epilogue

196 16 5
                                    

Wooyoung

-Czyli, CEO to zły typ, a my go okradamy, więc wysyła za nami mafię - Podsumował najmłodszy, którego imienia wciąż nie potrafiłem zapamiętać, lekko rozkojarzony wszystkimi faktami, które zostały mi wyjawione.

Ośmu mężczyzn wraz ze mną siedziało wokół prostokątnego, białego stołu w oddalonym od miasta mieszkaniu. Nie było ono zbyt obszerne, zawierając jedynie podstawowe umeblowanie oraz niewielką ilość pokoi - a zważywszy na ilość osób zamieszkujących coś w rodzaju akademika, większość była zmuszona dzielić ze sobą swoje cztery ściany. Byliśmy w podłużnym pomieszczeniu obok kuchni, nie długo po tym, jak powróciliśmy do mieszkania, bezpiecznie odstawiając zestresowanego Felixa do domu. Krótki okres pomiędzy wydarzeniami spędziłem w pokoju Sana, uważnie obserwując, jak Yunho i Seonghwa opatrują jego ranny bok.

Pomimo zapewnień, iż przeżył gorsze, ani razu nie pozwoliłem mu iść samodzielnie, jednak on nie opierał się, jakby spragniony kontaktu naszych ciał... Cóż, dopóki nie wyszliśmy do przestrzeli publicznej. Tak słodko rumienił się we wstydzie, gdy któryś z jego przyjaciół zauważył, jak posyła mi subtelny uśmiech, lub łagodnie trąca moje kolano pod stołem.

Już oczywiście za pomocą Hongjoonga wszyscy wiedzieli o istocie naszej świeżej relacji, lecz jakimś cudem ten słodki aniołek wstydził się okazywać uczucia przed swoją pokaźną rodzinką. Tak słodko niewinny, iż miałem ochotę się tylko z nim droczyć, pomimo iż znałem jego wstydliwą i okrutną przeszłość.

-Pozostał nam ostatni krok w operacji - Uśmiechnał się Mingi, całkiem zadowolony, pomimo iż jego twarz pozostała mocno pokiereszowana po upadku na ostry żywi.

-I ty tu dowodzisz? - Wskazałem na błękitnowłosego mężczyznę, który siedział tuż obok.

-Tak, chociaż to za dużo powiedziane i tak większość robi co chce - Wyjawił Hongjoong, przewracając oczami, kiedy San zachichotał dziecinnie - Ta hołota jest nie do opanowania - Marudził mamrocząc, zanim wbił spojrzenie w mojego partnera.

-Wooyoung, już teraz wszystko wiesz, więc proponujemy ci dołączenie do naszego "zespołu". Nie tylko pod względem tanecznym, ale i również... jak oni to lubią nazywać? Mafijnym? - Odchrząknął Seonghwa bez większego wyrazu, choc w jego spojrzeniu dostrzegałem dobroć i umiłowanie dla mej zagubionej duszy - Wiem, że będzie ci ciężko zostawić grupę, z którą ćwiczyłeś do tej pory... zwłaszcza że wygraliście...

-Dobra - Odpowiedziałem, nie zważając, iż przerwałem mu w połowie. Oczy wszystkich siedmiu mężczyzny padły w moim kierunku. Mafia, któż by pomyślał, iż właśnie tak skończę.

-C-co? - Nawet Yeosang, choć dotąd wykazując apatyczne cechy osobowości, wydawał się zupełnie poruszony moim nagłym wyznaniem i chęciami.

-Chcę do was dołączyć... Chcę dołączyć do ciebie - Spojrzałem na Sana, którego czy upodabniały się do baśniowego kota w butach, a zaczerwieniony rumień oblał jego szczupłe policzki, emanując na cały obszar urokliwej twarzy.

Powoli objąłem ramieniem jego barki, klepiąc lekko otępiały biceps, zanim moje serce opadło w zdezorientowaniu, gdy odepchnął moją pieszczotę, a jego dłoń odepchnęła moją pierś z siłą wystarczającą, aby nasze krzesła zaskrzeczały na podłodze. Pomimo jego uroku, gdy wstydził się fizycznego okazywania naszej miłości, czułem się brutalnie odrzucony na oczach tych wszystkich mężczyzn, którzy nagle, jak na zawołanie znaleźli zainteresowanie we własnych palcach. Pochyliłem się lekko do stołu, koncentrując się na niewyraźnej plamie czerni pośrodku oceanu bieli, gdy nagle ktoś dotknął mojego karku, ciągnąć mnie w swoim kierunku, jednak tym razem to ja zrezygnowałem, zapierając się w miejscu.

Niech zna swą karę.

-No chodź! - Mruknął oburzony San. To był mój sygnał, aby opuścić pomieszczenie. Wstałem gwałtownie, nie spodziewając się, iż podąży za mną. 

Czując, iż nie ucieknę, odwróciłem się tyłem, a kiedy chwycił rąbek mojej koszulki, wypiąłem się, aby zwiększyć dystans. W głębi serca wiedziałem, iż muszę wyglądać kuriozalnie, zwłaszcza kiedy jego ciepłe krocze przylgnęło do mojego tyłka, lecz nie potrafiłem pokusić się o nic innego, aby zwiększyć dystans. Dzięki wszelkim bóstwom pozostali wydali się dziwnie zainteresowani o zdrowie Mingiego, który poszkodowany przez ferajnę mojego byłego i tragicznie haha zmarłego męża, zarobił kilka brudnych siniaków w okolicy wątroby i nerek.

Nie spodziewałem się, iż w połowie swoich rozmyślań zostanę brutalnie pchnięty ku twardej ścianie, i choć nie uderzyłem w nią mocno, moje ramię wciąż lekko zakuło. Dramatyzując, teatralnie jęknąłem, aby uwydatnić swoją niedolę. Moje dłonie opadły w beznadziei, kiedy nagle mężczyzna otulił ciężkie ramiona w ogół mojego karku, dysząc lekko zapewne z bólu nadwyrężenia chorowitego boku. Nawet agonia nie powstrzymała go przed mocniejszym zaciśnięciem chwytu, skutecznie, acz skrycie ssąc skórę mojej szyi.

Prychnąłem lekko, jednak postanowiłem grać w jego grę, wkładając dłonie w kieszenie na jego tyłku, równie subtelnie wbijając paznokcie w giętkie ciało.

-Zbądźcie sobie pokój! - Wrzasnął nagle jeden z chłopaków, a miękka poduszka uderzyła niespodziewanie w wystawione plecy Sana, jak gdyby to była ostateczna broń zagłady.

-Tylko nie mój! - Krzyknął w panice Yunho, sprawiając, iż San zachichotał miękko tuż obok mojej tętnicy.

-Jest zbyt cenny, bym mógł go tak szybko zniszczyć - Mruczał Choi, nagle nie przejmując się towarzystwem pozostałych mężczyzn w pomieszczeniu, którzy nieubłaganie wpatrywali się w nas z chytrym uśmiechem.

-A co powiesz, jeśli to ja cię zniszczę? - Szepnąłem z panicznym uśmiechem, ciężko przebijając się przez ścianę zawstydzenia.

-Możemy zrobić wszystko, czego zapragniesz, kochasiu.


***

Dziękuję za przeczytanie. Mam nadzieję, że praca wam się podobała i zachęciłam do przeczytania kilku kolejnych pracy. Trzymajcie się ciepło!! <3

A little more warmth //WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz