Pojednanie

387 23 9
                                    

Wychylili się z pokoju podsłuchując rozmowę.
— Myślałem, że zajmujesz się ochroną siostrzenicy, a nie ściąganiem na niej kłopotów... — usłyszeli głos Tony'ego.
Nie widzieli ich, jednakże sam komfort tego, że mogli podsłuchać rozmowę, był wystarczający.
— Myślałem, że nie robisz w swoim idealnym życiu za radzącego ojca i niańkę dla nastolatków — odgryzł się chamsko wujek dziewczyny.

Nastała chwila ciszy. Nastolatkowie napięcie odczuwali aż na korytarzyku mieszkania. Peter zerknął w kierunku Emily, która jedynie zawiesiła na chwilę wzrok na nim. Stali w milczeniu czekając na rozwinięcie rozmowy. Jakoś z nimi niechętnie chcieli gadać... Odesłali ich do pokoju i poprosili, żeby zajęli się sobą, bo dorośli muszą porozmawiać. Od tamtej chwili jednak minęły ładne minuty, zaś oni wymienili się ledwie zaczepkami na poziomie gimnazjalistów...

— Może powiesz mi grzecznie, gdzie jest ta twoja cała niebezpieczna maszyneria, ja się jej w odpowiedni sposób pozbędę i przestaniesz bawić się w bohatera swojej małej księżniczki zgrywając przy tym świętego? — zaproponował mężczyzna.
— Kto to mówi? Człowiek, którego przed kulką w łeb chroni metalowa puszka...
— Przepraszam bo nie dosłyszałem... Masz kostium? Zmieniasz się w zielonego potworka, kiedy ktoś cię wkurzy? O! A może latasz po mieście z młotkiem i strzelasz piorunami?! Nie? Więc przestań robić z siebie idiotę. Oddaj sprzęt i daj dzieciakowi spokój.
— Wtrącasz się w mój sposób wychowania nie mając dzieci, to po pierwsze — odparł wujek dziewczyny. Skrzypnięcie kanapy oznaczało, że właśnie się podniósł. — Druga sprawa to taka, że chyba nie takie rzeczy są w stanie wytypować ludzi na stanowisko bohatera. A poza tym... Przypomnij mi jedno. Kto ci powiedział, że popchnięcie firmy w kierunku do którego zmierzała, to zły pomysł? Kto przewidział cały ten bajzel? Gdybyś mnie posłuchał, nie musiałbyś się użerać z dziurą w klatce piersiowej.

W tej chwili Emily chciała wkroczyć. Nie znała relacji wujka z Tonym Starkiem, jednakże nigdy nie pamiętała, żeby mężczyzna kiedykolwiek tak się zachowywał.
Przed wyjściem na przód zatrzymał ją chłopak. Peter zerknął jej w stronę, po czym położył palec na ustach prosząc ją o ciszę i czekanie. Nie miała pojęcia, co tak zadziałało, jednakże posłuchała się go. Odsunęła trochę w tył, po czym skrzyżowała ręce nasłuchując dalszej rozmowy.

— Ach tak? — mruknął Stark. — Bardzo śmieszne, że wspominasz stare brudy... Zagoiła się już rana? Czy nadal ręka boli?
— Znów przytaczasz te same historyjki... Argumentów ci brakuje, czy jak? — westchnął wujek dziewczyny. — Wiesz przecież, z czym muszę się mierzyć.
— Więc zostaw tę sprawę policji, FBI, nie wiem, komukolwiek, bo Ty... Ty jesteś w tym bajzlu kompletnie niepotrzebny.
— Wydaje mi się, że skoro należę do jej najbliższej rodziny, to jednak jest moja sprawa.

— O co im chodzi? — szepnęła bezgłośnie Emily.
Peter pokręcił głową. Żadne z nich nie wiedziało, czego tyczy wspomniana sprawa. Jakieś problemy? To ja pewno.. Jednakże dziewczynie niezbyt podobało się wspomnienie że strony jej wujka, że jest jej najbliższą rodziną. Czyżby o nią chodziło? Może od samego początku wiedział, że Emily jest wmieszana w niezłe bagno?
Peter zresztą też nie miał pojęcia, czego dokładnie dotyczy sprawa. Ręką dał jasny gest, że się wycofują do pokoju dziewczyny. Kiwnęła głową, po czym otworzyła cicho drzwi od pomieszczenia. Starannie je zamknęła robiąc to bez jakiegokolwiek hałasu.
— Cholera... — jęknęła cicho.
— Wiedziałem, wiedziałem, że cię w coś wciągnę... — wymamrotał łapiąc się za głowę.

