chapter thirty-two

114 14 16
                                    

Wysoka sylwetka pokryta cieniem pomieszczenia, rozświetlała nieświadomie przestrzeń tuż przed sobą, koncentrując strumień kontrastująco jaskrawego światła podręcznej latarki na kwadratowym pudle. Uwaga nieznajomego niemal w pełni skupiona była na otwartej skrzynce pełnej przeróżnych rozkwitających w rozmaitych kolorach przewodach.

Nie odważyłem się poruszyć, utrzymując odpowiednią odległość, zanim przez zaciśnięte gardło wydostała się sylaba imienia. Drugi zastygł w swym dotąd pewnym poszukiwaniu, lecz nie szczędził odwrócenia się, jakby zupełnie uziemiony. Instynkt samozachowawczy? Udawaj martwego? Cóż nie jestem drapieżnikiem.

-San? - Powtórzyłem uparcie, pozwalając, aby mój ton nabrał o cień niższego i groźniejszego brzmienia. Niemal słyszałem, gdy przełyka ślinę w przerażeniu, odwracając się z wolna w mym kierunku.

Po raz pierwszy widziałem takie przerażenie w oczach drugiego człowieka. Brunatne, ciepłe spojrzenie imitowało sytuacje niemal patową, jakbym przyłożył do jego skroni lufę pistoletu, grożąc pociągnięciem. Źrenice, pomimo mroku zostały zwężone, pozwalając, aby drewniany odcień dębu pochłonął ciemne okręgi. Nawet ze swojego miejsca dostrzegałem, jak jego silne ręce drżą w przerażeniu.

-Wooyoung - Byłem pod wrażeniem, jak ten rosły mężczyzna nagle zaczął przypominać słodkiego szczeniaka o wielkich, smutnych oczkach oczekujących gromkiego skarcenia.

-Co robisz? - Zapytałem bez ogródek, wbijając spojrzenie w otwartą skrzynkę z elektryką oraz specjalistyczne obcęgi okręcone wokół jednego z błękitnych kabli.

-J-Ja - Zająknął się, cofając w lekkim szoku, jednak nie próbował ukryć swych poczynań, czy wściec się, iż przerwałem mu widocznie nielegalny proceder. Zamiast tego stanął z boku, zwieszając nisko głowę, a jego spojrzenie ukazywało niepewność i smutek - Ja ci mogę wszystko wyjaśnić - Chwytał się koła ratunkowego, jak tonący w oceanie.

-San?! - Wrzasnąłem podirytowany, oczekując wyjaśnienia większego, niżeli bezradne skamlenie.

-Tak mi przykro Wooyoung, ale ja muszę to zrobić - Wyszeptał z głośną skruchą.

Po tych też słowach chwycił ponownie obie rączki obcęg, by nacisnąć na nie z całej swej siły. Wyćwiczone mięśnie naprężyły się pod natarczywym naciskiem, a drut zaskrzeczał, obronnie pryskając złoto-pomarańczowymi iskrami.

Pomieszczenie pogrążyło się w przeraźliwym mroku, a moje spanikowało, zwiększając częstotliwość uderzeń do niemal szaleńczych. Przez kilka krótkich, lecz jakże dłużących się sekund poczułem, jakby coś ściskało moją krtań, a wzrok pozostał ciemny, pomimo ostrego światła latarki Sana, której byłem w pełni świadom. Panikowałem. Tak, jak zawsze, gdy nieodgadniona ciemność otaczała me bezbronne ciało. Przełknąłem jedynie z trudem, starając się odzyskać słaby oddech, drżąc gwałtownie w niebezpieczeństwie.

Zbyt wiele okrutnych wspomnień pożerało mój wątły umysł, rujnując każdy ostatni cal zdrowego rozsądku. Strach, czyste przerażenie spłynęło wraz z moimi żyłami, niemal dusząc dogłębnie krtań, aż płuca nie potrafiły już pracować. Prawie czułem ból dawnych blizn, rozrywanych wyblakłych w chorobie śladów...

