— Emily...? — szepnął cicho, ostrożnie wchodząc do kolejnego pomieszczenia.
Tutaj także jednak nie zastał dziewczyny. Już kilka korytarzy, ślepych zaułków i zawalonych przejść zdołał przemierzyć, a jak narazie nigdzie nie znalazł żadnego śladu, który mógłby naprowadzić na miejsce, gdzie znajdowała się dziewczyna. Nie myślał nawet, że budynek mógł być aż tak wielki i pokręcony...Czuł gdzieś z tyłu głowy, że drastycznie kończy mu się czas. Nie potrafił znaleźć źródła tego przeczucia, ale niesamowicie mąciło jego umysł
— Emily, gdzie ty jesteś? — mruknął cicho mijając kolejne puste pokoje.
— Szukasz kogoś? — usłyszał nagle z końca korytarza.
Wycelował w tamtą stronę, mają w pogotowiu wyrzutnię sieci.
Z mroku korytarza, gdzie nie docierało światło, wyszedł mężczyzna. Nie był to jednak wujek dziewczyny, którego się spodziewał. Miał lekki zarost, krótko ścięte włosy i skórzaną kurtkę, która coś mu podpowiadała. I chociaż z tyłu głowy dzwoniło mu, żeby nie ufać, druga część podpowiadała, że nie był groźny.— Wow... Spokojnie, Spider-Manie — mruknął. Wydawał się jednak nawet nie wzruszony obecnością bohaterka. — Ja przychodzę w pokoju.
— Kim ty jesteś? — zapytał nieufnie przyglądając się mężczyźnie.
— Cóż... Byłem tutaj przetrzymywany. Szukam wyjścia, ale jak widać... Zgubiłem się – oznajmił nerwowo wzdychając. — Podkradałem im substancje i... No złapali mnie. Miesiąc tu siedzę, nie wiem jak się stąd wydostać.Peter zawahał się. Z jednej strony nie jego zadaniem było pilnować, żeby wszyscy opuścili budynek... Z drugiej jednak nie mógł zostawić mężczyzny samego... Gdyby nastąpił wybuch, nie miałby jak go uniknąć. Z drugiej strony pakowanie cywila w kłopoty nie było dobrym pomysłem...
— Dobra. Chodź ze mną, tylko staraj się nie oddalać, dobra? — powiedział w końcu idąc przodem.
— Jak sobie życzysz, Spider-Manie — oznajmił tajemniczym głosem.
Peter jednak nie wgłębiał się w to bardziej. Nie miał na to czasu, ani głowy, którą mąciły pytania odnośnie dziewczyny.Ruszył dalej, a co jakiś czas mijali ruiny budynku, które po zawaleniu walały się po przejściach. Czasem trzeba było kombinować z przedostaniem się na drugą stronę, co dla Petera było oczywiście proste. Mimo wciąż dręczącej bólem nogi, nie poddawał się, dając z siebie tyle, żeby bez problemu przejść na drugą stronę nawet przez najbardziej utrudnione przesmyki.
Gorzej jednak było z nieznajomym. Nie był jakoś specjalnie wygimnastykowany, tak więc nieraz musieli szukać alternatywnej drogi, czy też przekopywać kamienie w nadziei, że uda im się zrobić przejście.W pewnej chwili jednak zderzyli się ze ścianą. Dosłownie, bo jedno z przejść okazało się kompletnie zawalone. Nie było nawet małej szpary, która pokazywałaby drugą część korytarza.
— Musimy spróbować to przekopać... Z tego, co się orientuję, nie ma innego przejścia do tamtego fragmentu budynku... — mruknął Peter trochę załamany ciągłymi przeszkodami na drodze.Podszedł do góry gruzu, po czym podniósł jeden z większych odłamów. Noga jednak dała o sobie znać w tak bolesny sposób, że mimowolnie odpuścił, podkurczając bolącą kończynę. Wściekły uderzył w stertę i usiadł sfrustrowany. Nie miał pojęcia, jak to się działo, jednakże z każdym krokiem miał wrażenie, jakby oddalał się coraz bardziej. Z każdym zakrętem budynek zdawał się zwyczajnie powiększać, a jego korytarze ciągnęły się w nieskończoność...
— Hej, młody — mruknął mężczyzna odzywając się po raz pierwszy od dłuższego czasu. — Co cię tak trapi? Czemu aż tak bardzo chcesz się tam dostać?
Chłopak zawahał się nad odpowiedzią. Trochę podejrzliwa dla niego była taka ciekawość nieznajomego, jednak z drugiej strony jak można było mu się dziwić? Zabierając się z bohaterem liczył raczej, że ten wyprowadzi go bezpiecznie z walącego się, zagrożonego eksplozją budynku. Tymczasem jednak błądzili po korytarzach, pchając się do samego źródła całego zamieszania.— Tam jest... Ktoś, do kogo muszę dotrzeć — przyznał niechętnie. — Moja przyjaciółka.
— Przyjaciółka? — zdziwił się. Zmarszczył brwi niepewnie. — Co tutaj niby robi?
— Długo by opowiadać... Obecnie jest zagrożona... Obiecałem jej opiekunowi, że ją znajdę i sprowadzę całą i zdrową... A tymczasem nie wiem, co mam zrobić...
— Cóż... Ja bym na twoim miejscu znalazł inną drogę — przyznał siadając obok chłopaka.
— Jak?! Na planach to jest jedyne najbliższe nam przejście! — zawołał zrywając się z miejsca. — Liczy się czas. Nie ma innego przejścia!— Spokojnie, dzieciaku — odparł mężczyzna. Westchnął następnie i uśmiechnął się lekko. — Widzisz te drzwi? Te za sobą?
Chłopak odwrócił się niepewnie i spojrzał wejście do któregoś z kolejnych pomieszczeń. Nie wyróżniało się niczym. Metalowe, ciężkie drzwi, pomalowane na szaro, choć zdrapane z farby i osmolone.
— Co z nimi?
— To twoje wyjście. Czasami wystarczy poprosić — oznajmił nieznajomy. — Za nimi jest biuro. Obok regału jest przejście na drugą stronę. Wyjdziesz tuż obok wielkiej sali, na twoim miejscu tam bym się kierował.— Dlaczego miałbym ci ufać? — zapytał niepewnie.
— Chłopaku, wygadałeś mi się ze swojego problemu. Daję Ci rozwiązanie, nic więcej — prychnął.
— Dzięki... — odparł, po czym ruszył w kierunku drzwi. Zatrzymał się jednak widząc, że mężczyzna za nim nie idzie. Siedział na gruzie przyglądając się tylko Peterowi i bawiąc się małym kamyczkiem że sterty. — A ty nie idziesz? Powinieneś stąd uciec, nie?
— Muszę jeszcze jedną rzecz zrobić. Teraz sobie przypomniałem — oznajmił rzucając kamykiem w ścianę. — Idź już. Żebyś się nie spóźnił...Kiwnął głową, po czym wszedł do pokoju. Rzeczywiście, było to zwykłe biuro ze stanowiskiem, regałem, drewnianym stolikiem w kącie i dwoma krzesłami. Na blacie stał stary wazon uschniętych już całkiem maków. Całe pomieszczenie wyglądało, jakby dawno nikt w nim nie był.
Wtedy chłopak spojrzał na obrazek, który stał na biurku. Przedstawiał mężczyznę z kobietą. Wyglądali jak szczęśliwa para. Blondynka trzymała w rękach małe, kilkumiesięczne dziecko, które śmiało się wesoło zaciskając dłonie w piąstki.
— Zaraz, ja znam to zdjęcie... — mruknął chłopak przyglądając się fotografii.
Dopiero po chwili go olśniło. Taka sama była w garażu wujka dziewczyny...
— To niemożliwe... — wyszeptał cicho.
Wybiegł z pomieszczenia. Mężczyzny już jednak nie było. Wtedy dopiero zdał sobie sprawę, jak bardzo umyka mu czas...
Wbiegł do biura i zaczął gorączkowo szukać przejścia. Nigdzie jednak nie widział żadnych drzwi, dźwigni, czy czegokolwiek, co mogłoby to przypominać...
W końcu zirytowany kopnął w regał łapiąc się za głowę. Dał się wpuścić... Dał się oszukać mężczyznę, który porwał własną córkę i miał co do niej złe zamiary...Usłyszał ciche skrzypnięcie. Spojrzał na regał, który odrobinę się odchylił pod wpływem kopnięcia. Popchnął go dalej, po czym przeszedł przez przejście, które rzeczywiście istniało. Jeszcze raz spojrzał na ukryte drzwi, po czym zamknął je. I chociaż widoczny był prostokątny zarys, bez żadnej wiedzy, raczej by ich nie znalazł... Przy pękniętej ścianie były zbyt dobrze ukryte.
Nie miał jednak czasu nad nimi rozmyślać liczyło się tylko znalezienie dziewczyny. Ruszył biegiem w poszukiwaniu sali, o której wspominał. Musiał być przed nim. Za wszelką cenę musiał ostrzec Emily, jak i całą resztę, która z nią była...
CZYTASZ
Te lepsze dni
FanfictionW jeden dzień wszystko milknie. Portale społecznościowe na temat bohatera rzucają jedynie bezwartościowymi plotami, filmiki w sieci przesączone były teoriami spiskowymi... A czemu to wszystko? Bo tego dnia oficjalnie zaginął Spider-Man. Przez niemal...