Projekty, które powinny były odejść

285 20 2
                                    

Nie pamiętała, kiedy ostatni raz zasnęła. Większość czasu męczył ją tak okropny ból, że krzyki niosły się dobre kilka godzin po piwnicy.

Kiedy gardło jednak wysiadło po całości, została jej tylko bezradność. Leżała po co najmniej dwóch atakach paniki, nie rozumiała niczego, co wokół niej się działo. Zeszło do niej kilka osób. Nikogo jednak nie poznała. Nie odezwała się, nie reagowała na bodźce, które jej posyłali... Nic.

Później obudziła się na rozszarpanym materacu. Jego wnętrzności leżały wokół. Wyglądał, jakby miał nieźle przeżycia za sobą... Była w tej samej piwnicy, tylko w innej jego części. Przebrana w nocną koszulę i owinięta kocem, leżała nieruchomo próbując sobie cokolwiek przypomnieć. Podniosła kontuzjowaną rękę. Skrzywiła się czując ból. Nie był on jednak tak potężny, jak wcześniej.
Ruszyła się, a wtedy przeszyło ją ostre, paraliżujące kłucie. Spojrzała w bok, na rurkę, która odstawała od jej karku. Dotknęła jej niepewnie, a wtedy znów poczuła nieprzyjemne uczucie. Pisnęła cichutko, po czym zostawiła ją w spokoju.

Leżała próbując zebrać myśli. Co miała teraz zrobić? Nie mogła przecież zostać w tej pozycji całą wieczność... Musiała się w końcu uwolnić...
— Obudziłaś się — usłyszała głos kobiety. Z racji, że nie mogła ruszyć szyją, spojrzała na nią kątem oka. Stała w cieniu, nie widziała jej... — Jak dobrze.
— Kim jesteś? — wyszeptała, gdyż na więcej nie pozwalało jej gardło.
— Czy to istotne? Ciesz się spokojem, kochana — oznajmił głos, po czym poczuła, jak gdyby obecność nieznajomej po prostu wyparowała...
— Ej... — próbowała krzyknąć, ale gardło odmówiło. Odchrząknęła i mimo bólu spróbowała wydobyć jakikolwiek dźwięk. Krzyknęła następnie: — Jesteś tam?!
Nikt jej jednak nie odpowiedział. Już wolała, żeby pomieszczenie nawiedziła jakaś zjawa, niż aby przez kolejne godziny siedziała sama w piwnicy...
— Proszę, nie zostawiaj mnie! — zawołała, jednakże bez skutku. — Ja... Ja nie chcę być sama!
Nikt jednak nie odpowiedział. Została sama.

Przeszukiwali schowek w trzech. Na chwilę dołączyła jeszcze jedna pielęgniarka, jednakże musiała się zająć i pomóc lekarzom, którzy wciąż mieli dyżur w prywatnej klinice.
— To bez sensu... — westchnęła kobieta kręcąc głową. — Najprawdopodobniej wziął je ze sobą. Są dla niego zbyt ważne.

Peter spojrzał z bólem na stertę dokumentów. Co, jeśli kobieta miała rację? A jeżeli to one właśnie mogły jedynie rozwiązać całą sprawę?
Zacisnął rękę w pięść, po czym z całej siły uderzył w metalową szafkę. Chciał w ten sposób dać upust złości, jaką obarczał siebie samego.
Wgniecenie jednak sprawiło, że szuflada wypadła, a za nią znalazł się zupełnie niepasujący fragment metalu. Dokładniej blaszana, czarna podkładka, która przylegała do tylniej ścianki szafki.
— Co to? — mruknął, po czym lekko popchnął płytkę.
Wypadła z wnęki wraz z małą, dość chudą teczką.

Otworzył ją, zaś pliki kartek wyleciały na ziemię po całym pomieszczeniu.
— Co znalazłeś? — zapytał Steve, po czym pomógł zbierać resztę dokumentów. Wziął jeden i zmarszczył brwi czytając nagłówek. — Nawałnica...?
— Wie pan, co to? — zdziwił się Peter podchodząc bliżej.
Mężczyzna na moment zaczął o wiele intensywniej myśleć, jednakże w końcu się poddał. Miał nieodparte wrażenie, że kojarzył już skądś tą nazwę.
— Nie – mruknął w końcu. — Nie mam pojęcia, co to.
Wrócił następnie do przeszukiwań dokumentów, które wypadły z teczki.
— Mam coś — odezwała się kobieta trzymając w ręku jakąś kartę. — Adres dokładniej...
Peter zerknął na mały skrawek papieru. Był na nim wypisany adres w zupełnie innym kraju...
— Francja — mruknął cicho chłopak spoglądając następnie w kierunku mężczyzny. — Panie Kapitanie, wiem, gdzie ona jest!
— Spokojnie, młody – próbował ostudzić jego zapał. Cieszył się jednak, że Peter wciąż miał nadzieję na znalezienie dziewczyny całej i zdrowej. — Ja znalazłem nasz tajemniczy symbol.

Pokazał mu kartę ze wszystkimi danymi o Emily. Zamiast Watterson jednak, nazywała się Hawkins. W sumie nie było w tym nic dziwnego... Wspominała, że zarówno od strony ojca, jak i matki miała wujków. Na samym dole widniały trójkąty, jak logo jakiejś firmy.
— Co to za informacje? — zdziwiła się kobieta czytając przy okazji zupełnie obce jej pomiary parametrów.
— Dobre pytanie... — westchnął mężczyzna przeglądając resztę papierów. — Mam nadzieję, że Banner coś z tego zrozumie.
— Nie powinniśmy ruszać jej ratować? Jest sama we Francji... Nie wiem, co się z nią dzieje, to mnie przeraża — wyznał nie owijając w bawełnę całego tematu.
— Rozumiem cię, ale nic nie zrobimy, jeżeli nie wiemy, z czym mamy do czynienia — oznajmił Steve. — Wrócimy do siedziby, przegrzebiemy jeszcze raz wszystkie papiery i omówimy plan działania.
— Rozumiem — westchnął cicho, po czym ruszył za mężczyzną do wyjścia.

Zakaszlała kilka razy. Wilgoć i ziąb, które unosiły się w powietrzu, niezbyt dobrze wpływały na stan jej gardła... Czuła się coraz gorzej, natomiast żyła, do której miała wbity najpewniej wenflon, coraz bardziej piekła. Była zmęczona na tyle, by nie walczyć nawet z sennością. Tak więc co chwila zasypiała i budziła się przez dreszcze i niesamowity ból. Co chwila drętwiała zastana w jednej pozycji, jednakże nie potrafiła się ruszyć. Oznaczało to dodatkowy dyskomfort, z którym nie miała siły walczyć...

— Nie masz już siły? — zdziwił się kobiecy głos, który wydobył się gdzieś z otchłani pomieszczenia.
— Co się dzieje? — zakaszlała, zaś przed oczami przemknęły przebłyski.
— Obecnie? Podają ci lekarstwo, które niegdyś stworzyła The Three Triangles Company... W skrócie TTT — oznajmiła z zadowoleniem w głosie. — Można powiedzieć, że jesteś ich kolejnym eksperymentem... Odtwórką z przeszłych lat.
— Co? — wyszeptała z ogromnym zdziwieniem. — Odtwórką czego?
— Takiej jednej... Pobrali krew od niej i stworzyli jakiś czynnik, który współgrał z  serum. Obecnie? Jesteś w przed-stanie, który za niedługo osiągniesz... Później zaczniesz czuć niezwykły dyskomfort, mrowienie, drętwienie, nudności... Nawet możesz wymiotować... Zaczniesz czuć ból, pieczenie żył, aż w końcu? Staniesz się istną maszyną. Jeżeli dasz się poskromić temu, co masz w sobie, najpewniej dość szybko stracisz kontrolę nad sobą, a ci na górze cię zabiją.

Emily zamknęła oczy. Nie potrafiła tego słuchać... To było jakieś nieprawdopodobnie, nie mogło dziać się naprawdę...
— Dlaczego mam ci ufać? — wycedziła przez zacisnięte zęby. — Czemu mam wierzyć w twoje słowa?!
— Nie musisz... Tak naprawdę, jeśli nadal komuś wierzysz, wciąż nie zostałaś doszczętnie skrzywdzona... Na twoim miejscu nie ufałabym nawet twojemu chłoptasiowi, jak mu tam... Peter Parker?
— Skąd o nim wiesz?! — zawołała podrywając się trochę za bardzo.
Momentalnie poczuła, jak traci władze w całym ciele i upadła na materac.
— Ach tak, zapomniałam... Twoje zmysły nadal są jak narazie w dobrym stanie, jednakże podali ci środek otępiający... Tak na wszelki wypadek. Jak się poruszysz zbyt gwałtownie, neurony w twoim ciele przerywają transmisję sygnału, który zamierzasz wysłać. Innymi słowy, odcina ci dostęp do wszystkiego. A więc... Przeżyj, Emily Hawkins.

Spojrzała w miejsce, gdzie kobieta najpewniej się znajdowała. Nie widziała jej, jednakże coś mówiło, że była po dużej części z nią związana. Z niezłym zmieszaniem starała się znaleźć rozwiązanie całej tej sytuacji. Poza tym... Hawkins? To było jej pierwotne nazwisko? Cała sytuacja wydawała się rozwiązywać, jednocześnie dodając kolejne miliardy pytań...

Te lepsze dniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz