Wszedł do gabinetu przynosząc z sąsiedniego pokoju pudło, o które prosił mężczyzna. Spojrzał marszcząc brwi w stronę nastolatków, jednakże nic nie powiedział kładąc na biurku karton.
— Dzięki wielkie — uśmiechnął się doktor wyciągając z pudla statyw i kilka naczyń. Powędrował następnie wzrokiem Kapitana w kierunku kozetki. Zaśmiał się i pokręcił głową. — Proponowałem jej, żeby położyła się w gabinecie obok, ale... Chciała nad nim czuwać.
Emily natomiast spała spokojnie zajmując miejsce tuż przy nim. Głowę ułożoną miała przy jego ciele na dość miękkiej kozetce, a ręka delikatnie trzymała przedramię chłopaka. I mimo niewygodnej pozycji, a nawet mimo tego, że w połowie siedziała oparta jedynie o leżankę, spała wymordowana pokręconym dniem.
— Tyle razy mówiłem. Nie pchaj się w kłopoty, nie rób niczego głupiego, nie działaj pochopnie, nie właduj się w tarapaty... A ona jakby głucha. Tyle ile z nią Ethan ma problemów, a ona nadal w to biegnie...
— Peter też ostatnimi czasy z tego co wiem, nie słucha się Starka — przyznał blondyn. — Tak odrywając się od tematu... Muszę mieć stuprocentową pewność, że jego tożsamość nie zostanie odkryta. Peter póki co działa w tajemnicy, wie o tym jedynie ścisła grupka osób.
— Spokojnie, Kapitanie — uśmiechnął się mężczyzna. — Obowiązuje mnie i tak tajemnica lekarska. Najwyżej mogę powiedzieć, że miałem nietypowego goscia, czego i tak nie zrobię. Nie ma po co. A tak pomijając i znów zmieniając temat... Kapitanie, jestem Edward Hawkis.
— Steve Rogers — przedstawił się odwzajemniając uśmiech i na nową znajomość porządnie ściskając rękę doktora.
– No, parę w rękach, to rzeczywiście pan ma... — zaśmiał się otrzepując z żartobliwym wyolbrzymieniem użytej siły. Westchnął cicho, po czym wrócił do eksperymentów. — Cóż... Wracając do dzieciaków, są w ciężkim okresie. Też taki przechodziliśmy. Nie da się nad nimi zapanować... Same muszą dorosnąć i dostosować granice swoich umiejętności.
— To racja — przyznał Steve siadając na krześle przy biurku lekarza. — Jeszcze wiele przed nimi.
— Cóż, przynajmniej nie mogą narzekać na nudę — przyznał wujek dziewczyny. Westchnął ciężko, kiedy niestety nic z próbki nie dało się wywnioskować. Substancja jak gdyby wyparowała. — No to pięknie...
— Coś się stało? — zapytał Kapitan wstając.
— Nie mam nic, o co mógłbym się oprzeć... Chociaż była to ciecz, ze stycznością z powietrzem zmieniła się w gaz... Liczyłem, że może cudem przymarznie i chłód zostawi coś na ściankach. Ze sprzętem jednak, jaki posiadam, nie mogę nic wyizolować. Cholera by to...
— Może Banner mógłby coś z tym zdziałać... — zasugerował cicho mężczyzna.
— Doktor Bruce Banner? Pracowałem z nim pewien czas — przyznał lekarz zamykając pojemnik probówki. — On rzeczywiście umiałby coś na to zaradzić.
— Sprowadzę Starka... Zgarnie chłopaka i weźmie przy okazji probówkę — oznajmił Steve wychodząc z gabinetu.Niepewnie otworzyła oczy marszcząc brwi. Coś tu śmierdziało... Dosłownie. Pociągnęła nosem, jednakże odór wydawał się nie uciekać z jej nosa. Dziwny zapach, którego nie znała zakręcił jej w głowie. Podniosła głowę, po czym spojrzała w kierunku Petera. Czyli jednak to nie był sen...
— Pete? — wyszeptała szturchając chłopaka.
Wciąż nie docierały zbytnio do niej wydarzenia minionego wieczoru... Wyprostowała się niepewnie znajdowali się w gabinecie jej wujka. Nikogo jednak w zasięgu jej wzroku nie było.
— Peter? — szepnęła trochę głośniej potrząsając delikatnie nastolatkiem.
Mruknął coś cicho, po czym zacisnął mocniej powieki. Syknął cicho niepewnie podnosząc je. Dotarło do niego ostre światło, co niezbyt mu się spodobało. Chwilę później jednak padł na niego cień. Spojrzał niezrozumiale w kierunku dziewczyny, po czym zmarszczył brwi.
— Emily... — mruknął cicho nie do końca rozbudzony.
Zerwał się jednak po chwili i uważnie nadsłuchując siedział w bezruchu. Mimo obolałego ciała i okropnego uczucia palących żył, z uwagą przyglądał się każdemu ruchowi powietrza. W jednej chwili nawet mucha latająca po pokoju stała się zagrożeniem.
— Peter, spokojnie — starała się ostudzić jego emocje dziewczyna. — Nic się nie dzieje...
Na końcu nosa miała płacz szczęścia, który cisnął się jej w oczy. Nie mogła uwierzyć, że on naprawdę się wybudził.
— Co się stało? — zapytał widząc jej zaszklone oczy. Chwilę później zbladł siedząc chwilę w osłupieniu. Zaczął panicznie macać swoją twarz. — O cholera...
Dopiero teraz zrozumiał, że nie miał na sobie maski. Poznała jego tożsamość... Sekret, który miał być znany tylko naprawdę nielicznej grupie osób... Ciocia May, Avengers, Ned... Tylko tyle osób było wtajemniczonych. A teraz jeszcze ona...
— Emily, ja-ja wiem, że to jest szok, że jestem Spider-Manem, a-ale...
— Zdążyłam się z tym oswoić — przyznałabuśmiechając się niepewnie. Kiwnęła następnie głową wzdychając cicho. — Choć nadal ciężko przywyknąć.
Zaśmiała się cicho, na co chłopak także się uśmiechnął. Westchnął następnie i spojrzał w jej stronę.
— Przepraszam, że... Musiałem cię w to wciągnąć — powiedział niepewnie. — To moja wina...
— Ej — przerwała mu. — Wszystko dotrze... Zresztą sama się w to wpakowałam. Najwidoczniej oboje mamy dary wpadania w tarapaty.
Uśmiechnął się lekko rozbawiony, co także odwzajemniła. Zmarszczył jednak następnie brwi wstając z kozetki.
— Nadal są na wolności — przyznał przypominając sobie o nurtującej go grupie przestępczej. — Nie zdążyłem wszystkiego o nich wybadać, ale wiemy, że są niebezpieczni.
— Może powinieneś poprosić o pomoc Iron Mana?
— Nie, nie ma mowy — zaprzeczył stanowczo. — Pan Stark zaufał mi, że dam radę. Muszę udowodnić, że się nie pomylił dając mi strój.
— Za późno młody — usłyszał, na co zamarł.
Spojrzał w kierunku Tony'ego, który wkroczył do gabinetu. Ubrany był w garniwk z lekko przekrzywionym krawatem i założoną na to rozpiętą kurtką. Ściągnął okulary z przyciemnionymi szkłami i zlustrował chłopaka, który nie prezentował się zbyt dobrze... Peterowi przez myśl przeszło tylko jedno. Cieszył się, że przynajmniej strój nie był w tak złym stanie, jak on sam...
— P-panie Stark, ja... — zaczął niepewnie próbując wyjaśnić sytuację.
Mężczyzna jednak minął go i delikatnie podniósł dłoń zdezorientowanej Emily.
