chapter twenty-nine

127 14 8
                                    

-Czy chciałbyś się rozwieść? - Byłem całkowicie rozkojarzony, gdy jego delikatne palce powoli wspinały się w górę i dół mojego uda w kojących, hipnotyzujących ruchach, niemal całkowicie rabując mój umysł od wszelkich myśli.

Nie pamiętam, jak dotarłem do jego mieszkania, zasadniczo, ostatnie co pamiętam, to chwila, gdy moje gardło zbuntowało się przed kolejnym słabym pociągnięciem brudnego szlochu, a skroń opadła na zupełnie przemoczony od moich własnych, słonych łez podkoszulek Sana. Moje opuchnięte oczy samy się zamknęły, lecz świadomość odpłynęła na jego rozkaz, gdy obiecał, iż wszystkim się zajmie, gdy będę słodko śnił. Może, gdybym po godzinach płaczu nie był na tyle zmęczony, aby zapaść w otchłań ramion mitycznego Morfeusza, zapewne roztopiłbym się na jego piersi. Teraz mogłem jedynie domniemywać, iż ponownie zamówił taksówkę i zaniósł mnie na swoją wygodną sofę w ciepłym, klimatycznym salonie, otulając mnie grubym, przyjemnym w dotyku kocykiem, wystarczająco mocno, aby ograniczyć każdy buntowniczy ruch. Otworzyłem oczy na parny podmuch topionej czekolady, którą zalewał w mieszance ze wciąż nieostudzonym mlekiem, by po chwili podać mi je ostrożnie w dłonie.

Upierał się okrutnie, gdy zapragnąłem również go przykryć, lecz po długich chwilach namowy, odpuścił, pozwalając mi przytulić się do jego ramienia pod ciepłem materiału. Nie miałem pojęcia, kiedy w trakcie wspólnego poszukiwania sielankowego filmu, jego ciężka dłoń osiadła na moim udzie, rozkosznie bawiąc się wybranym obszarem okrytej skóry, jednak doceniałem rozpuszczoną pieszczotę zachłannej dłoni.

-Ja... To... Ciężko mi zdecydować - Wyznałem niechętnie z apatycznymi słowami, koncentrując niespokojne myśli na słodkim dotyku - Zawdzięczam mu tak wiele... lecz z drugiej strony wiem, że to wszystko, co kiedyś nas łączyło, jest przeszłością... i... - Wzdrygnąłem się, gdy ciepła, czuła dłoń otarła leniwie pojedynczą łzę. Spojrzałem w kierunku Sana, uświadamiając sobie, iż moje wzrok jest zupełnie zamglony, lecz on uśmiechał się jednak czule o słodkim, troskliwym spojrzeniu - Nie znam innego życia... przeraża mnie to - Ostatnie słowa wyszeptałem złamanym głosem, czując, jak moje dłonie drżą lekko. Choi wyczuwając niepokój, chwycił wolno pusty już kubek po czekoladzie, odkładając go zwinnie na stolik przed nami, zanim wrócił do mnie, swoimi dłońmi otulając moje wątłe ramiona.

-Zmiany są trudne, rozumiem. Ale masz mnie, mogę ci pomóc z tym wszystkim... wszystkim, co tylko zapragniesz - Wymruczał cicho, gdy oparłem skroń na jego twardym ramieniu. Za każdym razem byłem pod zaskakującym wrażeniem, jak jego ciało idealnie pasowało do moich walorów przytulania. Był taki ciepły, a jego ramiona bezpiecznie silne, gdy uprzejmie otulały mnie, jak najmilszy kocyk. Jiin nienawidził się przytulać podczas oglądania filmów, a moje serce już dawno zapomniało, jak bardzo tego potrzebuje.

-Czemu?

-Hym?

-Czemu się o mnie troszczysz? - Spytałem cicho, zamykając spuchnięte powieki, wsłuchując się w regularne bicie jego spokojnego serca.

-Powiedzmy, że nie raz przebrnąłem przez toksyczne relacje zupełnie sam i wiem, jak ciężkie potrafi to być - Szepnął słabo, pochylając usta do moich włosów, aby powoli ucałować czubek głowy. 

Jego silne ramiona wyciągnęły się trochę, zmuszając, abym otworzył oczy, obserwując uważnie, jak długi rękaw prawego ramienia zostaje podciągnięte przez ciężkie palce. Powoli śledziłem, każdy odcinek odsłoniętej skóry, aż moje własne serce przestało bić.

Słaby, już dawno wyblakły, lecz wypukły ślady przeszłej blizny szpeciły okrutne śliczną skórę karmelową tuż pod wewnętrzną stroną jego łokcia. Rana była pojedyncza oraz ledwo widoczna, lecz długa, odznaczając niemal połowę ramienia.

Zaskoczony odwróciłem się niewygodnie, spoglądając w jego oczy, jednak pożałowałem, dostrzegając w nich ból.

-San? - To było jedyne, co potrafiłem wykrztusić. Tak, jego liczne blizny i rany na plecach były zastanawiające, jednak ta... ta była wyjątkowa. Jej krzywy kontur ukrywał ból nie tylko złamanego serca, lecz i utrapionego umysłu...

-Moje życie nigdy nie było proste. Zawsze ocierałem się o krawędź śmierci ze względu na to, czym się zajmuje po treningach tanecznych, ale... nic nigdy nie zabolało mnie tak mocno, jak to - Byłem pod wrażeniem, jak stabilny był jego głos, a spojrzenie nigdy nie opuściło moich oczu... zupełnie, jakby nie mówił o sobie, lecz o kimś innym, kimś mu bliskim, sądząc po dogłębnym bólu. Podziwiałem go tak mocno w tej chwili - Nigdy nie potrafiłem znaleźć sobie miejsca na ziemi. Każdy mój związek kończył się pod pretekstem, iż jestem "zbyt czuły", albo "zbyt przylepny", albo że "zachowuję się, jak idiotyczny dzieciak"... Pogodziłem się z tym, jednak on... - Tu odwrócił spojrzenie, wpatrując się w okno - Kończyłem wtedy liceum i gdy go poznałem, w zasadzie przestałem wierzyć w cud miłości i inne gówno, jednak on pokazał mi ponownie wszystkie uroki. Cenił moje niedojrzałe zachowanie i pieprzoną zaborczość. Naprawdę się przywiązałem... później jednak się zmienił. Przestał we mnie wierzyć, gdy zdawałem końcowe egzaminy, zaczął poniżać mnie przed znajomymi... niekiedy wykorzystywał... Cóż, okazało się to wszystko durnym zakład, który brzmiał dosłownie "rozkochaj go, a później złam"...

-San... - Uniosłem go, by tym razem samemu otulić go ramionami. Uległ zaskakująco prosto, opadając na moją szyję. Zadrżałem, kiedy jego ciepły oddech uderzył we wrażliwą skórę - Tak mi przykro... - Szepnąłem, czując kolejną falę łez, szczypiącą boleśnie moje oczy.

-Dlatego nie chcę żebyś przechodził przez to sam. Naprawdę zabiłbym gnojka, gdybym nie wiedział, że przysporzy to więcej problemów, niżeli pomoże - Warknął w słabej groźbie, a jego usta oparły się miękko o zagięcie szyi w słabym pocałunku.

-Jesteś zupełną przeciwnością Jiina - Mruknałem, poddając się jego pieszczocie.

-Chciałbyś do niego wrócić, gdyby się zmienił? - Zignorowałem fakt, iż wciąż byliśmy razem w świetle publiki, jednak sądząc po zapale Sana, zostanie to zmienione w przeciągu kilku kolejnych tygodni. Zawahałem się chwilę z odpowiedzią.

-Nie. Nigdy.

A little more warmth //WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz