— Ty wredna mała suko! — krzyczał Eris, trzymając Ofelie za suknie, tak że jej stopy zwisały nad ziemią. — Wyłożyłem na ciebie nieprzyzwoitą sumę pieniędzy, dałem ci szansę, a ty potrafisz spierdolić coś tak prostego!
Ofelia gorączkowo próbowała złapać oddech. Szła niczego nieświadoma korytarzem, gdy Eris wciągnął ją do nieznanego jej pokoju. Buzowała w nim wściekłość, która gromadziła się już od kilku dni. Do tej pory fae zręcznie lawirowała między śniadaniami, obiadami i kolacjami, tak ażeby nie wejść z nim w żadną chociażby najmniejszą interakcję, mimo sytuacji w lochach, której była świadkiem. Teraz mogła jedynie miotać się w jego uścisku, gdy przyciskał ją do ściany.
— Ty cholerna wywłoko! — wysączył jadowicie przez zęby. — Rżniesz się z tym przebrzydłym psem!
— Eris… — chrypiała, próbując dostrzec jego twarz, rozmazującą jej się przed oczami.
Trzymał ją w powietrzu, nadal wyrzucał z siebie potok wulgaryzmów, plując jej prosto w twarz. Ona już tego nie słyszała, w uszach rozbrzmiewał jej jednostajny nieznośny pisk. Tam gdzie chwilę temu widziała twarz następcy Berona, zaczęły pojawiać się czarne plamy. Ból stępił wszystkie jej zmysły.
Eris dostrzegł swój błąd niemalże w ostatnim momencie, upuścił ją na ziemię, jej ciało runęło bezwładne. Rudowłosa gorączkowo próbowała łapać powietrze, kaszląc przy tym niemiłosiernie. Drżące dłonie przyłożyła do gardła, rozchylając suknie, która jeszcze chwile temu miała być narzędziem jej zguby. Mrugała szybko, aż do momentu, gdy obraz nie stał się wyrazisty. Miała przed sobą czubki oficerek mężczyzny, stał i obserwował. Nie próbował jej pomóc, nawet się ku niej nie pochylił. Łzy nie przestawały spływać po jej policzkach.
— Ty… ty — dyszała, ledwie słyszalnym głosem.
— Ja! Ja! Ja! — powtórzył pogardliwie, chwytając ją za brodę.
Teraz znów miała przed sobą wściekłe spojrzenie bursztynowych oczu.
— Lubiłem cię nawet, wiesz? Myślałem, że jesteś coś warta, ale widać nic poza rozstawianiem nóg nie potrafisz.
— Nie… nie zamierzam — mówiła z trudem — już dla ciebie… pracować.
Eris zaśmiał się.
— Sama kazałaś mi przysięgać zdziro! Nie zamierzam cię z tej przysięgi zwalniać. Naważyłaś sobie piwa to je teraz wypij.
Furia mężczyzny nie ustawała, nie mógł uwierzyć, że dla kogoś takiego ryzykował na polowaniu. Na demony komuś takiemu powierzył przecież swoje sekretne korytarze. Z kimś takim wszedł w komitywę, spędzał z nią czas, prezentował jej biżuterię. Pomagał w oswojeniu się z traumą po wyciągnięciu z domu publicznego, obchodził z nią urodziny. Pozwolił jej się oszpecić, chociaż było to wbrew jego woli. Poznał ją z najbliższym dla niego mężczyzną. Dał jej wszystko w zamian za pomoc, a ona bez zawahania odwdzięczyła się mu, wskakując do łóżka z jego najzagorzalszym przeciwnikiem. Musiała rozmawiać z Donovanem wcześniej i mu o tym nie powiedziała, zachowała to w tajemnicy, przecież zastępca mógł ich nakryć bez większego wysiłku. Tego było za wiele, gdyby tylko miał w sobie tyle odwagi roztrzaskałby jej głowę. Zamiast tego obserwował jak wiła się na podłodzę.
Podskórnie zdawał sobie sprawę, że to co teraz zrobił dołączy do jego wyrzutów sumienia, ale była za późno, gdy znalazł w sobie wystarczającą ilość spokoju.
— Czemu mi to robisz? — zapytała, zalewając się łzami.
Po raz pierwszy nie odpowiadając własnym gniewem na jego gniew. Nigdy wcześniej nie bała się Erisa tak jak teraz, gdy górował nad nią z twarzą wykrzywioną w grymasie złości. Nie mogła pojąć siły, która władała Erisem, jednego dnia zapewniał jej bezpieczeństwo, innego rzucał jak szmacianą lalką. Nie poznawała go. Gdzie był ten wyrozumiały i cierpliwy fae, z którym godzinami rozmawiała w ich chatce? Nie wiedziała, chciała żeby wyszedł, żeby zostawił ją samą, ale on trwał w miejscu nie spuszczając z niej wzroku.
— Spróbuj jeszcze raz zrobić coś bez mojej wiedzy… Nie! Spróbuj chociaż pomyśleć o czymś wbrew mojej woli, a zwlekę cię za kłaki do koszar. Tam już się tobą zajmą, gdy zostawię cię nagą przykutą do ściany. Gwarantuję ci, że nie zapomnisz tego do końca swojego nędznego życia. Kto wie, może nawet zaszczycę cię swoją obecnością? żeby posłuchać jak skamlesz o litość.
Jego głos był stanowczy, szyderczy, z każdym słowem składanej obietnicy na jego twarzy malował się coraz ohydniejszy półuśmieszek. Nie było już gniewu, jedynie chłodna kalkulacja. W końcu puścił jej twarz.
— To jak będzie kochaniutka, rozumiemy się?
Ofelia tylko pokiwała głową, mając nadzieję, że rudowłosy w końcu zostawi ją samą, on widząc to w jej oczach dodał.
— Nie wypuszczę cię w takim stanie. — Usiadł na fotelu przy drzwiach, zakładając nogę na nogę. — Poczekam, aż doprowadzisz się do porządku.
Gdy poprawiała suknie, na nowo wiązała wstążki gorsetu i rozczesywała włosy palcami, cały czas miała na sobie jego czujne spojrzenie, oceniające, czy wszystko jest jak należy. To jak przesuwał po niej leniwie oczami, upokarzało ją bardziej, niż wszystko to co wcześniej jej powiedział. Wycierała twarz, na której wciąż znajdowała się jego ślina i jej łzy, widziała jak odsłania zęby zachwycony tym co zrobił.
CZYTASZ
Dwór Intryg i Zdrad
FanfictionOfelia będąca zakładniczką własnej przeszłości, po pięciu stuleciach nieustannego usługiwania mężczyznom w alkowach, pragnęła już tylko śmierci, najlepiej szybkiej i bezbolesnej. Nic nie zapowiadało, że pewnego dnia przekorny los rzuci ją w świat d...