Wooyoung
Ogromna postać upadła bezwładnie na starte panele udeptanego parkietu, jęcząc przy tym w niespodziewanym szoku. Masywna dłoń chwyciła zraniony policzek, który zdecydowanie nie ucierpiały pod naciskiem mojej dłoni. Słyszałem, jakby otaczający mnie tłum zamarł wraz z dezorientującymi wydarzeniami, pozostawiając dudniący bas faworyzowanego utworu bezwzględnej ciszy, nim i to przycichło za sprawą lawiny bełkotliwego szeptu, sugerując jedno - ktokolwiek poległ w wyjątkowo krótkiej potyczce, nie miał w zwyczaju przekrywać. Miałem wręcz wrażenie, że cała sala nagminnie skupiała swą odurzoną uwagę na zmianę na dyszącej i skamlącej postaci, wciąż w szoku.
Nie byłem lepszy, unosząc oszołomiony wzrok na, jak mogłem sądzić, swojego wybawcę. Czarne, materiałowe spodnie poszarpane w wielu poprzecieranych miejscach, łakomie odznaczając szczupłą, acz mięsistą sylwetkę. Szary, wełniany sweter, wpadający w gładką odmianę pastelowego fioletu z czarnymi, jak smoła rękawami i skórzaną przepaską, wyraziście podkreślającą stanowczą pierś. Podążyłem, wyżej, gotów poznać nowe oblicze, lecz mężczyzna poszybował w tył, uniesiony przez znacznie wyższego mężczyznę, uderzając brutalnie plecami o blat barowy. Stukot strąconego szkła, które rozbiło się o panele, po drugiej stronie rozległ się po już całkowicie cichej sali, gdy każde oczy śledziły poczynania dwóch walczących.
Odsunąłem się tchórzliwie, gdy biały - być może rosyjskiej narodowości - tyran, zamachnął się pięścią, aby trafić wprost na twarzy Azjaty, zapewne rozbijając się o kość policzkową. Poczułem, jakbym sam przyjął cios ja paskudny dźwięk, który towarzyszył zderzeniu, niemal kuląc się, gdy monstrualna dłoń ponownie została uniesiona.
Byłem gotów zamknąć oczy, aby uniknąć widoku, jak mój bohater mdleje od brutalnego ciosu, lecz nim pięść spotkała się z jego brwią, mężczyzna zablokował cios, zadając własny, a później kolejny, celując idealnie w oko Rosjanina. Dopiero teraz, gdy ulegający ciosom zbir cofnął się wystarczająco, byłem w stanie dostrzec wyraźnie twarzy mojego wybawcy i... kurwa.
Moje ciało zamarło w szoku, gdy mózg wyparował, powtarzając w koło tylko jedno imię.
San
Jebany Choi San.
Obserwowałem, jak mój nowy praktykant zrywa się z blatu, niewzruszony jakiekolwiek bólem, aby ponownie, bez żadnych skrupułów zaatakować o pięć cali wyższego mężczyznę. Czarnowłosy podskoczył, aby nogą uderzając Rosjanina w pierś, siłą cofając go o kilka kolejnych, chwiejnych kroków. Obcy otarł wierzchem dłoni krew, która spływała mu z ust, posyłając w stronę Choia mordercze spojrzenie. San zaś stał niewzruszony. Jego ramiona były uniesione, głowa opuszczona, by spoglądać agresywnie w kierunku swego przeciwnika, jego szeroka pierś unosiła się i opadała w równie szaleńczym rytmie. Gdybym nie znał go, choć odrobinę lepiej, bez trudu przypuszczałbym, iż jest gotów kogoś zamordować.
-Ty mały... - Ryknął biały mężczyzna, lecz nie było mu dane zakończyć. W jednej chwili czarnowłosy obrócił się szybko nagle kopniakiem zdzielając kata na deski parkietu, jakby był zaledwie cienką przeszkodą. On sam zaś wylądował gładko, uśmiechając się demonicznie, gdy padł okrakiem na większą pierś, uderzając wściekle w bezradną twarz, aż krew nie pojawiła się na jego knykciach.
Tłum wywatował w aprobacie zaledwie przez kilka sekund, nim każdy uświadomił sobie, iż Choi nie ma zamiaru przestać, aż nie poczuje martwej satysfakcji w górze swojego żołądka. Jego ciosy były dzikie, niedbałe, jakby ich zadaniem było jedynie pozbyć się przeciwnika na odmęty wieków.
Nagle moje ciało odmarzło gwałtownie. Rzuciłem się do wrzącej wściekłością postury, nie dbając, czy ucierpię w swej nikłej próbie. Wiedziałem, że gdy San posunie się za daleko, może stracić nie tylko posadę, ale i wolność, a ja nie mogłem na to pozwolić.
-San, przestań! Błagam! - Niepewnie chwycił jego ramiona, próbując odepchnąć go od wpółżywej ofiary, czując, jak zeszłe wydarzenia powracając do mojego umysłu.
*
-Jiin przestań! Błagam! - Wrzasnąłem, próbując odciągnąć męża od jednego z jego już zapewne byłych partnerów biznesowych, który czystym przypadkiem potknął się rozlewając krwisty trunkiem na kosztownym garniturze mojego mężczyzny - Proszę! - Płakałem desperacko, próbując wyrwać go z sideł bezwzględnej wściekłości.
-Kto ci kurwa pozwala mi rozkazywać - Warknął wściekle mój kochanej i mógłbym przysiąc, iż jego tęczówki nabrały szkarłatnych barw.
Jego dłoń bez zastanowienia chwyciła moje gardło, pchając, aż moje plecy nie zderzyły się z twardą szpachlą pobliskiej ściany. Walczyłem o oddech, pragnąc oswobodzić się z uścisku, lecz ten nasilał się wraz z każdym kolejnym moim bezcelowym ruchem.
-Nie - Jęknąłem wątło, nim świat nie nabrał czarnych odcieni.
*
-San - Prosiłem desperacko, modląc się, aby nie skończyć, jak tamtego dnia. Nie dzieliłem jednak wielu nadziei, czując, jak łzy spływają szpetnie po moich policzkach.
-Proszę, nie płacz. Skrzywdził cię? Boli? - Miękki głos wyrwał mnie z zamyślenia, kiedy ciepła dłoń ostrożnie otarła mokre punkty pod moją powieką. Zamrugałem leniwie, rozganiając mgiełkę łkania, by sprostać zatroskanemu spojrzeniu o cale wyższego mężczyzny, który badał mnie swym łagodnym spojrzeniem - Wyjdźmy stąd - Szepnął ostrożnie, delikatnie otaczając mnie dłonią i prowadząc ku wyjściu z klubu.
Zaufałem mu, pozwalając, aby moje powieki przymknęły się na krótkie sekundy.
CZYTASZ
A little more warmth //WooSan
Fanfiction"Naiwny? Tak jestem. Wręcz niezwykle. Podążając za marzeniami, nie zważałem na konsekwencje... w zasadzie nie dostrzegałem ich, aż nie było zbyt późno, aby naprawić błędy przeszłości. A więc pozostałem w beznadziejnym życiu, pochłoniętym przez toksy...