chapter twenty-three

124 15 8
                                    

Ciepłe, subtelne promienie łagodne słońca miło wkradały się przez grube, jednakże niewystarczająco szczelne zasłony, ostrożnie i delikatnie muskając mą twarzy w gładkim i przyjemnym pomieszczeniu. Nie spieszyłem się, by otworzyć znużone oraz wilgotne po długim, oraz nadzwyczajnie przyjemnym śnie powieki, rozkoszując się uczuciem puchatej pościeli oraz miękkiego materacu, który zatapiał me zmięte, zgorzkniało nierozciągnięte ciało.

Odetchnąłem głęboko, rozkoszując się przyjemnym, męskim zapachem rozpoznawalnie kosztownych perfum oraz waniliowego mydła, którego aromat rozpoznawałem słabiej, niżeli dane mi było robić to przy Jiinie.

Jiin...

Dopiero teraz poczułem, iż czyjaś żylasta, duża dłoń ochronnie otacza mój brzuch, a lekko szorstkawe palce zatopiły się głęboko, lecz uważnie - aby nie zadać zbędnego cierpienia - w odsłoniętym ułamku skóry tuż nad gumowym paskiem zwyczajnych dresów. Zmarszczyłem brwi, odwracając się wolno, aby nie zbudzić swego nieznanego kompana, nim dane mi było dostrzec prawdziwego anioła o niemal kruczoczarnych lokach z ustępem na pojedyncze błękitne pasmo koloru. Białe, choć lekko, niemal niezauważalnie opalone policzki Sana wydawały się wręcz nadmiernie gładkie, korcąc moje drażliwe opuszki, by przekonały się o ich rzeczywistej perfekcji bez łatwowiernego polegania jedynie na jednym z bodźców. Drugi, wciąż śpiący głęboko mężczyzna, wymamrotał coś w nieświadomym proteście na moje nagłe poruszenie, a jego silne, otaczające go ramiona gwałtownie przyciągnęły mnie bliżej, aż zostałem zmuszony oprzeć głowę o jego nagrzaną, ciepłą pierś.

Uśmiechnąłem się lekko, gdy i jego usta wykrzywiły się w lekkim, zaborczym zadowoleniu, nawet przez marzenie, czarując swymi eterycznymi wgłębieniami równolegle po obu stronach zwieńczenia zakrzywionego różu warg. Jego zachłanne dłonie zagościły na mej skórze, drżącej żałośnie pod niezdarnym dotykiem. Nie byłem zły jednak na przypadek, wiedząc, iż będąc świadom na jawie, nigdy nie pozwoliłby sobie na tak porywczy, a zarazem natarczywy ruch, ignorując zupełnie dodatkowy materiał dużej, czerwonej bluzy, którą zostałem hojnie obdarowany.

Ponownie zamknąłem powieki, kilka kolejnych cwanych chwil rozkoszując się w sprezentowanej mi uwadze, choć mój towarzysz wydawał się wciąż ciasno zatopionym w ramionach mitycznego Morfeusza, zupełnie nie śledząc przeciągu rzeczywistości. Próbowałem sięgnąć do czasów, gdy Jiin traktował mnie z tak niezwykłą czułością, lecz nie potrafiłem odnaleźć nawet krzty tego co zaznawałem w tej chwili. Czy San wiedział, kogo przyciąga przez sen? Czy gdyby otworzył teraz powieki, byłby równie zniesmaczony mym widokiem, co mój były mąż? Wolałem się nie przekonywać. Ta słodka, Idylliczna niewiedza utrzymywała mnie nostalgicznie w sielankowych przekonaniach o dobroci ludzkich uczuć.

Przebudzony smutkiem myśli pospiesznie wysunąłem się z ciepłych ramion, które po dopiero kilku chwilach łagodnej szarpaniny rzeczywiście postanowiły współpracować z mą zagubioną w zrozpaczonym umyśle wolą. Spojrzałem w jego kierunku po raz ostatni, powoli wychodząc z pomieszczenia, by rozejrzeć się po długim korytarzu z mych koszmarów. Teraz wydawał się nie dłuży niż kilka kroków, ani nie rozbrzmiewał w okrutnym mroku, gdy promienie dotarły nawet do czekoladowego brązu ścian.

Dotarłem do kuchni, szybko rzucając okiem na ubogą zawartość lodówki i niezwykle liczne wpół zjedzone pozostałości w pudełkach po szybkich daniach. Skoro tym się żywił, jak mógł zatrzymać tak smukłą talię? Westchnąłem zaciekle na niesprawiedliwość życia, jednak nie zwlekałem chwili, aby wyrzucić wszelkie niezdrowe i pewnie już dawno przeterminowane potrawy do kubła na śmieci ukrytego pod zlewem. Nie będzie się truć tym gównem pod moją jurysdykcją.

