Wierzę w ciebie

305 17 1
                                    

Bujał się na pajęczynie między budynkami. Obecnie? Miał już wszystkie elementy układanki. Potwierdzone informacje, kim jest porywacz i czego dokładnie od nich rząda. Zostało jedynie opracować wraz z wujkiem dziewczyny plan działania.

Trochę niezbyt dobrze czuł się z myślą, że musiał okłamać Mścicieli. Wiedział jednak, że jeśli zareagują, zrobi się na tyle potężne zamieszanie, że nie udałoby jej się więcej uratować. Poszlaki dotyczące miejsca były najcięższe do znalezienia. The Three Traingle Company jednak miała niepowtarzalny symbol. Gorsze jednak było w tym wszystkim to, że Avengers również odkryli nazwę firmy. Ich jednak w miarę trzymało prawo. Chłopaka obecnie nic...

Wpadł przez uchylone okno w pokoju dziewczyny. Panował tu taki sam nieład, jak przez ostatnie dni... Nie miał jednak czasu nad rozczulaniem się. Musiał działać.
Wbiegł do salonu, gdzie stał już mężczyzna. W całym pokoju były rozwalone różne dokumenty, zdjęcia i wypisane na kartkach wskazówki oraz dowody.

- Masz? - zapytał.
- Są w stu procentach pewni. Logo nieistniejącej już organizacji, w skrócie TT - oznajmił Peter pokazując wykonane ukradkiem zdjęcia, które zdołał wykonać telefonem. - To na pewno oni.
- Tylko wciąż nie umiem zrozumieć, dlaczego ona - westchnął. - Przecież na pierwszym miejscu mieli ciebie na celowniku, nieprawdaż? Próbowali was obu pojmać.
- Dlatego Stark kazał mi ją pilnować... I też dlatego mnie gonili - przyznał cicho Peter. - Chcieli mnie uciszyć, kiedy znalazłem ich pierwszy trop. Tych dresiarzy, którzy później ją ścigali.
- Obawiam się, że naprawdę to byli oni... Własną córkę porwali dla jakiejś głupiej... Racji - pokręcił głową siadając. - Oni są niebezpieczni. Musimy coś zrobić, nim cała ta sytuacja zacznie być w centrum uwagi.
- Wiem - przyznał chłopak. Spojrzał w kierunku zasłoniętego okna. - Trzeba działać...

Pierwszy raz od dawna wyszła z piwnicy. Znów nic nie widziała przez worek, który narzucili jej na głowę.
Próbowała się szarpać, jednakże była tak mocno osłabiona, że nic nie zdołała zrobić. Wciąż czuła piekący ból, którym wręcz promieniowały jej żyły.
Wrzucili ją do bagażnika samochodu dostawczego, po czym zamknęli drzwi.

Zdarła z siebie worek, po czym ciężko dysząc rozejrzała się. W środku było odrobinę widniej, niż w kontenerze, którym ostatnio podróżowała...
Mimo braku szyb, była w stanie w miarę rozpoznać kształty przedmiotów, które z nią jechały. Poza tym jednak wzrok wciąż płatał figle. Nie miała pojęcia, co podali jej do żył, jednakże nie była przekonana, aby miało to w stu procentach potwierdzone medycznie działanie... Czuła się, jakby właśnie została czyimś eksperymentem. Tylko tutaj pojawiało się zapytanie. Czyim?

Samochód ruszył chwilę dość nierówną drogą, po czym wjechał na gładką powierzchnię, sunąc coraz szybciej w dal. Mimo tego każdy zakręt odczuwała dość boleśnie. W końcu położyła się na środku bagażnika zgarniając koc upchany gdzieś w kącie i okryła się starając wyhamować okropne dreszcze. Z każdą chwilą jednak nasilały się coraz bardziej, zaś ból promieniował po całym ciele.
- Peter... - wyszeptała cicho skulona. Zacisnęła rękę na kawałku kocu i ze łzami w oczach spojrzała ku pustej ścianie dostawczaka. - Peter, potrzebuję cię...

Przez chwilę poczuł, jakby znalazł się totalnie w innym miejscu.
- Parker? - zapytał niepewnie wujek dziewczyny.
- Martwię się o nią - przyznał trzymając w ręce torbę mężczyzny.
On sam natomiast przekręcał klucz od garażu, który skrywał trochę swoich tajemnic.
- Wiem, młody, wiem... - westchnął podnosząc blaszane wejście. Poczekał, aż chłopak wejście i zsunął je z powrotem w dół. - W tej chwili jednak nie możemy nic zrobić... Rozmawiałem ze swoim przyjacielem, zdołał załatwić nam bilety do Europy.
- Do Europy? - Parker wydawał się być przez chwilę kompletnie oderwany od całej sytuacji. Dopiero chwilę zajęło mu zrozumienie, gdzie konkretnie zamierzają polecieć. - No tak, ruiny są we Francji...
- Dokładnie. Obstawiam, że tam będą. Jeżeli ten idiota zamierza kontynuować zabawę w szalonego naukowca... To tylko tam - przyznał mężczyzna podnosząc klapę.

Zaczął następnie schodzić po drabince w dół. Peter natomiast zarzucił torbę na ramię i poczekał chwilę, aż mężczyzna się odsunie. Zeskoczył następnie w dół, po czym wylądował na ziemi. Rozejrzał się. Prawie nic się nie zmieniło... Wciąż mnóstwo kurzu i niezrozumiałych dla niego przedmiotów. Spojrzał na biurko, gdzie leżała probówka z krwią. Zarówno go intrygowała, jak i przerażała, zaś odpowiedzi nigdy nie uzyskał.

- Cóż... Mam tu mały zestaw broni, ale o tym może późnej... Narazie trochę ci sprecyzuję, o co dokładnie chodzi Edowi i Harry'emu.
- Komu? - zdziwił się Peter.
- Edwarda znasz... Leczył cię jakiś czas temu i najpewniej dzięki temu, że znał twoją tożsamość, oni wiedzieli jak porwać Emily. Najemniczka, którą wysłali miała potwierdzić jego słowa. Harry natomiast... To na niego właśnie spadł... Znaczy on w sumie wykradł cały spadek, jakim była firma po rodzicach tej dwójki... Sofia nie chciała się w to mieszać, chciałem jej pomóc, jednakże wtedy urwał się między nami kontakt. Jakiś rok, może dwa lata później znalazłem z moją żoną Emily.
- Miała potwierdzić jego słowa? - powtórzył lekko zdziwiony. - Byłem pewien, że pracują we dwójkę.
- Coś ty... - zaśmiał się ponuro kręcąc przy tym głową. - Uwierz mi, że gdyby tak było, nie doszłoby do... Tego wszystkiego. Badania, które oni starają się od wielu lat odtworzyć, to te same, które były prowadzone o wiele wcześniej. W czasie wojny już starano się o uzyskanie docelowego efektu. Stary i niebezpieczny eksperyment.

Peter kiwnął głową spoglądając na monitory. Niektóre były zgaszone, inne natomiast zapalały się, bądź na chwilę zawieszały.
- Czy te badania... Czy to wszystko ma jakiś związek z panem Bannerem?
- Cóż... Nie mam pojęcia - westchnął mężczyzna. - Ale jeśli tak by było, nie mam pojęcia, co z tego wyniknie. Albo zabiją ją w pogoni za... Czymś, albo stworzą coś równie niebezpiecznego, jak Hulk.
- Przydałby nam się - przyznał Peter.
- Odpada. Im więcej osób się w to wmiesza, tym będzie gorzej... Nie potrzebuję dodatkowych kłopotów. Chcę odzyskać siostrzenicę i zakończyć ten cyrk raz na zawsze.
- Co wynikło między panem, a panem Starkiem? Dlaczego boi się pan poprosić ich o pomoc? - zapytał trochę zbyt nachalnie.
- Nie wydaje mi się, żeby to był twój interes. Zajmij się Emily, pogadamy, jak ten koszmar minie.
- Panu w takim razie zależy na swoim imieniu, czy na Emily?

Zapadła długa cisza. Mężczyzna stał odwrócony plecami do Parkera, który był niemalże w stu procentach pewien, że przegiął. Nie to jednak liczyło się dla niego w tamtej chwili. Znalezienie dziewczyny. Całej i zdrowej... To było priorytetem.
- Moje imię? - rzucił z lekką drwiną.
Peter natomiast poczuł, jak całe jego ciało przebiegają niepokojące dreszcze. Dzwon niebezpieczeństwa bił jak szalony sprawiając, że coraz ciężej było mu skupić się na twarzy mężczyzny, który powoli się obracał w jego stronę.
- Zastanawiałeś się kiedyś, Peter... Skąd masz swoją moc? - zapytał po chwili.

Dla chłopaka wszystko już było jasne. Znalazł się w ogromnym niebezpieczeństwie.
- Pułapka... Przez ten cały czas to była pułapka - przebiegło przez jego myśl.
Trafił pajęczyną w jeden ze spustów działek, które umieszczone były w najciemniejszych punktach pomieszczenia. Więc po to była wujkowi dziewczyny nielegalna broń.
- Współpracujesz z nimi... - syknął chłopak wrogo spoglądając w kierunku mężczyzny.
- Nie... Nie, Peter. Spokojnie, nie jestem z nimi. Nie porwałbym Emily z własnych pobudek - oznajmił spokojnym głosem. - Działam sam. Dla jej dobra.

Z każdej strony rozległ się huk. Kilka pierwszych pocisków zdołał uniknąć, jednakże w całym pomieszczeniu nie było miejsca, które stanowiłoby ślepy punkt dla broni stworzonej przez mężczyznę.
Poczuł igłę tuż pod żebrami. Wyciągnął ją, jednakże nie zdołał zatrzymać trucizny, która trafiła do jego organizmu.
- Cholera... Znowu to samo - wyszeptał czując, jak cały świat wiruje.
Upadł na podłogę. Zaczął się czołgać w kierunku wyjścia. Wiedział, że nie jest w tamtym miejscu bezpieczny...

- Nie uciekniesz, Peter - oznajmił mężczyzna. Kucnął następnie obok chłopaka. - Ja wiem, że traktujesz mnie jak wroga, ale to ci pomoże. O ile przeżyjesz...
Położył swoją rękę na jego ramieniu. On natomiast nic z tego nie umiał zrozumieć. Co miało mu niby pomóc? Dawka trucizny, którą właśnie dostał? Upadł na ziemię tracąc przytomność.
- Znajdziesz ją. Wierzę w ciebie, Parker...

Te lepsze dniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz