-Czemu? - Spytał, gdy jego usta, wciąż czule pieściły mą skórę. Rozpłynąłem się całkowicie, gdy jego ramiona powoli otuliły moją talię, a palce masowały kościste okolice żeber w spokojnych, kojących ruchach.
-Nigdy go nie kochałem... Przynajmniej nie tak, jak powinienem kochać męża. Przyjaźniliśmy się przez długi czas, w zasadzie od dzieciństwa. Jednak to on przyjął mnie, gdy ojciec wykopał mnie z domu za bycie pedałem - Wymarotałem słabo i z bólem serca, który minął równie szybko, jak jego ciepłe ramiona zacisnęły się troskliwie. Ledwo wyłapałem chwilę, kiedy uniósł mnie z zatrważającą łatwością, uświadamiając sobie zmianę, dopiero gdy opadłem na jego umięśnione uda wtulony uprzejmie w jego ciepłe ciało.
-Wiesz, że nie ma w tym nic złego, prawda? - Spytał niepewnie, pozwalając, abym oparł głowę na jego twardym ramieniu. Film, który wybraliśmy, już dawno został wyciszony i zapomniany w swej nużącej fabule.
-Tak... Znaczy, już pogodziłem się z faktem, kim jestem, ale ostatnio zaczynam trochę żałować - Wyznałem niepewnie.
-Czemu? Przez niego? - Głos Sana był przesiąknięty tak dogłębną troską, iż miałem ochotę rozpłakać się na samą czułość.
-Wykorzystał moją desperację i swoje stanowisko, by wziąć ze mną ślub. Potrzebował nowego nazwiska przez jakieś komplikacje, jednak nigdy nie chciał mi powiedzieć czemu - Nagła potrzeba wylania z siebie całej prawdy stała się zbyt przytłaczająca, abym mógł z tym walczyć - Zgodziłem się, gdy zagwarantował mi posadę w firmie na praktykanta i mieszkanie, gdzie mógłbym mieszkać... w zasadzie już po ślubie nauczyłem się go kochać. I nie mówię, że wcześniej było źle. Bawił mnie i troszczył się o mnie niemal zawsze, wiedziałem też, że w jakimś stopniu się we mnie podkochuje... ale ja nie żywiłem do niego uczuć większych, niż bliski przyjaciel - Wymamrotałem słabo, ponownie zamykając oczy, kiedy jego ramiona zaczęły pieścić moją skórę. Jedna ręka, na której częściowo byłem oparty, muskała powoli moje biodra, kiedy dłoń na moich nogach rysowała niestabilne kształty na moich udach - Widziałem, że coś do mnie czuje, ale zawsze był szorstki... usilnie próbował pokazać, jakim on to nie jest mężczyzną, sprawiając za każdym razem, że czułem się gorzej pomimo całkowicie innej intencji. Może to też moja wina, że nie powiedziałem mu o moich potrzebach - Westchnąłem słabo.
-Czy... Czy mogę czegoś spróbować? - Spytał cicho, jego głos był spięty. Zmrużyłem oczy, zanim skinąłem głową.
Pochylił się powoli, bacznie obserwując moje ciało, aż jego usta nie musnęły moich własnych. Pocałunek był krótki i łagodny, niezwykle delikatny w porównaniu do poprzedniego, jakby ujmował całą troskę zmartwienie i tęsknotę. Zamknąłem oczy, rozkoszując się miękkością jego ciepłych warg, niemal rozpaczając, gdy oderwał je ode mnie.
Gdy uniosłem powieki, wpatrywał się we mnie. Jego spojrzenie było chłopięco rozbawione, bez krzty winy, czy skruchy, jedynie czysta niewinność... może nawet naiwność. Uśmiechał się tak ślicznie, nie omieszkując uwydatnić swoich małych zabójców po obu wykrzywionych stronach. Jego dłoń wolno i pieszczotliwie ujęła mój ciepły od rumieńców policzek, nim ponownie pochylił się do pocałunku.
Tym razem powietrze stało się cieplejsze. Jego ostre zęby ślizgały się ochoczo po mojej dolnej wardze, ciągnąc ją ostrożnie i powoli. Jęknąłem, oniemiały z pewności, która go owładnęła, lecz on jedynie uśmiechnął się krnąbrnie nie przerywając swych zachłannych działań.
Sekundę później moje rozkojarzone ciało wyłapało bodziec zderzenia kościstego kręgosłupa z miękkim zamszem kanapy oraz chwilę, gdy nieustannie asekurująca dłoń wyślizgnęła się zgrabnie spod moich pleców. Jego palce znalazły błogie ukojenie w pieszczocie odsłoniętej skóry bioder, tworząc na ich płaszczyźnie nieznane kształtem i kolorem malunki.
Jego usta spłynęły niżej, pieszcząc swą niebiańską miękkością wpierw moją szczękę, aby później niczym czystokrwisty wampir zapragnąć szyi. Ochoczo jęczałem w jego rytm, czując, jaką radość daje mu moje okazywane zadowolenie. Moje dłonie odnalazły drogę do ciemnych loków, leniwie wplatając palce pomiędzy miękkie pasma. Rozpłynąłem się pod jego wielkim i silnym ciałem.
Nagle jednak oderwał się cudownych pieszczot, unosząc na swych umięśnionych ramionach o wysokie cale nad moim ciałem. Jego duża dłoń spoczęła delikatnie na moim policzku, a on pochylił się ponownie tylko po to, aby złożyć drobny, przelotny pocałunek i wrócić do swojej pozycji.
-Zasługujesz na wiele więcej, kochanie - Mruknął szorstkim, lecz łagodnym głosem, jakby pragnął oddać w tych słowach wszelkie uwielbienie.
-Adoptuj mnie - Poprosiłem, jak szczeniak, jednak nie miałem nic przeciw, napawając się, gdy zachichotał uroczo rozbawiony słowami.
-Wierz mi, z chęcią bym to zrobił - Opuszkiem palca musnął czubek mojego nosa, zanim usiadł z powrotem na kanapie... za daleko, jak na mój gust - Jutro ciężki dzień, chodźmy spać.
CZYTASZ
A little more warmth //WooSan
Fanfiction"Naiwny? Tak jestem. Wręcz niezwykle. Podążając za marzeniami, nie zważałem na konsekwencje... w zasadzie nie dostrzegałem ich, aż nie było zbyt późno, aby naprawić błędy przeszłości. A więc pozostałem w beznadziejnym życiu, pochłoniętym przez toksy...