Wyciągnąłem ostatnie świeże produkty, wpatrując się w jajka, resztkę mleka w szklanej butelce oraz pietruszkę. Ambitnie. Niezwykle ambitnie. Przynajmniej nie mam problemu z podjęciem decyzji... Cóż nie mam też dużego grona propozycji.

Sprawnie usmażyłem jajka, skrawając lekko już ciemnozielonego szczypiorku, który - jak na moje oko - przechodził przez ostatnie swe dni przydatności, po czym ułożyłem wszystko schludnie na dwóch talerzach, nie decydując się jednak na mleko do popicia, od razu wyrzucając opakowanie, które posiadało dziwny, lekko alkoholowy aromat.

Ułożyłem wszystko ładnie i schludnie, aby umilić posiłek w czystej, przyjemnej atmosferze, modląc się, aby po raz kolejny nie została brutalnie zrujnowana przez nienawistne słowa i chłodne spojrzenia. Wróciłem do sypialni, marszcząc brwi w rozbawieniu, gdy wielkie, muskularne ciało Sana owinęło się niezgrabnie wokół porwanej poduszki, na której spałem, przyciśniętej niezwykle mocno do jego piersi. Jego śliczna twarz zniknęła pod gęstą warstwą okrytego pierza, gdy pochrapywał cicho i smacznie, świadcząc, iż mózg wciąż był głęboko zakorzeniony w odległej krainie snów.

Bardzo cicho zbliżyłem się do płytko oddychającej sylwetki, szturchając łagodnie śniącego właściciela, aby wybudzić go ze snu. Niestety, ten nawet nie ruszył się pod grubą kołdrą, śpiąc głęboko i twardo. Nachyliłem się więc łagodnie, tym razem mocniej chwytając umięśnione ramiona, oczarowany się niemo, jak twarde ciało ugięło cienką tkankę pod moimi palcami, zanim z pełnią zapału potrząsnąłem mężczyzną, krzycząc jego krótkie imię wprost do ucha.

Następne wydarzenia stały się szybciej, niżeli byłem w stanie je zarejestrować. Silna dłoń zacisnęła się mocno na moim nadgarstku, bez wahania szarpiąc mą zbyt słabą posturę, aż nie upadłem wprost na Sana, jęcząc na nieprzyjemny dyskomfort, gdy jego kościste biodra uderzyły wprost w mój nieprzygotowany brzuch, wbijając ostre krawędzie w zarysy mięśni. Ten tylko zachichotał, z zaskakującą łatwością ciągnąć mnie dalej, aż po raz kolejny nie zastąpiłem wspomnianej poduszki. Czy na prawdę nic nie ważyłem, że był zdolny, aby z taką prostotą mną manewrować?

-San! - Wrzasnąłem zrozpaczony, wiercąc się niewygodnie, gdy umięśnił skroń na mojej piersi.

-Czemu sobie tak wcześnie poszedłeś? - Mamrotała wciąż sennym, niskim głosem, lekko chropowatym po długich godzinach abstynencji w używaniu. Poczekaj, czy to cały czas był jego chytry plan? Udawać, że śpi, aby ponownie wplątać mnie w te krzewiaste objęcia? Przecież tego nie idzie się pozbyć!

-Udawałeś?! - Zachichotał jedynie w odpowiedzi, nie szczędząc kolejnych głębokich słów, które przyprawiały moje ciało o gęsty dreszcz wzdłuż wrażliwego kręgosłupa - Ty draniu! - Wierzgałem niezgrabnie, próbując wyrwać się z uwięzi, choć mój uśmiech zdradzał prawdziwe intencje.

-Jeszcze chwilę - Szepnął, gdy moje buntownicze ruchy osłabły w lekkim zmęczeniu, a ciało poddało się pieszczocie czułych dłoni, masujących leniwie moje ramiona oraz biodro.

Zarumieniłem się okrutnie, gdy jęknął rozkosznie, wtulając się mocniej, jakbym był jego nową maskotką, a ja nie miałem serca odbierać mu tej dobroci z życia... w zasadzie było to przyjemne. Jego ciało było ciepłe, znacznie lepiej radząc sobie z uleczeniem chłodu utwardzonego głęboko w mych kościach, niżeli jakakolwiek pościel, czy pierzyna.

-Dobrze, ale tylko chwilę, bo śniadanie ostygnie - Mruknąłem, choć mój umysł nie uważał już tego, jako pierwszorzędny priorytet.

A little more warmth //WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz