chapter seven

168 18 28
                                    

San

-A gdzie Wooyoung? - Spytałem z niewielką nadzieją, kiedy pozostali członkowie grupy zaczęli ponownie się rozciągać w przygotowywaniu do ćwiczeń. Przełknąłem piernika, upieczonego przez moją pokaźną rodzinę, szczerze, niezbyt przekonany żebym zamknąć wieko. Zostały jeszcze dwa obfite kawałki, które czekały, aż je zjem... życie jest pełne poświęceń. Z bólem serca zacisnąłem plastik i ze smutkiem spojrzałem w kierunku "tymczasowego lidera", jak ogłosił się Bangchan.

-Jego mąż zabrał go gdzieś po południu - Ogłosił brunet, naciągając kurtkę na swoje ramiona. Mąż? Nic nie powiedział. W zasadzie nie znaliśmy się długo, ale... o goszz, naprawdę mi się podobał. Drobna, ale umięśniona budowa, kruche ciałko tak idealnie pasujące do moich ramion. Dobra, może nie powinienem tego twierdzić na podstawie kilku, zdecydowanie zbyt krótkich sekund, gdy dosłownie zemdlał w moich ramionach, jednak wciąż, podobał mi się. Wydawał się takim miłym gościem. I oczywiście zajęty! Zachciało mi się też romansowania. Jedyna rzecz, na jaką nie mam zakazu, a nie dość, że wybieram mężczyzn, to jeszcze zajętych... Zlitujcie się nade mną i moim durnym gustem - Mamy kontynuować ćwiczenia przez godzinę, a później szykuje się impreza.

-Impreza?! - Drobny blondynek o grubym, basowym głosie uniósł głowę i dosłownie mógłbym przysiąc, że wygląda, jak jakiś nierasowy kundelek, który usłyszał brzęk swojej miski. Jego ciemne, duże kule błyszczały tak jasno, kiedy z nadzieją przyglądał się najstarszemu, jak też udało mi się wywnioskować, podczas ich cichej pogawędki podczas jedzenia.

-Integracyjna - Wyjaśnił mężczyzna jednym słowem, poprawie rozciągając ramiona. Poczułem, jak telefon lekko wibruje w kieszeni na moim udzie, więc ostrożnie wyciągnąłem go, aby odczytać wiadomość.

-Znowu? Ciągle je robią - Mruknął kolejny gościu i oh men, nigdy nie nauczę się ich imion. Za dużo, za mało czasu i mam wrażenie, że nie pałają do mnie miłością. Nie muszą. Mam tylko jedną misję do wykonania i jestem wolny od tej niedoli, wracam do ciepłego łóżeczka, wylegiwania się i ćwiczeń z moją prawdziwą rodziną.

Mingki - cho na papu.

Nie trzeba było długo czekać, żebym się zgodził. Wciąż byłem głodny, jak wilk, więc z uśmiechem przyjąłem prostą propozycję.

-Choi, a ty idziesz? - Uniosłem wzrok do góry, zaskoczony, iż ktoś w ogóle zadał mi pytanie. A o czym była rozmowa?

-Gdzie? - Spytałem zdezorientowany.

-Na imprezę - Prychnął jeden z niechęcią, nawet nie patrząc w moim kierunku, gdy przeglądał się w wysokim lustrze.

-Ah, to. Nie, raczej nie - Mruknąłem w odpowiedzi po kilku długich sekundach rozważania.

-Czemu? Będzie fajnie - Jeden z chłopaków podsunął się do mnie, wpełzając szybko w moją przestrzeń życiową. Widziałem, jak jego wzrok podążą łakomie do wiadomości w moim telefonie, by z zainteresowaniem, lecz niepostrzeżenie przejrzeć wszelkie napisy. Wyprzedziłem go jednak, wyłączając wyświetlacz.

-Dużo się dzieje... Chyba potrzebuję odpocząć - Jęknąłem oczywiste kłamstwo. Zawsze byłem pierwszy do takich typu zabaw, ale nie pałałem miłością do nowych osób z rocznika A. Nie potrzebowałem też kłopotów w publicznym miejscu.

-No chodź. Zintegrujesz się z nami - Miałczał gościu obok.

-Taaak integracja przy kilku shotach wpada najlepiej - Zaśmiał się blondyn, również się zbliżając. Czemu czułem się, jak na przesłuchaniu?

-Nie martw się, obronimy cię przez pijakami - Powiedział od niechcenia trzeci demon przy lustrze, w odbiciu spoglądając w moim kierunku.

-Chyba nie mam innego wyboru - Westchnąłem z delikatnym uśmiechem - Idę do łazienki, możecie zacząć beze mnie - Chwyciłem szczątki mojego piernika i wyszedłem za drzwi, by spotkać mojego bliskiego przyjaciela, nim zrezygnuje z jedzenia.

A little more warmth //WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz