Próbując ściąć jedną z głów

389 24 8
                                    

Parsknęła śmiechem słuchając jego historyjek z codziennego życia bohaterskiego. Począwszy od opowieści o staruszce, która okładała go laską, bo chciał jedynie zapytać o pomoc przy zakupach, a kończąc na kierowcy tira, który omal nie rozjechał go trzy razy tego samego dnia. Było tego sporo i niektóre z historii wywoływały chichot między dwójką.

- No, ale prawdę ci mówię - przyznał opierając się o blat przy ladzie kawiarni, w której postanowili zamówić po kawie. Gestykulował ręką starając się znaleźć odpowiednie słowo. - Bohaterstwo czasami jest naprawdę... Pogmatwane. Coś robisz, coś wychodzi źle, coś dobrze... I zawsze musisz się liczyć z niezrozumieniem, że wyjdzie po nie twojej myśli, trzeba mieć plany zapasowe i odpowiedzialność...
- Wow - mruknęła kiwając głową. Wzięła następnie swój kubec i przymykając oko wskazała palcem w jego kierunku. - Mógłbyś o bohaterstwie wykładać na jakimś uniwerku.
- Najpierw musiałbym wszystkim oświadczyć, kim jestem... - mruknął lekko zniesmaczony pomysłem. - A poza tym... Do prawdziwego bohatera jeszcze wiele mi brakuje. Chciałbym zostać kimś nie wiem... Pokroju Iron Mana, czy Kapitana Ameryki, tylko... Tutaj. Nie takim na cały świat.
- Rozumiem - uśmiechnęła się lekko.
- Serio?
- Nie pcha cię do sławy. Nie robisz tego nie wiem... Dla oklasków, pochwał, czy sławy na cały świat, co nie?
- Co? Nie, nie... Jasne, że nie. Po prostu...

Westchnął bawiąc się kubkiem.
- Jeżeli potrafisz robić takie rzeczy jak.. Jak ja, a nie robisz nic, to kiedy dzieje się coś złego, to... To to jest twoja wina. Przynajmniej ja wychodzę z takiego założenia... - przyznał.
- Weź zostań nie wiem... Filozofem. Z takimi cytatami, to zarobisz na życiu. Na serio - mruknęła uśmiechając się wrednie w jego stronę. Wzięła następnie łyk kawy, po czym wciąż rozpromieniona patrzyła w jego kierunku.
- Jak cię poznałem, byłaś mniej wkurzająca... - wymamrotał rozbawiony.
- Ach tak? - zawołała udając obrażoną.
- Nie no, nie uważam, że teraz jesteś jakaś gorsza...
- Wiem przecież, że żartujesz - odparła z uśmiechem.
Chwyciła następnie swój kapelusz, który leżał na ladzie i biorąc kawę do ręki zeszła z krzesła.
- To co? Idziemy gdzieś? - zapytała kierując się do wyjścia.
- Możemy się przejść - oznajmił także wstając.
- Ale bez bujania... - powiedziała otwierając drzwi. - To bardziej mdli, niż rollercoaster.
- Idzie się przyzwyczaić - zaśmiał się widząc jej sfrustrowane spojrzenie, które posłała. - Na nogach też możemy się przejść.

Ruszyli ulicą w miłych rozmawiając o wszystkim i niczym konkretnym. Zahaczyli o niemalże każdy temat, jaki mogliby tylko podjąć.
- Nadal nie rozumiem, co autor miał na myśli tworząc Gwiezdne Wojny - przyznała, kiedy akurat napomknęli o serii filmowej. - Nie przemawia zbytnio to do mnie.
- Jak możesz tego nie lubić? To jest genialne! - oznajmił - No i wiem, że to śmiesznie zabrzmi, ale już kilka razy zdarzyło mi się zainspirować.
- Nie mów, że użyłeś scenki z tymi maszynami kroczącymi, żeby powalić jakiegoś wielkoluda, na przykład Ant-Mana... - parsknęła śmiechem wychodząc odrobinę naprzód.
Zatrzymał się marszcząc brwi. Przez chwilę zastanawiał się, czy kiedykolwiek wspominał dziewczynie o tamtej chwili.

- Idziemy? - zawołała wytrącając go z rozmyślań.
- T-tak, już idę - odparł przyspieszając kroku.
Poczuł nagłe, jak przez całe jego ciało przechodzą nieprzyjemne dreszcze. Pajęczy zmysł zaczął wręcz świrować, zaś on zamarł gorączkowo szukając źródła zagrożenia. W końcu zauważył po drugiej stronie ulicy motocyklistę. Trzymał broń wymierzoną...
- Emily, na ziemię! - zawołał rzucając się na dziewczynę.
Wraz z hukiem wystrzału upadki na ziemię. Przerażonych przechodniów przeszła wrzawa. Poza dźwiękiem, nikt nie widział strzelającego. Peter wstał spoglądając na odjeżdżający motor.
- Nic ci nie jest? - zapytał pomagając podnieść się dziewczynie.
- Leć za nim - oznajmiła ocierając ramię, na które upadła. - Wrócę do bloku, powiem wujkowi i panu Starkowi. No już!
Kiwnął głową, po czym ruszył biegiem do jednej z bocznych uliczek. Wystarczyło mniej niż minuta, żeby nad budynkami z kompletnie innej strony zamiast chłopaka, pojawił się Spider-Man. Emily zaś chwilę przyglądała się, jak znika między wyższymi zabudowaniami. Sama następnie także zaczęła biec w stronę domu.
- Żeby nic ci się nie stało... - mruknęła pod nosem przeciskając się przez tłum wciąż zdezoeirntowanych całym zdarzeniem ludzi.

Mknął przez miasto starając się nie zgubić motoru. Nie miał pewności, czy kierowca naprawdę zdawał sobie z tego sprawę, czy po prostu w trosce o zachowanie bezpieczeństwa, jednakże co chwila kręcili koła, przejeżdżali przecznice, po czym na nie wracali, zakręcali śmieszne węże i nawracali. Petera powoli zaczynała już irytować taka gierka.
Wybił się trochę wyżej, aby z góry móc zobaczyć wszystkie możliwe trasy. Niedaleko znajdowało się skrzyżowanie. Na nim motocyklista skręcił na prostopadłą przecznicę, po czym z rykiem ruszył dalej.
Chłopak natomiast miał już w głowie plan. Musiał jednak zrealizować go tak, aby nie zrobić przypadkowo żadnych szkód. Strzelił w odpowiednio wymierzone miejsca, po czym wyrzucił pajęczynę trafiając w przednie koło motoru. Nim motocyklista zareagował, wraz z pojazdem został porwany w górę, po czym zawieszony na kilku pajęczynach. Tuż nad ruchliwą ulicą. Kilku przechodniów spojrzało ku górze widząc zaistniałą sytuację.

— Rany, koleś... Strzelanie do przypadkowych ludzi nie jest zbytnio na miejscu. Ciekawszego hobby nie dało się wymyślić? — zapytał Spider-Man zaczepiając się o jedną z sieci.
— Dla twojej świadomości... — odezwał się nieznajomy. — Jestem kobietą.
— Nie gadaj! — zawołał zaskoczony. Zdjął następnie kask z głowy. Zrobił to na tyle niechlujnie, że krawędzie co najmniej trzy razy zahaczyły o jej twarz, którą miał okazję zobaczyć.
— To bolało — mruknęła.
— Ojć, sorki za to — oznajmił śmiejąc się niezręcznie. Spoważniał jednak po chwili bacznie obserwując kobietę. — To powiesz mi teraz, dlaczego strzelałaś do Emi... Do tamtej obywatelki?
— Szczerze? Żeby nie było... Nic do niej nie mam. Po prostu zlecenie. Jak każde inne... Zabić i po sprawie, zaś jej chłopaczek niestety utrudnił mi robotę...
— Nie jest jej chłopakiem — wymamrotał cicho.
— Co, proszę? — zapytała.
— Nic. Obawiam się, że drugiej szansy na jej zabicie nie będziesz miała...
— Przykro mi to mówić, ale możesz mieć rację... — wyszeptała cicho.

Nie był pewny, jednakże w jej oczach zauważył łzy. To jednak nie wydawało się być najgorsze... Fala pajęczego zmysłu zagłuszyła wszystkie inne obawy. Zeskoczył z sieci. W ostatniej chwili. Widział, jak kobieta zostaje postrzelona. Prosto w serce...
Spojrzał w stronę, z której dobiegł wystrzał. Nikogo jednak nie mógł zauważyć... Tak szybko, jak snajper strzelił, równie błyskawicznie się zmył. Martwe ciało jednak skutecznie zagłuszyło zdrowe myślenie. Zerwał pajęczyny, po czym ściągnął kobietę na dół. Odpiął skórzaną kurtkę. Krew jednak rozlała się na całą koszulkę. Nie było dla niej ratunku. Nie mógł uwierzyć w to, co właśnie widział... Pierwszy raz w swojej karierze bohatera, miał do czynienia z czymś takim... Z zabójstwem, dobrze zorganizowaną szajką i tak wielkim bajzlem.
— W porządku? — usłyszał od jednego z policjantów, którzy biegli w jego kierunku.
Pokręcił głową. Nic nie było w porządku. On ledwie potrafił stłumić emocje, które wywoływało całe to zdarzenie. Trzymał w końcu człowieka, który w mgnieniu oka pożegnał się ze swoim życiem...
Przekazał ciało służbom, po zaczął odchodzić od całego zdarzenia. Widział patrzących ludzi, słyszał ciche pogłoski. Wystrzelił pajęczynę, po czym pomknął między budynkami, znikając gdzieś w oddali.

Te lepsze dniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz