Uniosłem gwałtem spanikowane w okrutnym strachu ciało, pogrążając dzikie, ledwo przytomne spojrzenie w otchłani mroku pomieszczenia. Pot i łzy spływały gładko po moich naj prawdopodobnie chorobliwie bladych policzkach, a zdruzgotane serce dudniło szaleńczo, jakby zapomniało prawidłowych zasad logicznego rytmu własnych uderzeń.
Wyskoczyłem z puchu miękkiej kończyny, potykając się niezdarnie o zwieńczenie długiego materiału. Pozbierałem się z upadku i szybko ruszyłem ku drzwiom, szarpiąc w rozpaczliwym geście ostatecznej desperacji. Przełknąłem uparty skrawek twardego metalu, uderzając w dół tak mocno, aż zdradziecki zamek uległ.
Klatkowate obrazy, wspomnienia z horroru, który ku rozpaczy ujętej w męczarni duszy, dane mi było przeżyć, powracały brutalnie z mocą okrutnej melancholii uczuć. Wręcz zbyt długi korytarz, cienie rzucane gwałtownie z drugiego pomieszczenia przede mną, odgłosy słabego gwaru, niemal wyczuwałem metaliczny posmak unoszący się w powietrzu.
Panika ogarnęła i tak oszalały w strachu umysł. Martwe, pozbawione wyrazu oczy mojego złotego bohatera, wyzbytego już dawno z ostatniej krzty oddechu... to było zbyt wiele. Odpędziłem wszelkie okrucieństwa, naiwnie skupiając się po raz kolejny na nadziei, pokładając w niej całe swe ospałe szczątki zdrowego rozsądku.
Wpadłem w końcu do pokrytego teraz już mrocznym, niemal hebanowym dębem salonu, zaskoczony brakiem jakiejkolwiek plamy szkarłatu tak okrutnie i niedbale rozlanego po podłużnych panelach. Dostrzegłem wysoką, acz czarną postać stojącą w koncie pomieszczenia, zwróconą słabo oświetlono twarzą w kierunku widoku zza okien. Nie myśląc więcej, rzuciłem się wprost na wyprostowaną sylwetkę, przylegając do niej z całą ostatnią siłą w mym zaniedbanym ciele. Pławiłem się w uczuciem drugiej sylwetki, tak blisko, tak... żywo ciepłej.
-Wooyoung? - Głos Sana był równie napięty i gorzko ochrypnięty, jakby również dopiero przed kilkoma sekundami się przebudził. Jego ciężkie ramiona ostrożnie utuliły moją wątłą talię, zapewne podświadomie wyczuwając jej niestabilny stan. Rozpłynąłem się pod ciasnym, lecz kojąco miękkim dotykiem jego dużych dłoni, muskających moją okrytą skórę - Jesteś cały mokry, wszystko w porządku?
Uprzejmość ujęta w troskliwym głosie... to było zbyt dużo. Łzy ponownie, bez mojego pozwolenia, czy wiedzy, spłynęły gwałtownie w dół i tak już wilgotnych policzkach, a brzydki, niemal niegodny szloch wyrwał się okrutnie z mojego gardła. Palce same odnalazły kierunek, wbijając się i zaplatając w czysty, wciąż alabastrowy podkoszulek, szarpiąc go w swym kierunku. Zapał mojego ciała w zadaniu przylgnięcia do starszego mężczyzny, sprawiał wrażenie, iż od właśnie tego uścisku zależało moje życie.
-Tak się bałem! - Nie miałem pojęcia, w jakim celu wykrzyczałem te słowa. Jakby mój durny umysł zapragnął podkreślić je bardziej, niżeli byłoby by to kiedykolwiek komukolwiek potrzebne. Choi jednak nie poruszył się, lekko gruchając i jawnie pozwalając mi tulić się do jego twardej piersi.
-Już wszystko w porządku, Wooyoung - Zapewnił, namiętnie i celowo powtarzając moje imię, jakbym zapomniał, iż przemawia tylko i wyłącznie do mnie.
Mruczał cicho, powoli, aż mój oddech nie uspokoił się do pozornie normalnego, a ja byłem wystarczająco okiełznany w swej eskalującej panice, by przestać w pełni polegać na drugim... no dobra tylko trochę się na nim opierałem... tak odrobinkę.
Ciepłe opuszki musnęły mój podbródek, ostrożnie unosząc go do góry, bym świadomie spojrzał o cale wyżej, zatapiając się i topniejąc w jego gorzko czekoladowych oczach. Uśmiechał się miękko i delikatnie, uwydatniając swoje urokliwe dołeczki. Coś we wnątrz mnie krzyczało ze słodkości i zaufania. Bardzo powoli wytarł pozostałości okropnych, słonych kropel z mojego policzka, zanim ponownie pozwolił mi wtulić się w jego ciężką pierś. Tym razem jednak jego dłoń zanurkowała w przepoconych lokach, a paznokcie łagodnie drapały skórę skroni, miarowo i kojąco, aż ponownie poczułem nocną mgiełkę senności, zakładając się w przed paroma chwilami głęboko uśpiony rozum.
Ponownie zawierzyłem mu swój ciężar - to nie tak, bym kiedykolwiek przestał, lecz teraz definitywnie go obarczyłem- odwracając ufnie głowę w kierunku okien, które stanowiły pierwotne źródło jego zainteresowania. Po prostu wiedziałem, że mnie utrzyma.
W kolejnej chwili wyprężyłem jednak ciało, czując, jak panika wraca do sztywnych mięśni. Przełknąłem, nachylając się mocniej, gdy mój były mąż był wyprowadzany przez umundurowanych funkcjonariuszy policji. Jego ramiona były umyślnie skrępowane za plecami, lecz pomimo tego wiercił się i rwał brutalnie, aby wyswobodzić się z uwięzi.
-C-Co? - Jęknąłem przerażony, rozważając, jak wiele mnie ominęło podczas koszmaru, w którym brałem udział. W szoku spojrzałem wyżej, poszukując odpowiedzi w ciemnych oczach starszego mężczyzny.
-Ktoś z sąsiadów musiał zgłosić, że jest na prochach - Wyjaśnił cicho, jakby nie był w stanie zmusić swój głos do dźwięków wyższych niżeli słaby, nieznaczący szept.
Ponownie poświęciłem chwilę, by powrócić obłąkanym wzrokiem do swojego dawnego kochanka. Cofnąłem się, skamląc niczym pies, gdy okrutnie dostrzegłem, jak morderczo wpatruje się wprost we mnie. Jego oczy płonęły żywym mordem, odbierając mi podstawowe prawa do niejasnego istnienia. Poczucie, iż oddech ugrzązł w moich płucach, pochłonęło moje zdruzgotane ciało. Skąd wiedział, gdzie byłem? A co jeśli się uwolni? A co jeśli uczyni to, co wykreował mój zwodniczy umysł? Uczułem przypływ strachu, który znów przebiegł rytmicznym dreszczem po mnogich odnogach układu nerwowego...
Aż spojrzenie nie zostało odcięte. Kilka długich sekund zajęło mi uświadamianie sobie, iż San stał tuż przede mną, a ja wlepiałem natrętne spojrzenie w jego ogromną pierś. Jego ogromne ramiona, ponownie objęły stabilnie moją talię, przyciągając mnie tak blisko, abym nie mógł skoncentrować się na niczym innym, niżeli ten ciepły, kojący zapach.
-On p-patrzył - Mamrotałem, lekko rozpuszczając się w bezpieczeństwie, jakie gwarantowało mi jego ciało.
-Nie. Nie widział, tu jest za ciemno, żeby widział - Mruczał jasno i spokojnie, kojąc mnie w swych ciasnych ramionach. Odetchnąłem, czując, że wszystko jest dobrze.
Tak, dzieliłem ponownie zbyt duże zaufanie. A mówią, że człowiek uczy się na własnych błędach...
-Proszę, nie zostawiaj mnie - Czy brzmiałem żałosne? Tak. Czy się przejmowałem? Nie, w rzeczywistości miałem to głęboko w dupie. Na dziś pozwoliłem sobie na dziecięcą nieporadność... jutro zajmę się resztą.
-Dobrze - Zamrugałem zaskoczony jego zgodną, wsłuchując się natrętnie w czarujący śmiech łagodnego chichotu, zanim bardzo delikatnie zaprowadził mnie z powrotem do sypialni.
CZYTASZ
A little more warmth //WooSan
Fanfic"Naiwny? Tak jestem. Wręcz niezwykle. Podążając za marzeniami, nie zważałem na konsekwencje... w zasadzie nie dostrzegałem ich, aż nie było zbyt późno, aby naprawić błędy przeszłości. A więc pozostałem w beznadziejnym życiu, pochłoniętym przez toksy...