Aż ciepłe ramiona nie otuliły mnie mocno. Obie dłonie owinęły moją wątłą talię, tuż przed tym, jak drżące niestabilnie nogi odpuściły walki o utrzymanie ciężaru własnego ciała. Wzdrygnąłem się tylko trochę na nieznany dotyk, zanim cichy głos zapewnił mnie o bezpieczeństwie.

-Oddychaj skarbie. Tak mi przykro - Głos Sana przesiąknięty był skruchą i smutkiem, gdy nagle uniósł mnie w ramionach, bez najmniejszego wysiłku przenosząc, jak nic nieważący przedmiot przez pokrętne, przesiąknięte mrokiem korytarze. Ufnie przytuliłem się do jego piersi, wiedząc, iż cokolwiek by się nie działo będę bezpieczny w jego objęciach - Zaraz wyjdziemy...

-Co ty tu jeszcze robisz?! - Inny, ostry i niezwykle niski głos rozbrzmiał niemal echem pośrodku przestrzeni. Wzdrygnąłem się z dudniącym sercem, czując kolejną falę strachu, wciąż niewidomy ja zmiennie czarne bądź białe odcienie świata.

-Wyniosę go i do was przyjdę. Idź do samochodu - Głos Choia był kontrastująco spokojny i opanowany, jakby przemawiał do swego najbliższego przyjaciela... oh.

-To nie jest zabawa! Policja już jedzie! - Warczał drugi, a jego głęboka barwa tonu przerodziła się w niemal demoniczną - On cię widział?!

Przełknąłem ledwo świadom swego otoczenia, lecz utwierdzony, iż wściekłość nieznajomego skierowana jest na mnie.

-Wyjaśnię później, Hyung! Zaraz tam przyjdę!

Nagle moje ciało zostało opuszczone z łagodną powolnością ruchów. Chłód uderzył we mnie, gdy lodowate płytki zetknął się z bezwładnym ciałem. Pokusiłem się otworzyć oczy, zdając sobie sprawę, iż wciąż jestem w brudnym korytarzu, lecz tuż przy jego zwężeniu. Intensywne światło latarki oświetlało posturę Sana, lecz ledwo sięgało do potwornej sylwetki za nim.

Ciało pochłonięte mrokiem było znacznie wyższe, a jego solidne ramiona rozległe w masywnych barkach. Widziałem jedynie cień, który okładał się falami na demonicznym ciele z koszmarów, imitując rzeczywistą istotę z piekła. Znów drżałem jak liść, niepewny czy nie powinienem przygotować się na kolejną falę bólu, rozdzierającą mnie, jak tamtego dnia, gdy Jiin powrócił ponownie pijany z jednej ze swych licznych eskapad do baru.

-Hej, Woo - Dłoń Choia ostrożnie opadła na mój policzek, odwracając twarz ku sobie. Jego spojrzenie było pełne uroku i czułości, owiniętej w otoczce z wszechobecnej troski. Poświęcił kilka chwil, by skoncentrować się na mnie, nim sam spojrzał na przeraźliwą postać - Hyung, przerażasz go. Idź już, zaraz do ciebie dołączę - Mruknął do cienia, który jedynie westchnął z ciężką irytacją po chwili znikając z mojego zasięgu - Czujesz się lepiej - Byłem zdezorientowany, gdy dłoń Sana prześlizgnęła się ku mojej w nieznanej chwili, aby wpleść grube palce pomiędzy moje własne.

Skinąłem nieśmiało głową, czując się okrutnie sennym. Dziwne, gwałtowne odgłosy dochodziły zza pustych ścian, prezentując odległy chaos, jednak po raz kolejny pokusiłem się, aby spojrzeć w kierunku Choia, koncentrując na nim całą swoją wątłą uwagę.

-K-Kim jesteś? - Wymamrotałem słabo, dostrzegając ból i winę w jego oczach.

-Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz Woo...

Nastała ciemność.

A little more warmth //WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz