - Jęknąłem, próbując wyrwać się z jego sideł, lecz każdy dyskretny ruch był nieskuteczny w obliczu jego kipiącej wściekłości.

-O nagle znasz moje imię - Zmarszczyłem brwi, unosząc wzrok, by spojrzeć wprost w jego rozszerzone źrenice, które przysłoniły brunatną tęczówkę.

-Oczywiście! Powiedz mi, o co chodzi. Zmieniłeś się, a ja... proszę, porozmawiaj ze mną - Wyciągnąłem dłoń do jego ciepłego policzka, ostrożnie dotykając miękką skórę oprószoną hebanowymi włoskami brody. Zdziwiło mnie, gdy pochylił głowę, wtulając twarz w moją napiętą dłoń.

-Wiesz, że wciąż cię kocham? - Szepnął, przymykając powieki. Jego ramiona powoli opadły, pozostawiając go na cale od mojego ciała, lecz nie poruszył się w żadnym z wybranych kierunków, pozostając tak, wtulonym w moją dłoń, a ja nie potrafiłem mu odpowiedzieć.

-Ja ciebie też - Mruknąłem, ostrożnie podchodząc bliżej. Oparłem się o jego umięśnioną pierś, opuszczając dłonie, aby powoli ułożyć je z tyłu jego pleców. Wdychałem jego ciepły zapach drogich perfum, gdy jego palce powoli wspięły się w górę mojego kręgosłupa, przyciągając mnie bliżej do ciepłego, nostalgicznego uścisku - Brakowało mi tego - Powiedziałem cicho, pragnąc, aby ta chwila nigdy nie minęła, pozwalając mi rozkoszować się jego miłością.

-Chodźmy - Cofnąłem się zaskoczony, gdy na jego twarzy zagościł miękki uśmiech.

-Co? Gdzie?

-Zobaczysz - Jego dłoń spłynęła nisko po moich ramionach, aż nie wsunął swych grubych palców pomiędzy moje, lekko zacieśniając uścisk, zanim ruszył łagodnie korytarzem, ciągnąć mnie za sobą.

Zostałem wciśnięty w kosztownie siedzenie jego nowego Mustanga, obserwując, jak z dziecinną radością przebiega przed maską, lądując miękko po drugiej stronie. Nie zwlekał, aby przynajmniej zapiąć pasy, nim ruszył z wydzielonego parkingu firmy, ruszając mało tłoczną drogą. Cisza była dziwnie niezręczna, przypominając brutalnie o odległości, która narosła między nami w ostatnich dniach. W zasadzie jedynie głośne dudnienie irytującego basu jego ulubionego utworu, który bez zasady nieustannie się powtarzał, zajmował niemal dojmująca ciszę.

-Jiin? Co my tu robimy? - Spytałem, marszcząc brwi na widok wysokiego baneru zoo.

-Wycieczka - Uśmiechnał się ponownie, wysiadając z samochodu, nim stanął przed moimi drzwiami, otwierając je gładkim ruchem - Zapraszam - Wyciągnął dłoń, pomagając mi wysiąść z niskiego pojazdu. Spojrzałem na niego pod wrażeniem, poszukując na jego twarzy, choć odrobiny kpiny bądź żartu, lecz nic nie odnalazłem prócz zastanawiającej szczerości - No co? Chyba mogę zabrać mojego męża do zoo. Nie martw się, zdążymy na tą imprezę wieczorem.

Pomijając fakt, iż praktycznie zabrał mnie w połowie oficjalnych zajęć, bez najmniejszego słowa, które zaspokoiłoby niepokój pozostałych członków mojej grupy, wszystko to wydawało się bzdurną abstrakcją. Może zbyt mocno uderzyłem się w głowę? Pozwoliłem sobie jednak brnąć w ten sen, udając, iż Jiin znów jest moim miłym i uprzejmym chłopakiem, na którym mogę polegać każdego dnia i nocy. 

A little more warmth //WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz