W chwili gdy tylko drzwi zatrzasnęły się z łagodnym stukotem, bardzo delikatnie poruszyłem dłońmi, niepewien, jak spięte, kruche ciałko zareaguje na ten zmienny ruch. Kiedy tylko moje paznokcie ostrożnie podrapały wtuloną w ramię główkę, chude ramionka zacisnęły się mocniej, niemal zaborczo na moich plecach, nieświadomie podwijając opuszkami materiał mojego węglowego podkoszulka. Gruchałem życzliwie na ten ruch, pozwalając sobie na niewielki smutny uśmiech rozczarowania, na myśl, iż tak inwazyjne, barbarzyńskie wydarzenia przechyliły szalę wystarczająco, by chłopiec z dziecinną naiwnością wtulił się w moją pierś, jakbym miał uchronić go przed nocnym koszmarem życia.
-Wooyoung? - Szepnąłem bardzo cicho, aby nie spłoszyć przerażonego zwierzątka - Czy wszystko w porządku? - Spytałem głupio, wiedząc, iż jest niezwykle daleko od tego sielankowego stanu. Wspomniany chłopiec pokręcił główką, mrucząc niewyraźną odpowiedź, której nie miałem szansy, by zrozumieć - Podniosę cię, dobrze? - Moje słowa były w większości uprzedzeniem, niżeli prośbą oczekującą pozwolenia, gdyż w już następnej chwili oderwałem dłonie, podwijając je wygodnie pod udami i plecami młodszego, by bez trudu unieść go w ramionach. Wyłapałem chwilę, gdy jego wilgotne od łez oczka otworzyły się szeroko w szoku, a chude dłonie owinęły się pospiesznie wokół mojej szyi, jakbym miał rzeczywiście go upuścić. Cóż, nie w tym życiu - Cii, jest dobrze - Zapewniłem go pospiesznie, szybko niosąc go do windy, by mógł już spokojnie odetchnąć zawinięty w koc z kakałkiem w drobnych paluszkach...
Wniosłem go do mieszkania, upewniając się starannie, iż zatrzasnąłem butem drzwi, nim roztropnie ułożyłem ciałko na miękkich poduszkach własnej sofy. Poczułem wpływowy opór, gdy próbowałem wyprostować się do pionu, odciążając uszkodzony boleśnie kręgosłup, o czym nigdy się nie przyznam. Jego ramionka zbyt mocno zacisnęły się na mojej szyi, pociągając niewygodnie w dół, aż nie zmusił mnie do gwałtownego upadku wprost na niego. Omal nie przygniotłem go własnym ciężarem, w ostatniej chwili desperacko podpierając się na przedramionach. Zmuszony słabym skamleniem, usiadłem obok, ponownie pozwalając moim ramionom otoczyć drżącego chłopca, który przylgnął do mnie, niczym koala - a mówią, że to ja jestem przylepny.
Cicho szeptałem słowa pociechy, które miały ukoić nadszarpnięte nerwy, zanim młodszy nie zaczął odsuwać się stopniowo, pozostawiając pustkę i chłód w moich opadłych ramionach. Jego podmokłe oczęta wpadły wprost na mnie, ujawniając miliardy niezidentyfikowanych emocji w głównej mierze przesiąkniętych nieokiełznaną wdzięcznością, a moje serce uniosło się z dumą, pławiąc się we własnym zadowoleniu.
-Dziękuję - Szepnął, posyłając mi miękki, acz boleściwy grymas uśmiechu, tuż przed tym, jak jego zaciśnięte piąstki przetarły zmęczone powieki - Przeraszam, jeśli sprawiłem problem... - Mruknął, a w jego chropowatym głosiku wybrzmiało zniesmaczenie.
-Nigdy - Ostrożnie potarłem opuszkiem palca jego śliczny, mokry policzek, powoli wstając, by po kilku krótkich sekundach powrócić z apteczką. Paradoks chwili, gdy nie minęła pełna doba od chwili, kiedy Wooyoung ostrożnie opatrywał mój zraniony w bójce policzek, zanim role odwróciły się w paskudnych wydarzeniach. Gdybym tylko mógł uprzedzić chwilę i obronić go przed wszelkim cierpieniem - Zostało trochę, zaboli, kiedy będę wyciągać - Ostrzegłem, nim odkaziłem pęsetę.
-C-Czy chcesz spytać? - Jego głos był spięty od bólu na samą myśl o poprzednich wydarzeniach przejawu okrucieństwa. Powoli odwróciłem jego skroń, starając się pospiesznie wyciągnic ubytek rubinowego szkła.
-Nie, wiem już wszystko, co muszę wiedzieć - Szepnąłem, omijając nieprzyjemny dla niego temat, nie chcąc i nie potrzebując, by znów rozpamiętywał zbyt świeże wydarzenia. Wyciągałem odłamek płynnym ruchem, szybko przykładając chłodną, odkażoną gazę i przyciągając go do piersi, gdy krzyknął gwałtownie z bólu - Już dobrze, cii - Mruczałem mu delikatnie, uporczywie tuląc jego ciałko do własnego, jakby to miało ukoić jego cierpienie.
-Hyung... Ja już nie mogę - Lamentował okrutnie, rozpaczliwie chwytając się moje barki w silnym, niemal boleśnie dojmującym uścisku.
-Aż tak boli? Mogę dać ci przeciwbólowe - Zmartwienie znów rozkwitło moim sercu, na myśl, iż ból był dla niego zbyt wielki. Próbowałem się podnieść, aby zdobyć dla niego odpowiednie leki, gdy silny uścisk znów zaniechał mojego odejścia, a młodszy pokręcił głową w cichym proteście.
-Nie mogę już dłużej z nim żyć. To dla mnie zbyt dużo... - Łkał smutno, przytulać się do mnie, jakbym był ostatnią deską ratunku na tonącym okręcie - Ja naprawdę... naprawdę próbowałem z tym żyć, ale... nie mogę... nie... - Jego oddech przyspieszył niebezpiecznie, a ciało drżało w przerażeniu i kolejnym ataku niepokoju.
-Hej. Już spokojnie. Oddychaj, proszę - Błagałem go równie spanikowany, powoli przeciągając dłonią po drgającym kręgosłupie w górę i w dół w kojących ruchach - Nie pozwolę, by kiedykolwiek ponownie ci zagrażał - Obiecałem na ślepo, wiedząc, iż jestem zajebisty w dotrzymywaniu takich obietnic.
CZYTASZ
A little more warmth //WooSan
Fiksi Penggemar"Naiwny? Tak jestem. Wręcz niezwykle. Podążając za marzeniami, nie zważałem na konsekwencje... w zasadzie nie dostrzegałem ich, aż nie było zbyt późno, aby naprawić błędy przeszłości. A więc pozostałem w beznadziejnym życiu, pochłoniętym przez toksy...