Ciepły oddech delikatnie muskał łagodnie osowiałe w chłodzie nocy policzka, gdy bliskość drugiego stała się niemal w nadmiarze wyczuwalna. Całe moje ciało drżało na kontakt, który jeszcze nie nastąpił, jakby podświadomie odczuwając, czego rzeczywiście pragnąłem w głębi... co było dla mnie odpowiedniejsze i zdrowsze. Jego ciepłe, zaciekawione spojrzenie wędrowało z wolna z moich oczu, by przenieść się na kilka sekund na usta, a następnie znów szybko powrócić wyżej, oczekując zgody. Zgody, której nie mogłem mu dać, choć moje własne serce krwawiło z odmowy.
-J-ja nie mogę - Jęknąłem, opuszczając głowę w poczuciu winy, gdy powoli uniosłem dłoń, w której serdeczny palec został owinięty tandetnym złotem. Choi odsunął się, jak poparzony, gdy jego wzrok powrócił w bólu i przerażeniu.
-Tak, nie powinienem był, przepraszam - Uśmiechnął się słabo, lecz zawód w jego głosie ponownie łamał me spragnione serce. Przełknąłem ciężko, przygryzając wargę, kiedy jego spojrzenie uciekło gładko ku opuszczonej jezdni, koncentrując się na wilgotnym błysku odbicia pobliskich latanii. Poczułem wewnętrzną potrzebę, by przeprosić go za zawód, który przyniosłem, jednak wybrałem milczenie, pozwalając, aby to on wyprowadził nas z druzgocącej sytuacji - Nie chciałem się narzucać... - Mruknął, ostrożnie spoglądając w moim kierunku, a jego oczy były wciąż bezwzględnie miękkie, choć łzy połyskiwały tuż nad dolną jego powieką.
-Nie narzucałeś się - Przyznałem w odpowiedzi, rzeczywiście nie kłamiąc. Jiin nie czekałby na moje pozwolenie... w zasadzie nigdy tego nie zrobił, nawet gdy nasz związek nie był nawet na zaawansowanym poziomie. Zawsze brał to co chciał, a ja naiwnie pozwalałem mu odbierać kawałek po kawałeczku, zdobywać nie tyle moje bezużyteczne ciało, co zdruzgotany umysł.
-Czy... Czy możemy zapomnieć o tym? - Zapytał błagalnie, a jego ładna twarz pozbawiona była wcześniejszego uśmiechu, pozostając apatyczną i otępiałą na wszelkie emocje. Skinąłem głową na zgodę.
-Ale o czym zapomnieć? - Spytałem smutno, acz zadziornie, chcąc ponownie pobudzić szczęście na jego zmarnowanej twarzy. Powiodło się, gdy kąciki zadbanych, miękkich ust wykrzywił się delikatnie w uroczym wizerunku, ujawniając niewielkie dziurki po obu stronach.
-Chodźmy, zaczyna się robić prawdę późno - Szepnął, ostrożnie ponaglając mnie w kierunku dalszego biegu chodnika. Nie mieszkałem daleko, zaledwie kilka kolejnych metrów dalej, lecz pozwoliłem mu cieszyć się naturalnością naszego spaceru, choć czułem jego całkowite wycofanie. Przestał już żartować, czy aranżować rozmowę, jedynie wsłuchując się w moje słowa, które lały się jak bezsensowny potok, by zabić nieprzyjemną ciszę.
-To tu - Wyznałem, wskazując na wejście do mojej klatki. Wzrok Sana powiódł do góry wieżowca, śledząc go uważnie, nim lekko prychnął, uśmiechając się miękko.
-Też tu mieszkam - Moje oczy rozszerzyły się nagle, gdy spojrzałem na niego z niedowierzaniem. Niemożliwe, że żyjąc tyle lat w jednym miejscu, ani razu nie natknąłem się na kogoś tak przystojnego i miłego.
-Nie widziałem cię... - Nim skończyłem dzielić się moimi troskami, przerwał mi łagodnie.
-Wprowadziłem się kilka dni temu do mojego kuzyna na pewien czas - Powiedział, gładko wpisując poprawny pin do drzwi.
-Oh - To wszystko wyjaśniało. Podziękowałem mu uprzejmie, gdy przytrzymał mi drzwi, pozwalając, abym to ja pierwszy wszedł do środka - Na którym mieszkasz piętrze? - Zapytałem z czystą szczerością zainteresowania, wyczuwając, jak waha się z odpowiedzi.
-A ile tu jest? - Zamyślił się na kilka sekund, nim machnął dłonią wystarczająco szybko, by odciąć mnie, zanim zdążyłem odpowiedzieć - Na przedostatnim bynajmniej - Zmarszczyłem brwi. Piętra były ułożone cenowo, a wraz z każdym piętrem cena mieszkania zwiększała się znacząco, więc jak bardzo bogaty musiał być jego kuzyn, by stać go było na zajęcie piętra o stopień wyższego niż zastępca i przyjaciel CEO popularnej firmy? Potrząsnąłem głową, odganiając nadmierną ciekawość. Nie była to moja sprawa i nie powinienem był się w to mieszać.
Nie odgoniłem sana, gdy postanowił iść wiernie za mną, zapewne z celem bezpiecznego odprowadzenia mnie pod same drzwi mojego mieszkania. Nie wyobrażałem sobie bynajmniej, by planował cokolwiek innego, zwłaszcza gdy odrzuciłem go zaledwie przed kilkoma minutami.
-Dziękuję za dzisiaj - Uśmiechnąłęm się do niego, ostrożnie odwracając się plecami do drzwi mojego mieszkania, by pożegnać się z Sanem.
-Tak, ja również. Mam nadzieję, że miałeś, choć odrobinę zabawy - Odzwajemnij przyjazny wyraz, kiedy jego oczy płonęły tysiącem emocji - Może mógłbym cię jutro odprowadzić do pracy... wiesz z racji, że mamy razem ćwiczenia - Błąkał się w swoich słowach, jakby usilnie i zdecydowanie nieudolnie próbował zatuszować, lub odrzucić wszelkie domysłu o ukrytych zamiarach. Poczułem jednak ból w głębi mojego serca, na myśl, iż znów złamię jego zapał.
-Ja... przepraszam, ale pewnie zawiezie mnie Jiin... - Szepnąłem, unikając jego spojrzenia, jego kolejnego zawodu malującego szczęśliwe oczy.
-Tak, w porządku. Pójdę już - Mruknął zrezygnowany, a ja nie miałem absolutnie nic do powiedzenia, by wynagrodzić mu poniesionego cierpienia. Mogłem jedynie bezmyślnie obserwować, jak odchodził z powrotem w kierunku winy, aby dotrzeć na swoje piętro, a gdy tylko metal pochłonął jego sylwetkę, drzwi u mego boku otworzyły się gwałtownie, a silna dłoń chwyciła mój kołnierz, wciągając mnie siłą przez framugę mieszkania, aż moje plecy nie uderzyły o ścianę.
Zdruzgotany otworzyłem oczy, patrząc w szoku na mojego partnera i jego płonące wściekłością oczy. Jego ciało śmierdziało zgniłym zapachem alkoholu, tak intensywnie, że nie miałem pewności, czy specjalnie nie oblał się nim w niedbałych ruchach.
-Gdzie się szlajasz z tym przegrywem? - Warknął, zaciskając dłoń na moich włosach, szarpiąc lekko za kucyk, upinający zbyt długie już pasma. Jęknąłem boleśnie, wyciągając rękę, by odciągnąć jego palce od moich obolałych loków, lecz jedynie pogrążyłem się w beznadziei, kiedy szarpnął mocniej, chwytając mój nadgarstek i przyszpilając go do ściany obok.
-Jiin... on tylko odprowadził mnie...
-Nie kłam! - Szarpnął moje włosy, nim ponownie uderzył moją głową o ścianę, pozwalając, aby już i tak istniejący ból głowy pogłębił się w swej pulsacji.
-Nie kłamię! Puść! Ranisz mnie! - Błagałem bez nadziei, iż moje słowa zostaną wysłuchane.
-Mogłeś uprzedzić, że wychodzę za dziwkę - Wypuścił moją skroń tylko po to, by po chwili pchnąć mnie w głąb zrujnowanego mieszkania. Widziałem jak wazony, obrazy, czy porcelana ukruszone były w najdrobniejsze odłamki błyskającego szkła, a większość mebli leżała przewrócona, jakby coś w środku wywołało mały huragan rujnujący mój zwykle bezwzględny porządek.
-Nie jestem dziwką! To ty co chwila przyprowadzasz nowe pańcie! - Postawiłem się, od razu żałując swych zbuntowanych słów, gdy nowy płomień wściekłości odznaczył się w jego migdałowym spojrzeniu. W kolejnej chwili poczułem, jak piekąca fala bólu przechodzi gwałtownie po moim policzku.
Wpatrywałem się w panele, obolały i poniżony, czując, jak uporczywe łzy napływają mi do oczu.
-Uważaj na to co mówisz, bo skończysz gorzej niż to - Warknął, trzaskając drzwiami, gdy wyszedł z pomieszczenia.
CZYTASZ
A little more warmth //WooSan
Fanfiction"Naiwny? Tak jestem. Wręcz niezwykle. Podążając za marzeniami, nie zważałem na konsekwencje... w zasadzie nie dostrzegałem ich, aż nie było zbyt późno, aby naprawić błędy przeszłości. A więc pozostałem w beznadziejnym życiu, pochłoniętym przez toksy...