I tak się właśnie poznaliśmy

497 32 13
                                    

Zamknęła oczy. Starała się uspokoić oddech. Nie chciała widzieć twarzy swojego zabójcy, jako ostatnią, którą zobaczy. O wiele bardziej wolała obserwować pustkę. Czekała na cios, który lada moment miał zostać wymierzony w jej stronę.
Poczuła płatki śniegu na swoich policzkach. Czyżby niebo płakało nad jej losem? Głupie pytanie... Czemu niby miało? Może i zerkała w nie co chwila, obserwowała każdą kroplę, która spadała na ziemię, kiedy padał deszcz... No, może i nie dosłownie, ale pogoda jakoś zawsze interesowała jej oczy. Czy to deszcz, czy śnieg, czy słońce... Zawsze ją lubiła. Odważyła się podnieść wzrok, by po raz ostatni ujrzeć szare chmury zsyłające na ziemię płatki białego puchu. Zmarszczyła brwi, kiedy coś innego przykuło jej uwagę. Nie wiedziała, czy bardziej ogarniało ją niedowierzenie, czy szczęście. Mimowolnie uśmiechnęła się, a łzy spłynęły z oczu.
— Tak cię śmieszy twoje życie, że żegnasz je z uśmiechem? — parsknął śmiechem mężczyzna kręcąc przy okazji głową. — A może po prostu jesteś psychopatką, co?
Opusciła głowę. Nie mogła spieprzyć...
— Cóż... Dawna, bojąca się wszystkiego ja odeszła, kiedy wy szukaliście niewłaściwiej osoby — oznajmiła starając się zabrzmieć jak najbardziej odważnie. Poczuła następnie szarpnięcie, po czym uścisk na jej ramionach zniknął. Nie odwracała się nawet. — Powiem tylko tyle. To wy macie kłopoty.
— Ładnie to tak zaczepiać dziewczyny i grozić nożem? — zawołał Spider-Man.
Zeskoczył z góry, po czym przyszpilił mężczyznę za pomocą sieci do ściany pobliskiego budynku. Emily spojrzała w górę, gdzie wisieli pozostali zawieszeni między budynkami kilka metrów nad ziemią.
— W porządku? Ekhm... Znaczy się, jesteś cała, obywatelko? — zapytał starając się brzmieć bardziej formalnie, niż zazwyczaj.
Emily, przetarła twarz z zażenowania. Było przecież oczywiste, że takim tonem przyciągał większą uwagę, niż odwracał od ich powiązania.
– Nic mi nie jest — oznajmiła starając się ukryć uśmiech.
Najchętniej przytuliłaby się do bohatera. Było to jednak zbyt ryzykowne zważając, że wszczscy znani im prześladowcy, właśnie przebywali w pobliżu.
Chłopak zmierzył ją wzrokiem chcąc mieć zapewnienie, że nie ukrywała przed nim żadnej rany. Z ulgą jednak mógł stwierdzić, że dziewczynie nic nie było. Zdążył na czas...
Jego pajęczy zmysł zaczął wirować. Złapał strzałkę, która mknęła z góry w jego stronę. Spojrzał w stronę snajpera, który nie wyglądał na zadowolonego z chociażby samego faktu, że został zauważony.
— Zaczekaj tutaj, ja muszę... — nie dokończył, kiedy z próbówki przypiętej do igły zaczął się wydobywać brązowawy gaz.
W mgnieniu oka odsunął dziewczynę od dziwnego obłoczku. Starał się następnie rozgonić od siebie nieznajomą substancję. I kiedy myślał, że już po wszystkim, poczuł odrętwienie całego ciała. Wszystkie zmysły na przemian wariowały, po czym tępiły się sprawiając, że on sam nie miał pojęcia, na czym się skupić.
— Za tobą! — usłyszał.
Skoczył w górę, kiedy pajęczy zmysł zadzwonił. Może on jedynie działał normalnie? Była to jednak błędna nadzieja, ponieważ zaczął szaleć z błahych przyczyn. Bo Spider-Man wylądował zbyt blisko kosza, bo znalazł się obok Emily... Wszyscy i wszystko zaczął traktować jako wroga zagubiony we własnych zmysłach. Wzrok co chwila rozmazywał się, by następnie gwałtownie wyostrzyć, w uszach po prostu piszczało, a dotyk na przemian łapał każdą wibrację, po czym momentalnie nie odbierał żadnych bodźców.
— Sam się wykończy — usłyszał stłumiony głos.
Ledwie wypatrzył mężczyznę, którego uwolniono. Nie zaatakował, a po prostu odszedł opuszczając uliczkę.
— Spider-Manie! — zawołała Emily podbiegając do chłopaka.
On natomiast zaczął się cofać. Wystrzelił dwa razy sieci, za każdym razem w nią nie trafił. Uniknęła nieprecyzyjnych ciosów wyprowadzonych przez bohatera.
— To ja! — krzyknęła próbując zablokować jego ruchy.
Szarpnął niespodziewanie ręką, którą starała się utrzymać, po czym dostała z pięści w brzuch. Zakaszlała kilka razy czując okropny ból. Podniosła wzrok patrząc prosto w jego optyki. Przerażone, jednakże spokojne spojrzenie w miarę go uspokoiło.
— Nie mam zamiaru zrobić ci krzywdy... Chcę pomóc — wyszeptała powstrzymując dławiący ton głosu.
— Nic nie widzę... — wyszeptał. Upadł na kolana, po czym skierował wzrok na swoje drżące dłonie. — Nic nie widzę.
Ogarniało go uczucie niepokoju, które opętało jego zamglony dziwną substancją umysł. Poczuł się słaby. Na tyle, żeby upaść na ziemię bez jakiejkolwiek próby utrzymania się w siadzie. Przerażona dziewczyna podeszła do niego, po czym kucnęła przy nim. On zaś wił się po betonie chroniąc ręką swoje gardło.
— Ej, Spidey! — zawołała starając się go uspokoić, gdyż atak paniki z każdą chwilą nasilał się coraz bardziej.
Zaczął charczeć. Dusił się. Usiłowała najpierw go unieruchomić, żeby podwinąć jego maskę. Nic jednak nie dawało skutków, a on stawał się coraz słabszy. W końcu dziewczyna szarpnęła za materiał i całkowicie zdjęła zakrycie jego twarzy. Chwilę klęczała w szoku wpatrzona w twarz chłopaka. Nie wiedziała nawet, co powiedzieć. Opamiętała się jednak, kiedy zaczął błądzić spanikowany wzrokiem. Jego powieki powoli opadały, a zmęczona twarz nie miała nawet siły walczyć.
— Ejejej! — przysunęła się do niego. Podniosła delikatnie jego głowę i uderzyła kilka razy w policzek. — Peter, nie zasypiaj, okej? Peter, nie śpij!
Wołała tak jeszcze chwilę, kiedy zrozumiała, że miało to słabe skutki. Łzy zaczęły skapywać na czerwono-granatowy kostium.
— Peter... — wyszeptała. — Pomocy!
Zaczęła krzyczeć. Powtórzyła to dwa razy i mimo kilku osób, które zajrzały jedynie do uliczki, nikt nie podszedł. Każdy umykał udając, że nie usłyszał, nie zobaczył. Ludzka znieczulica bolała najbardziej. Kiedy dostatecznie zdarła swoje gardło, przytuliła go po prostu opierając się o ścianę budynku. Siedzieli chronieni przed wiatrem dzięki kontenerowi, więc nie wiedziała, czy ktoś jednak odważy się jej pomóc, czy też nie mogła na nikogo liczyć... Była zmęczona, zziębnięta i obolała.

Podniosła ospale głowę budząc się z niezaplanowanej drzemki. Nieprzytomnie rozejrzała się dookoła. Wciąż siedzieli osłonięci częściowo przed mrozem, a mimo wszystko śnieg obsypał oboje, natomiast zmarznięte policzki praktycznie nie odczuwały już zimna.
Usłyszała kroki, co natychmiastowo ją rozbudziło. Stała się automatycznie czujniejsza.
— Peter — wyszeptała. Chłopak jednak nie reagował. — Pete!
Szturchnęła go. Zero efektów. Spojrzała w bok. Ktoś zbliżał się od strony zasłoniętej przez kontener. Nasłuchiwała w ciszy obstawiając najgorsze scenariusze. Przyszli sprawdzić, czy na pewno nie żyje? Na to wyglądało.
Przytuliła bliżej siebie chłopaka, po czym po omacku znalazła nóż, który został w wirze walki wypuszczony na ziemię. Wymierzyła ostrze w kierunku nadchodzej sylwetki. Jej zarys odbijał się już od świateł z głównej ulicy padając na obsypaną śniegiem ścieżkę. Przełknęła ślinę i mimo przerażenia, jakie zaglądało w jej oczy, odważnie czekała. W końcu zobaczyła najpierw buta, a później całą postać. Zmierzyła wzrokiem potężnie zbudowanego mężczyznę który stanął nad nimi. Dopiero w momencie, kiedy kucnął zachowując pewien dystans między nimi, zorientowała się, kim był nieznajomy. Zmieszana emocjami niepewnie opuściła nóż w czujności czekając na ruch z jego strony.
— Co się stało? – zapytał spokojnym tonem.
Przez niego czuła się odrobinę niekomfortowo. Jak małe dziecko, które zrobiło sobie krzywdę i płakało przed czułym ojcem. W tamtej chwili jednak rozkminianie tej sytuacji bardziej, niż było to konieczne, było po prostu bez sensu. Znów zaczęła jej się robić gula w gardle. Przez nią Spider-Man, a raczej Peter Parker, cierpiał, zaś ona mogła jedynie machnąć małym nożykiem w stronę kogoś, kto najpewniej chciał jedynie pomóc.
Niepewnie położyła chłopaka na ziemi. Kapitan uważnie obserwując ruchy przerażonej nastolatki, sprawdził puls i oddech chłopaka. Żył, ale sytuacja nie obrazowała się kolorowo...
– Trzeba was stąd zabrać — stwierdził dotykając lodowatych policzek Petera.
Podszedł następnie do Emily, która wystraszona cofnęła się kilka kroków, kiedy wykonał gwałtowny ruch. Zatrzymał się w połowie drogi ściągając kurtkę. Okrył nią następnie dziewczynę, która zziębnięta niepewnie poprawiła prezent.
— Próbowali mu coś wstrzyknąć. Jakąś truciznę — oznajmiła cichym, drżącym i płaczliwym głosem. — Złapał strzykawkę, ale wdychał jakiś gaz, który z niej wyszedł...
— Nie wytrzyma do przylotu Starka... Karetka też nie wiadomo za ile dojedzie, a nie wiemy, co to było — stwierdził do samego siebie.
Emily zamyśliła się na chwilę. Było to ciężkie zważając stan, w jakim była. Intensywnie próbowała wydobyć z otchłani mózgu jakąś istotną informację, która mogłaby pomóc. Nagle ją rozjaśniło, kiedy przypomniała sobie coś ważnego.
— Mój wujek jest chirurgiem. Ma niedaleko stąd prywatną małą klinikę, czy coś takiego — wyjaśniła. — Może da rady mu pomóc...
Spojrzał niepewnie w kierunku chłopaka, po czym kiwnął głową. Podniósł go z ziemi i wstał spoglądając na dziewczynę.
— Dasz radę biec? — zapytał.
Nie rozmyślając za długo kiwnęła pewnie głową. Ruszyła następnie przodem i mimo bolącego brzucha, pędziła ile sił miała w nogach co pewien czas zerkając w stronę nieprzytomnego chłopaka. Musiała jeszcze wytrzymać... Musiało jej się udać. Dla niego.

Kobieta siedząca na recepcji kreśliła długopisem po pustej kartce z drukarki. Rysowała różne zwierzęta, trochę kwiatów... Że też nie zdecydowała się z tym wiązać swojej przyszłości...
Jej przemyślenia jednak zostały szybko przerwane. Do budynku wpadła dziewczyna, a za nią wybiegł mężczyzna niosąc na rękach nieprzytomnego chłopaka.
— Wujek jest jeszcze w gabinecie? – zapytała nie zważając na reakcję kobiety.
– Emily, wiesz przecież... Emily! – zawołała za dziewczyną, która skierowała się do odpowiedniego pomieszczenia.
Wpadła do środka bez żadnego pukania i spojrzała w stronę mężczyzny. Siedział w płaszczu gotowy do wyjścia, kiedy zamarł w bezruchu widząc swoją bratanicę.
— Wujku, musisz mi pomóc... Nam pomóc... — oznajmiła rozpaczliwie.
On zaś wstał zdziwiony i niepewnie kiwnął głową.

_________________
Dziękuję z całego serca
Martusiank
BlueKoniara
Fenixine
8Avenger
I wszystkim, wszysciutkim innym, których moja główka zapomniała wymienić, a którzy zostawiają gwiazdeczki, dodają książkę do swoich bibliotek, czy list lektur i również każdemu, kto po cichutku śledzi tą książkę zostawiając po sobie wyświetlenie. To niesamowicie mile uczucie! Wiedzieć, że ktoś jest zainteresowany tak niepozorną lekturką... Dziękuję wam wszystkim i mam nadzieję, że do końca będziecie śledzili przebieg książki!
Miłego i do kolejnego!
Ciao!

Te lepsze dniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz