San
Leniwie wpatrywałem się w sufit, nie szczycąc się nawet odrobiną siły, aby podnieść głowę. Nie potrafiłem dokładnie stwierdzić, jak długo pozostałem w zupełnym bezruchu, beznamiętnie oraz ociężale wlepiając spojrzenie w świeżo malowaną przed kilkoma dniami, śnieżną ścianę nade mną, jednakże snułem ciche podejrzenia o kilku godzinach spoczynku. Posępnie odrzuciłem ciepło grubej i miękkiej pościeli, aby chłód zmroził me kończyny. Wiedziałem w głębi duszy, iż za chwilę ktoś kopnie mnie w dupę, bym ruszył się do roboty, jednak nie potrafiłem odnaleźć wystarczająco złudnej motywacji, aby na własną rękę postawić przed sobą cel działań. A więc napawałem swój umysł godzinami bezsensownych zmartwień i udręki, obarczając się winą ostatnich chwil.
Cóż, przecież to ja byłem odpowiedzialny za wszelkie nieszczęście. Gdyby nie moje durne, miękkie serce, nigdy nie zostalibyśmy postawieni w tak martwiącej sytuacji...
-Sannie - Niski, przesiąknięty zmartwieniem ton przywrócił mnie do oderwanej rzeczywistości.
Kiedy drzwi zostały otworzone? Zwykle byłem gotów ocknąć się na sam głośny, skrzypiący jęk, jaki wydawały ostentacyjnie, lecz teraz? Utraciłem swą czujność. Pomimo obecności przybyłego mężczyzny nie odważyłem się, aby spojrzeć na swojego starszego brata, zbyt obawiając się, aby dostrzec w jego oczach nienawiść.
Łóżko ugięło się u mojego boku, gdy drugie ciało opadło wygodnie na miękkim materacu, a delikatna dłoń ostrożnie chwyciła moje udo. Szczupłe, długie palce zacisnęły się ostrożnie na giętkiej skórze, nim zaczęły swą rutynową wędrówkę w górę i w dół, łagodząc ból w napiętych mięśniach.
-Przestań już. Wszyscy wiemy, że to nie twoja wina, dlaczego wciąż uważasz inaczej - Mruczał mężczyzna z głośnym westchnieniem - Spójrz na mnie - Zbyt łatwo przekonany zrzędliwie smutnym i smętnym głosem, ostrożnie przechyliłem głowę, aby oprzeć skroń na podwyższeniu poduszki.
Seonghwa posyłał mi to jedno ze swoich spojrzeń, które dzierżyło za sobą nie tyle zmartwienie, co również troskę, współczucie i miłość. Nasycenie niewyobrażalnej, niemal matczyne czułości, sprawiło, iż miałem nieodzowną potrzebę wtulić się w jego bok i po prostu czekać, aż całe zło przeminie. Uniosłem się do czarnowłosego, który pospiesznie rozchylił ramiona, by przyjąć mnie w swe objęcia, aż nie zapadłem się w szczupłych, acz długich rękach.
-Znajdziemy go - Mruknął cicho, powoli przeczesując moje ciemne pasma w kojącej pieszczocie - I z Wooyoungiem też się ułoży. Z twoich opowiadań wydaje się bardzo wielkodusznym, zrozumie, dlaczego to zrobiłeś... dlaczego my to robimy.
-Nie, hyung. J-ja... On tego nie zrobi. Zbyt długo bawili się z nim tacy jak ja, by teraz mi wybaczył - Jęknąłem, pozwalając, aby kołysał naszymi ciałami. Po krótkiej chwili odsunął mnie jednak, aby ostrożnie z niezwykłą łagodnością przetrzeć wilgotne policzki, uśmiechając się smutno i delikatnie.
-Będzie dobrze, Sannie. Masz nas, pamiętaj o tym, a teraz chodźmy, musimy odszukać Mingiego, zanim te dranie go zranią - Zarządził, chwytając moją dłoń, aby platonicznie spleść nasze palce w uprzejmą plątaninę.
*
Wooyoung
-Mafia?! - Wrzasnąłem wstrząśnięty, sprawiając, iż sanitariusz cofnął się przerażony z boku pojazdu zatrzymanego przy drodze budynku. Felix szybko się zbliżył z zaniepokojonym wyrazem twarzy, by po chwili przycisnąć mnie bliżej do swojej piersi.
-Podobno okradli CEO. Musieli mieć wtykę, bo inaczej nie zostaliby wpuszczeni - Mruczał podejrzliwie, ostrożnie kołysząc moim naćpanym od leków uspokajających ciałem - Ale już dobrze, poszli sobie i miejmy nadzieję, że już nigdy nie wrócą.
Pomimo zapewnień, mój umysł pozostał bierny od spokoju. San. Ten kochany, przemiły człowiek, który skradł moje serce, zaufanie... mafia. Prychnąłem w niedowierzaniu. Czemu ja? Jiin przecież nie był lepszy. Zasadniczo mógłbym podejrzewać go o zbliżony przekręt osobowości, jednakże nie był z tym wystarczająco subtelny, aby ukryć swe prawdziwe zajęcie pozbawione swego prawnego i moralnego szyku. Naprawdę muszę trafiać na najgorszą patologię, która zaciągnie moją duszę w dół piekielnych wrót?
-Mogę u ciebie przenocować? - Spytałem, naiwnie wpatrując się w młodszego chłopca, który w zaskoczeniu skinął głową. Wolałem uprzedzić fakty i oczyścić umysł, zanim postanowię spotkać się z tym okrutnym zdrajcą.
-T-tak. Oczywiście! - Zapewnił szybko swoim hipnotyzującym, ciężkim głosem - A co z Jiinem i Sanem? - Zapytał wciąż tak naiwnie nieświadom, iż niemal mu współczułem niewiedzy o okrucieństwie świata, w którym żyje.
-Nie chcę się z nimi widzieć na razie. Nie... dużo się stało, a ja nie mogę dłużej tego ciągnąć. Wyjaśnię ci później. Po prostu potrzebuję uciec na kilka dni - Wyznałem z winą w sercu, wiedząc, iż zbyt wiele ukrywałem przed swoim przyjacielem.
-W porządku. Ja już tym się zajmę - Młodszy uśmiechnął się słabo, zanim otulił mnie ciepłym kocem, który zsunął się niesfornie z moich drżących ramion.
CZYTASZ
A little more warmth //WooSan
Fanfiction"Naiwny? Tak jestem. Wręcz niezwykle. Podążając za marzeniami, nie zważałem na konsekwencje... w zasadzie nie dostrzegałem ich, aż nie było zbyt późno, aby naprawić błędy przeszłości. A więc pozostałem w beznadziejnym życiu, pochłoniętym przez toksy...