— Tony Stark, złotko — przedstawił się z zalotnym uśmiechem, po czym delikatnie ucałował wierzch jej dłoni.
Nie miała pojęcia, czy bardziej ją to wparawiło w maksymalne osłupienie, czy niesamowicie wielkie speszenie...
— Stark, ona ma piętnaście lat... — mruknął lekko zażenowany Steve opierając się o ramę drzwi.
— Serio? — udał zdziwionego zerkając w stronę dziewczyny. — Urody pozazdrościłaby jej niejedna dwudziestolatka.
— Panie Stark, ja... — zaczął trochę odważniej Parker próbując się przebić przez tłum rozmowy.
— Wiem dokładnie, co ty zrobiłeś — odparł w końcu zwracając na niego uwagę. Z twarzy chłopak nie miał pewności, czy był bardziej na niego zły, czy rozczarowany... — Wpadłeś w kłopoty, chociaż chyba nawet przy Nat cię prosiłem, żebyś się w to nie mieszał. Tylko obserwował.
— Ja wiem, co obiecałem, ale...
— Nie zauważyłeś, że błędne koło znów się zatacza? — prychnął palcem wykonując w powietrzu pętlę. — Jak do sprawy tego twojego Sępa wysłałem FBI, które miało się zająć nim, a musiało się użerać z tobą, powiedz mi co ci mówiłem? Nie mieszaj się.
— I udało mi się go pokonać, bo pan mi nie uwierzył! — odparł podnosząc głos.
Nastała chwila ciszy. Mężczyzna z kamienną twarzą spoglądał w jego stronę.
Z korytarza dało się usłyszeć kroki. Ktoś biegł w stronę gabinetu.
Po chwili tuż obok Kapitana zatrzymał się zdyszany zakapturzony człowiek. Na twarzy Emily pojawił się grymas, kiedy szybkim ruchem ręki ściągnął kaptur i od razu podbiegł do dziewczyny.
— Jak się cieszę, że nic ci nie jest... — szepnął jej wujek chowając ją w uścisku.
Sytuacja była trochę krępująca. Ledwie w pokoju zakończyła się sprzeczka, a teraz nastolatka znalazła się w centrum uwagi...
— Wujku, nic mi nie jest — oznajmiła spokojnie, po czym wyswobodziła się spod jego ramion.
W jednej chwili mężczyzna najpierw się uśmiechnął, po czym mimowolnie swój wzrok przeniósł na Tony'ego Starka. Dość znaną i popularną twarz, którą nieraz widywał w telewizji... Nie wspominając o swojej poprzedniej pracy...
— No nie wierzę — westchnął rzucając spojrzenie spod byka.
— Miło cię znów widzieć, Ethan – rzucił równie zniesmaczony spotkaniem Iron Man. — Idziemy.
Skierował się następnie do wyjścia. Emily z cichą prośbą obserwowała Petera, który spojrzał jedynie z przeprosinami w jej stronę, po czym wyszedł przygnębiony całą sytuacją.
— Przepraszam cię — wyszeptał jej wujek zwracając na siebie uwagę dziewczyny. Kucnął przed nią, jak przed małym dzieckiem i uśmiechnął się. — Proszę cię... Wybacz mi, kochanie.
Kiwnęła niepewnie głową nie mając pojęcia, czy zdoła wydobyć jakiekolwiek słowa... W końcu odchrząknęła i podniosła delikatnie kącik ust.
— Chodźmy do domu, wujku — wyszeptała spoglądając w stronę wyjścia.
CZYTASZ
Te lepsze dni
FanfictionW jeden dzień wszystko milknie. Portale społecznościowe na temat bohatera rzucają jedynie bezwartościowymi plotami, filmiki w sieci przesączone były teoriami spiskowymi... A czemu to wszystko? Bo tego dnia oficjalnie zaginął Spider-Man. Przez niemal...