Zaczął panicznie chodzić po całym pokoju... Mówiąc całym, trzeba było zaznaczyć też jego możliwości spacerowania po suficie. Wyglądało to, jak z tych wszystkich śmiesznych kreskówek, które Emily oglądała z wujkiem w soboty.
— Peter... — zaczęła.
Spotkała się jednak z zupełnym niezauważeniem.
— Nie powinienem cię w to mieszać... To moja wina — mruczał dalej.
— Peter — powiedziała trochę głośniej.
— Może nie wiem... Powinienem to powiedzieć, czy coś? A co jeśli jesteś...
Nie skończył, kiedy w końcu przysłoniła jego usta ręką. Zamarł w bezruchu czując ciepłą skórę jej dłoni na swojej buzi. W końcu oderwała się od niego, po czym odeszła kawałek dając mu przestrzeń.
— Nie gdybaj. I nie mów nikomu — odparła odpowiadając na jego głośne myśli.
— J-jasne, jasne — wymruczał lekko speszony. — Trochę... Spanikowałem.
— Cóż za ironia... Bohatera ratuje obywatelka — zaśmiała się cicho. —Już... Piąty raz?
— Bez przesady — westchnął opierając się o ścianę obok niego.
Przyjęła tą samą pozycję, po czym uśmiechnęła się złośliwie.
Oboje zacisnęli usta powstrzymując śmiech cisnący się na ich usta. Zarówno dla niego, jak i dla Emily ta chwila mogła dłużyć się w nieskończoność. Była... Przyjemna.

Usłyszeli śmiech dobiegający z salonu. Emily zmarszczyła brwi podchodząc do drzwi.
— Słyszysz to? — wyszeptała, na co chłopak kiwnął głową.
Niepewnie wyszli z pokoju i ruszyli w kierunku wyjścia na obszerną przestrzeń pokoju. Oboje stanęli jak wryci analizując sytuację. Bo wydawała się być co najmniej... Dziwna. Zarówno Stark, jak i wujek dziewczyny siedzieli właśnie przy stoliku kawowym popijając jak gdyby nigdy nic jeden z trunków wystawionych w szklanej gablocie.
Dziewczyna oparła się o próg wejścia do pomieszczenia i z niedowierzaniem przyglądała się mężczyznom. Peter natomiast stanął za nią zastanawiając się nad tym, jak powinien się zachować...

— O! Emily! — zawołał lekko podpity i równie rozbawiony wujek. — Jak... Dobrze cię widzieć!
— Też się cieszę, że cię widzę... — westchnęła krzyżując ręce.
— Dzieciaku, weźcie się przejdźcie gdzieś może... Wiecie... Musimy se trochę poprzypominać — wymruczał Stark zwracając się do chłopaka.
Emily zerknęła niepewnie w kierunku swojego opiekuna. Ten zaś machnął ręką kładąc z trzaskiem szklankę na blat stolika.
— Możesz wychodzić — wybełkotał wskazując w jej kierunku palcem. — Ale tylko z nim. Chociaż mu nie ufam.
Wypuściła ciężko powietrze zakrywając ręką twarz. Miał słabą głowę do alkoholu, więc taki widok był jej nie obcy, jednakże przy gościach liczyła na jakiś umiar z jego strony...
— To my może się przejdziemy — kiwnął głową na potwierdzenie swoich słów Peter, po czym pociągnął dziewczynę w kierunku wyjścia.
— Tylko! — zawołał, nim zniknęli za rogiem pomieszczenia. — Bez żadnych... Bliższych relacji.
Emily zaczerwieniła się potwornie słysząc to z jego ust. Nie wiedziała, czy wstyd jej było bardziej za jego zachowanie przy chociażby takim Tonym, czy że słuchać tego musiał sam Peter...
— Wiesz... Odstaw już alkohol. Bo zaraz naprawdę ci szajba odbije — rzuciła, po czym ruszyła w kierunku wyjścia.
Mężczyźni natomiast zachichotali rozbawieni całą tą sytuacją.

__________________
Dobra, dobra, dobra! Zdaję sobie sprawę, że trochę mocno... Trochę bardzo mocno spóźniłam się z dodaniem kolejnego rozdziału, ale... Heloł! Kto nigdy nie spóźnił się z jakimkolwiek terminem z czegokolwiek, niech pierwszy rzuci kamieniem. Ale tak na serio, to przepraszam za tak wielki poślizg...

Druga sprawa... Wiem, że obiecałam krew, ból, pot, cierpienie i łzy, ale jakoś tak spodobało mi się stopniowe rozbudowywanie pozytywnej relacji między Emily i Peterem, że nie mogłam tak teraz po prostu wpierdzielić jakiś kosmitów z niebios, latających smoków, czy inne gówna i skazać bohaterów na jakieś takie... Ka bum!
Ale spokojnie, jeszcze trochę przed nami, więc na pewno coś się uda wplątać i zaspokoić wszystkich... Dobra, prawie wszystkich myśli. Zboczonych pornoli niestety nie umiem pisać, więc na coś takiegoś, to nawet nie liczcie, bo ledwie stworzyć wątek miłosny potrafię...
Więc tak... Mam nadzieję, że rozdziałek się spodobał, mam nadzieję, że wszystko u was dobrze, serce puka, główka nie koniecznie musi dobrze działać...
Tak więc miłego i do kolejnego!
Ciao!

Te lepsze dniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz