Westchnął zirytowany. Zero śladów... Jakichkolwiek! Nie mógł uwierzyć, że tak po prostu zniknęła bez śladu.
Niepokój głośnym echem odbijał się w jego głowie. Coś musiało się stać... Ludzie ot tak na pstryknięcie palcami nie znikają.Ruszył w stronę wyjścia z uliczki.
- Ej - usłyszał.
Spojrzał za siebie. Uliczką szedł starszy mężczyzna. W ręku trzymał jakiś przedmiot, który w zacienionej uliczce jednak był w oddali niewyraźny. Dopiero, kiedy wyszedł spod budynku, zauważył kapelusz... Niesamowicie podobny do tego, który Emily zawsze nosiła i nie śmiała się z nim rozstawać.
- Szukasz czegoś, nie? - rzucił wyciągając w stronę chłopaka rękę z atrybutem dziewczyny.
- Skąd pan... - zaczął delikatnie biorąc kapelusz, jakby jednym dotknięciem mógł go zniszczyć... - Gdzie pan go znalazł?
- Cóż... Włóczył się z wiatrem tu i tam... Jak niegdyś robiła to jego właścicielka. Nim ty się w jej życiu nie pojawiłeś, Pajączku - oznajmił gestykulując przy każdym słowie. - Tak, tak... O twoich wyczynach wiem wiele. I powiem ci jedno. Walcz o nią. I siłą, i umysłem. Po prostu walcz.Stał chwilę otępiały spoglądając na kapelusz. Nie umiał zrozumieć niczego. Skąd wiedział o ich powiązaniu? Jakim cudem domyślił się, że jemu na niej zależy?
- Kim jesteś? - zapytał spokojnie, choć głosem przesączonym brakiem zaufania do nieznajomego.
- Ja? Jestem tylko widzem... Zwykłym obserwatorem - parsknął śmiechem odchodząc kawałek. - Uważaj na wszystkich... Czasem warto być nieufnym wobec najbliższych...Następnie odszedł. Tak po prostu, zostawiając Petera z zagadką jego osoby, jak i małej wskazówki, która nie była podana wprost... Jakby zawsze musiała być ukryta w nic nie wskazującym wprost zdaniu. Nie łatwiej było z mostu rzucić kim i gdzie jest osoba, którą tak bardzo pragnie znaleźć? I chociaż dalej myślał gorączkowo nad całą sytuacją, w głowie kłębiły się myśli wokół dziewczyny. Emily była priorytetem. Nie bardzo jednak wiedział, co zrobić...
Wyrzucił sieci i wzbil się ponad miasto. Bujając się między budynkami za pomocą jednej wyrzutni sieci, trzymał w drugiej ręce kapelusz, jakby był jakimkolwiek dowodem. Nic jednak nie wskazywał... Jakby nie miał zamiaru znaleźć swojej właścicielki.
- Emily, gdzie jesteś...? - wyszeptał przyczepiając się na chwilę do jednego z biurowców Queens.
Spojrzał z góry na prawie cały okręg. Miał cichą nadzieję, że tak badziewny sposób szukania, na coś się przyda... Nie miał pojęcia, ani pomysłu, jak mógłby ją znaleźć... Wezwać Starka? Nie... Nie był nawet pewien, czy to porwanie. Zapytać o radę wujka dziewczyny? Wybiegł, kiedy dowiedział się o jej zniknięciu...Z rozmyślań wyrwał go telefon. Zaskoczony wyprostował się i stojąc przyczepiony samymi nogami, wyciągnął wolną ręką telefon.
- Wiesz, ciociu... - zaczął niechętnie zdejmując maskę. - Nie mogę teraz rozmawiać.
- Tak, tak, wiem, randka - rzuciła pospiesznie. - Ale posłuchaj. Znalazłam genialną ofertę garażu w okolicy... Mógłbyś tam wiesz... Założyć jakąś tajną bazę, mieć własny sprzęt...
- W garażu?
- No tak. Niepozorne miejsce... Kto wie, jak bardzo mogłoby ci się przydać?
- Czekaj... Powiedziałaś w garażu? - zapytał, kiedy coś sobie przypomniał. Coś dość ważnego. - W takim, wiesz... Normalnym garażu?
- Peter, głuchy jesteś? - westchnęła zirytowana. - To co, bierzemy?
- Wiesz co? Przedyskutujemy to w domu, dobrze? Muszę już kończyć ciociu, narazie!Rozłączył się, po czym spojrzał w stronę kilku małych pudełek, które przyłączone były do siebie ścianami. Były one niesamowicie blisko mieszkania Emily...
- Garaż... - szepnął cicho.
Naciągnął maskę i schował telefon telefon do kieszeni. Ściskając kapelusz, wyciągnął drugą rękę i wystrzelił sieci chwytając się pobliskiego budynku. Poleciał dalej kierując się ku garażom.Niepewnie przemierzał pusty wjazd. Mało było tutaj zajętych miejsc... Większość na drzwiach wjazdowych ozdobiona była wyraźną i wymowną tabliczką Na sprzedaż!, która zblakłymi literami mówiła niesamowicie dużo. Nie było to miejsce, gdzie ktoś chciał trzymać swój samochód...
Nie było jednak przez to znaleźć odpowiedni garaż. Nazwisko Watterson było jednym z niewielu, które się przewinęło na tabliczkach przy wjeździe do środka.
Peter dotknął drzwi. Wyglądały jak zwykłe, przyrdzawiałe przy klamce i na obrzeżach. Bez żadnych udziwnień, które mogłyby wskazywać na działalność przestępczą... Takie po prostu. Zwykłe.
CZYTASZ
Te lepsze dni
FanfictionW jeden dzień wszystko milknie. Portale społecznościowe na temat bohatera rzucają jedynie bezwartościowymi plotami, filmiki w sieci przesączone były teoriami spiskowymi... A czemu to wszystko? Bo tego dnia oficjalnie zaginął Spider-Man. Przez niemal...