Stało się.
Zrobiła to z Donovanem. Myślała o tym cały czas, odkąd obudziła się w pustej komnacie. Była przekonana, że prędzej czy później czeka ją konfrontacja z Erisem, cały wieczór był zimny i opanowany, ale jej wybryk nie mógł umknąć jego uwadzę. Za dobrze go znała, musiał ją obserwować, był wystarczająco głęboko zanurzony w dworskich intrygach, aby zauważać takie rzeczy.
W pierwszej chwili planowała zwyczajnie spędzić dzień na usługiwaniu swojej przełożonej, ale ta odprawiła ją z komnat, pod pretekstem rzekomego dochodzenia do siebie po całej tej fecie, ale to nie była prawda, Ofelia czuła to — od dnia polowania Lady Vanserra przybrała zupełnie nieznaną pozę, niejako urosła, zrobiła się bardziej dumna niż dotychczas. Krótko mówiąc zaczęła przypominać Erisa.
Wychodząc z komnat Pani Dworu Ofelia nie miała pomysłu jak spożytkować ten czas, chciała znaleźć się, gdzieś poza spojrzeniami fae, nie wiedziała jak wiele osób wie o jej romansie, dlatego każde przelotne zerknięcie w jej stronę paliło ją żywym ogniem.
Od dawna planowała zbadać Leśny Dom na własną rękę, dzisiejszy dzień wydał jej się najodpowiedniejszym ze wszystkich, w końcu większość fae, który zwykli krzątać się bez ustanku z miejsca na miejsce, przebywali w swoich pokojach, próbując zwalczyć bóle głowy i inne równie nieprzyjemne konsekwencje nieprzespanej nocy.
Wiedziona ciekawością ruszyła w dół po schodach, schodziła coraz niżej i niżej, powietrze wdzierające się do jej nozdrzy zrobiło się wilgotne. Nie było tu praktycznie nikogo, mimo to skradała się najlepiej jak potrafiła, lekcje z Tyreesem przyniosły skutek, choć niewielki to zdecydowanie odczuwalny dla jego uczennicy. Podciągnęła suknie nad ziemię, aby nie szurać po nierównej kamiennej podłodzę. Nie sądziła, że uda jej się zejść tak nisko, nie myślała nawet, że tak głęboko sięga pałac Berona. Ściany oświetlał ogień płonący w wydrążonych rynnach, takich jak te, które widziała w tajnym przejściu za regałem w jej salonie.
Nagle dobiegł ją szczęk broni z naprzeciwka, bez namysłu pchnęła pierwsze napotkane drzwi i weszła do środka. Pomieszczenie było niewielkie, wypchane rozlicznymi rodzajami broni, w centrum stało drewniane krzesło. Na jego nogach i oparciach zaciśnięte były skórzane pasy. Jedno spojrzenie na zakrwawione oparcie, przyprawiło dziewczynę o mdłości, ale bardziej od tego widoku, martwiło ją to co działo się za drzwiami. Uważnie nasłuchiwała, kroki robiły się coraz wyraźniejsze, musiało być ich dwóch, jeden mamrotał coś niezrozumiałego, drugi szedł w ciszy. Gdy minęli sale tortur, Ofelia miała ochotę zsunąć się po drzwiach, ale stres ją sparaliżował. Wiedziała, że ktoś musi tu być a mimo to przyszła tutaj, wiedziona swoją instynktowną ciekawością, zgromiła się w duchu za kolejne tarapaty, które na siebie sprowadziła. Znów usłyszała szmery, tym razem znacznie cichsze od dźwięku wydawanego przez mundury żołnierzy. Dochodziły zza ściany, nie z korytarza, z niemałym wysiłkiem rudowłosa postawiła pierwszy krok w kierunku ściany po jej lewej stronie. Gdy oderwała spocone plecy od drzwi, usłyszała jęk drewna, skrzywiła się i czekała na to co się wydarzy. Nie słyszała, żeby strażnicy zawrócili, potraktowała to jako dobry znak i pewniej podeszła do ściany.
Przyłożyła ucho do chłodnych kamieni, nie mogła uwierzyć własnym zmysłom. Choć dźwięki nie przechodziły przez ścianę tak swobodnie jak sobie tego życzyła, nie miała wątpliwości kto jest po drugiej stronie. Zebrała się w sobie, wzięła kilka głębokich wdechów, aby wprawić się w odpowiedni stan i z pełną świadomością ryzyka skierowała swoją moc daemati na przebywającego po drugiej stronie mężczyznę.
Jest.
Przeniknęła ostrożnie przez kruchą barierę, fae nadal odpokutowywał wypite wczoraj wino, to ułatwiło jej zadanie. Mimo braku odpowiedniej praktyki, tą sztuczkę opanowała wystarczająco dobrze już na wsi, gdy odkrywała co potrafi u boku matki. Patrzyła teraz oczami Donovana na pomieszczenie tożsame do tego, w którym się znajdowała, z tą różnicą, że zamiast krzesła tortur większość miejsca zajmował stół i dwa krzesła — sala przesłuchań. Nie mogła uwierzyć, kto swobodnie siedzi naprzeciw bruneta, a przecież znała tą twarz, tą sylwetkę i ten mroczny głos.
Pieśniarz Cieni siedział nieskrępowany, z dłońmi opartymi na stole.
Donovan patrzył to na niego, to na papiery znajdujące się przed nim, Ofelia wyraźnie widziała na jednej z kartek pochyłe niechlujne litery — pismo Erisa.
Serce podchodziło jej do gardła, ale nie mogła spanikować, nie w momencie, w którym odkryła coś tak ważnego.
— Czego się dowiedziałeś? — zapytał Illyr.
Ofelia miała teraz okazję, aby spojrzeć mu prosto w orzechowe zimne oczy.
— Poza tym. — Donovana skinął na zwitek papieru leżący na stole.
Tym razem mogła lepiej przyjrzeć się literom, miała ochotę siarczyście przeklnąć. Eris po raz kolejny widział się z Keirem, mimo jej usilnych próśb. On jak zwykle miał ją w poważaniu, gdy szło o jego wyrachowane koterie.
— Rudy próbował zabić ostatnio Owney’a, ale nie udało się mu niczego udowodnić. Za wszystko poleciał stajenny.
Azriel kiwnął głową, na jego twarzy nie drgnął nawet najmniejszy mięsień. Musiał się tego spodziewać. Może nawet wiedział o wszystkim zanim w ogóle do tego doszło? Ofelia mogła jedynie zgadywać.
— Na urodzinach zachowywał się wyjątkowo spokojnie, szczwana bestia zdaje sobie sprawę, że jest po tym wszystkim na świeczniku.
Krótki śmiech bruneta nie był tak sympatyczny jak ten, który dane było jej słyszeć zazwyczaj. Otarła dłonią szyję, na której skraplał się pot i słuchała dalej, tym razem to szpieg Rhysanda zabrał głos.
— Co z dziewczyną?
— Pilnuje jej tak jak kazałeś. — Ofelia wyczuła w tych słowach półprawdę, w głowie Donovana zrobiło się jakby głośniej. — Staram się trzymać ją jak najdalej od ryżego, jak na razie idzie bez problemu, chociaż na balu… Widać, że jest nią zainteresowany, ale nie on jeden…
Nim skończył mówić, przerwał mu czarnowłosy.
— Nie obchodzi mnie, czy on jeden czy nie. Ona ma być bezpieczna, niezależnie od tego, kto zapragnie jej zrobić krzywdę.
— Spokojnie po co się tak zaraz unosić? — Rozłożył ręce na boki.
W rzeczywistości Pieśniarz Cieni nie uniósł się nawet na sekundę, pozostawał tak samo niewzruszony jak wcześniej. Oboje już wstali, widocznie z zamiarem ulotnienia się w trakcie zmiany warty.
Nie mogła przegapić tej okazji, kolejna mogła się już nie powtórzyć. Spróbowała mocniej pochwycić umysł Donovana i przemówiła jego głosem.
— Właściwie, skąd to zainteresowanie tą kobietą? — Starała się naśladować płynny i spokojny sposób wypowiedzi, tak dobrze jej przecież znany.
Fae obrócił się w jego stronę i wyszeptał głosem mrożącym krew w żyłach.
— Jestem za nią odpowiedzialny.
Nim zdołała cokolwiek jeszcze powiedzieć, ten wtargnął na korytarz, nie słyszała jego kroków, ale wiedziała, że jeszcze moment a całkowicie opuści władztwo Berona. Ostrożnie puściła umysł swojego kochanka, tak aby nie poczuł, że ktokolwiek przy nim manipulował.
“Żadnych paznokci na czaszce” pomyślała, mając nadal w głowie słowa zastępcy, gdy tłumaczył jej, skąd wie o jej zdolnościach.
Donovan również opuścił loch, jednak zdecydowanie pewniej, słyszała jak dwóch strażników wita go. Została tylko ona, wszystko na około ucichło, za wyjątkiem jej myśli. Musiała się wydostać z tego miejsca jak najszybciej. Rozprostowała skostniałe dłonie, którymi przez cały ten czas kurczowo trzymała się ściany.
Wysunęła się z pomieszczenia, ostrożnie ruszyła w stronę, z której przyszła, mniej sprawniej niż przedtem — użycie magii osłabiło jej organizm. Dotarła na schody, oczy miała przymrużone, blask ognia stał się dla niej nieznośnie jaskrawy. Była coraz bliżej parteru, jeszcze jedna kondygnacja i mogła czuć się zwycięska. Gdyby nie kolejna warta, która wyłoniła się przed nią znikąd.
— A co ty tu robisz?! — warknął barczysty żołnierz, błysnął na nią złowrogo kłami.
Ofelia zaskoczona odskoczyła w tył, lądując boleśnie na lodowatej podłodzę. Mężczyźni już zamierzali ją pochwycić, gdy zza rudowłosą wychyliła się jakaś postać, której w tej pozycji nie mogła zobaczyć.
— Ależ panowie! Po co te nerwy! — rozbrzmiewał echem radosny głos Sheili, która trzymała uniesione ku nim dłonie, a w nich dwie ciemne butelki. — Agnes przyszła ze mną po wino. Sami rozumiecie, jak groźny jest nieleczony kac.
Strażnicy stracili swój animusz i zrezygnowani odeszli nie chcąc wchodzić w konfrontację z córką Connella. Ten sam, który próbował maglować Ofelię rzucił jedynie na odchodne.
— Jeszcze raz was tu zobaczę, jak plądrujące piwnicę i nie będę taki miły.
— Wątpię, żeby była jakaś różnica — wymamrotała brunetka, pomagając wstać swojej świeżo upieczonej kompance.
Ofelia otrzepała się z kurzu, twarz miała bledszą od kartki papieru, nie umknęło to Sheili.
— Dobrze się czujesz?
— Nie zbyt. — Ofelia oparła się na jej ramieniu.
— Zdecydowanie za dobrze się wczoraj bawiłaś — zaśmiała się, wciągając ją po schodach. — Wiesz, jeśli czegoś chcesz do jedzenia, wystarczy poprosić służbę, nie musisz od razu wybierać się na piesze wycieczki w podziemia.
— Ja…
— Nic już nie mów, bo jeszcze mi zemdlejesz, a nie mam tyle siły żeby cię zatargać na drugie piętro.
CZYTASZ
Dwór Intryg i Zdrad
FanfictionOfelia będąca zakładniczką własnej przeszłości, po pięciu stuleciach nieustannego usługiwania mężczyznom w alkowach, pragnęła już tylko śmierci, najlepiej szybkiej i bezbolesnej. Nic nie zapowiadało, że pewnego dnia przekorny los rzuci ją w świat d...