chapter thirty-seven

115 13 3
                                    

San


Kolejna pięść spełzła po mej twarzy, boleśnie przybywając skroń do twardego podłoża. Moje ciało mrowiło od utraty krwi, która nieustannie ściekała po moim boku, aby użyźnić tutejszą podmokłą glebę. Kara za głupstwo potrafi być druzgocąca.

Byłem idiotą, sądząc, iż ignorowanie poleceń mojego przywódcy... przyjaciela zwieńczy się bez przeszkód dotarciem do celu. Jak zwykle porywczy postanowiłem działać na własną rękę, bez wahania strzelając wprost w głowę mężczyzny, który przytrzymywał ładnego chłopca. Jak mogłem się spodziewać, iż ktoś zatai się na moje życie również?

Bardziej zadawałem sobie pytanie, co robił to Wooyoung? Byłem zaskoczony tak szybkim jego widokiem pomimo ostatnich wydarzeń. Ramiona innego owinięte wokół tej szczupłej talii były gwoździem do trumny w mej otchłani zazdrości, jednakże widok chwilowej walki i sprzeciwu zmroził krew w mych żyłach oraz uwydatnił wściekłość na przeciwników. Nikt nie miał prawa bezkarnie dotykać tego co moje.

Moje?

Bezskutecznie pragnąłem odepchnąć nachalne dłonie, które owinęły się wokół mej krtani. Ściskając. Chrapliwy oddech uciekł z mego zduszonego gardła, kiedy słabo uderzyłem męża Wooyounga w szczęce.

Cios jednak nie był wystarczający, aby zaoszczędzić mi, choć oddech dezorientacji, zbyt osłabiony przez brak krwi i tlenu w tym samym czasie. Nie potrafiłem wykrzesać z siebie, chociaż odrobiny oporu.

Aż ciężar zniknął.

Odwróciłem się na bok, kaszląc gwałtownie i masując obolałą szyję, gdy malutkie dłonie delikatnie dotknęły mego ramienia. Wzdrygnąłem się, lecz nie ryzykowałem uderzenia, odwracając się, aż nie spojrzałem w ciemne oczęta prawdziwego anioła.

-Woo? - Szepnąłem surowo, nie potrafiąc przypomnieć sobie, jak prawidłowo przełknąć ślinę.

-Nie ruszaj się. Krwawisz - Mruczał równie cicho, delikatnie gładząc już lekko popuchnięty policzek.

-N-nie boisz się... ty... ty wiesz? - Jęknąłem niechętnie napiętym głosem, kiedy skinął głową, a nachalne pasma spłynęły mu po twarzy. Pragnąłem je odgarnąć, jednakże nie byłem pewien, jak przyjmie mój dotyk.

-Porozmawiamy później, ale nie, San. Nigdy - Stałem się otępiały, kiedy mówił te słowa, nim szaleńczy śmiech przerwał kruchą wypowiedź.

Oboje spojrzeli o cale wyżej, na wysokiego mężczyznę ukrytego za czarną otchłanią lufy pistoletu. Broń zaś mierzył wprost w Wooyounga z chytrym, zadowolonym uśmiechem triumfu.

Nie myślałem wiele, unosząc się ze słabym okrzykiem bólu, kiedy mój raniony bok stanął w ogniu białej agonii. Nie myślałem,  kiedy chłopiec opadł nie wygodnie za mną, jęcząc lekko. Jedyne co krążyło po zbuntowanym umyśle, to fakt, iż jest bezpiecznie ukryty za moim ciałem.

-Urocze. Znalazłeś swojego rycerzyka? - Prychnął Jiin, kiedy spust odbezpieczył się z cichym kliknięciem.

Drwiny nie trafiły jednak do mojego zamglonego umysłu, kiedy podjąłem walkę z utrzymaniem wymykającej się świadomości. Czułem, jak dłonie Wooyounga chwytają moje ramiona, desperacko pragnąc mnie odepchnąć od siebie, lecz resztki umykających sił wystarczyły, abym to zachował swą wątłą pozycję przed nim.

-Pieprz się - Chrapnąłem ostatecznie, czując, jak chłód rozchodzi się po moim ciele.

Byłem przygotowany na huk, który rozległ się po sekundzie. Oczekiwałem przenikliwego bólu, który po raz drugi tego dnia przedrze się przez moje poranione już ciało. Jednakże pocisk nigdy nie trafił w mą pierś.

Zdezorientowany wpatrywałem się, jak ciało męża Wooyounga upada gwałtownie, zupełnie osłabione, gdy szkarłat gwałtownej krwi strumieniem przecinając sam środek twarzy. Podświadomie czułem, iż chłopiec za mną krzyczy w przerażeniu, płacząc głośno za swym nieczułym kochankiem, zwłaszcza kiedy jego dłonie zaciskały się na tyle mojego przemoczonego i brudnego podkoszulka.

Spojrzałem w linie gęstego lasu, dostrzegając tam znajomą mi postać, a uśmiech szybko spełzł po moich ustach, kiedy odetchnąłem z ulgą.

-Odsuń się! - Warknął Hongjoong, z miejsca, w którym heroicznie dzierżył broń bez jednego naboju, nawet nie wahając się, kiedy wycelował lufę w postać za mną.

W innym przypadku me serce dudniłoby dumnie z zaborczości mężczyzny w stosunku do mojego zdrowia oraz całokształtu ojcostwa, który prezentował pomimo mafijnego systemu, jaki prezentowała nasza rodzina. Lecz teraz me ciało zamarło w przerażeniu, na widok zabójczej iskry mordu w jego pociemniałym ze wściekłości spojrzeniu, wiodąc skoncentrowane spojrzenie perfekcyjnie na młodego i przerażonego chłopca.

-Joong, uspokój się - Nagle Seonghwa pojawił się u boku swojego chłopaka, chwytając jego pistolet, zanim drugi wykonał coś, czego pożałuje późniejszego dnia - To Wooyoung.

Naprawdę nie miałem pojęcia, jak mój najstarszy Hyung dopasował opis, jaki mu podałem do rzeczywistego wyglądu wspomnianego chłopca, jednak widok Hongjoonga, który unosi twarz z ustami szeroko otwartymi w nagłym zrozumieniu, sprawił, iż miałem ochotę chichotać, jak rozwydrzony nastolatek. Czułem się jednak zbyt słaby, aby wydać, choć podstawowy dźwięk, pozwalając sobie oprzeć kolejny gram ciężaru własnego ciała na chłopcu za mną.

-San? - Usłyszałem cichy, równie surowy głos chłopca, przebudzający mnie do rzeczywistości.

Odetchnąłem boleśnie, starając się nagromadzić wystarczająco dużo rozsądku, by przeć dłonie na podmokłym gruncie. Powoli wstawałem, jęcząc, kiedy pocisk utkwiony w mym boku, naciskał bezlitośnie na me wnętrzności, poruszając się nieznośnie. Jęknąłem lekko, czując, jak obce dłonie śledzą moje ramiona, kiedy chwiałem się bezwiednie, niczym liść na wietrze.

-Sannie, proszę, nie ruszaj się - Błagał mnie Wooyoung, starając się sprawić, abym znów położył się na ziemi, jednak byłem zbyt zdeterminowany. Wkrótce poddał się, oplatając dłonie na moim torsie.

-San? - Ledwo uchwyciłem głos Hongjoonga, zauważając, jak przygląda się mi z niepokojem. Gdybym otrzymywał monetę za każdym razem gdy słyszę swe imię, już byłbym bogatym biznesmenem... kupiłbym burgera.

-Wróćmy - Mruknąłem, pozwalając oprzeć swój ciężar w pełni na Wooyoungu, lekko zataczając się, kiedy zmienił pozycję rąk. Węglowe plamy nieubłaganie pożerały wszelką widoczność w pobliżu. Potknąłem się o własne kończyny, sycząc głośno, kiedy odruchowo dłonią chwyciłem ochronnie ranę, aby nie podrażnić miejsca, boleśnie zaciskając ją w rozdarciu - Wooyoung? - Szepnąłem słabo, czując, jak chropowate jest moje gardło. Może to mój zamglony umysł stracił kontrolę w chwili słabości, jednak wiedziałem, iż cokolwiek miało się stać, musiałem to po prostu wyznać...

-Kocham cię, San - Moje oczy otworzyły się szeroko, a ja sam zakrztusiłem się śliną. Uniosłem głowę, aby spojrzeć wprost w jego rozradowane spojrzenie.

-Chyba straciłem zbyt dużo krwi. Hyungs, chyba nie żyję - Pragnąłem spojrzeć na starszych, którzy wydawali się cofnąć o krok w kierunku gęstwiny lasu, gdy miękka dłoń przechyliła mój przeraźliwie ciepły policzek.

Świat stał się czarny, kiedy jędrne usta dotknęły moich.

A little more warmth //WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz