Zbliżała się pora obiadu, w zamku zrobiło się głośno, niestety wbrew oczekiwaniom nie były to zwyczajne radosne okrzyki towarzyszące udanemu polowaniu. Wrzaski i piski rozległy się także wśród kobiet, które czekały przed wejściem na swoich mężczyzn. Ofelia z Donovanem zerwali się momentalnie z sofy w pomarańczarni, oboję biegli w stronę tumultu, nim dotarli na miejsce, zobaczyli pędzącego przez korytarz generała, który trzymał w ramionach bezwładne krwawiące ciało.
— Na Kocioł! — wymknęło się Donovanowi.
Ofelia próbowała znaleźć wzrokiem rudą czuprynę w tłumie, Beron i jego świta oddalili się za generałem, brunet pociągnął ją za ramię wyrywając ją z zamyślenia.
— Idź do lady Vanserry, powiedz jej, że Owney jest ranny i leży w lecznicy — rozkazał, głosem zupełnie różnym od tego, który mogła słyszeć jeszcze chwilę temu.
Mężczyzna odszedł szybko za Księciem, Ofelia zestresowana wspinała się po schodach ku komnatom Pani Dworu. Gdy zapukała do drzwi, usłyszała ciche “Proszę”, nie sądziła, że tak trudno będzie stanąć przed matką Erisa, siedzącą w fotelu z książką w dłoni.
— Wszystko w porządku?
— Owney został ranny.
Lady Vanserra zerwała się z miejsca, lektura upadła z hukiem na ziemię. Rudowłosa wybiegła z pokoju, zaraz za nią goniła Ofelia o mały włos nie spadając ze stopni. Przed drzwiami do lecznicy, zbierał się sporych rozmiarów tłum, złożony głównie z kobiet. Gdy weszły do środka, Owney leżał nieprzytomny, uzdrowiciel pochylał się nad nim. W nogach łóżka stał Beron i część jego Wewnętrznego Kręgu, w tym Donovan, który był blady na twarzy tak bardzo, że Ofelii wydał się bardziej potrzebujący od syna Berona.
Dziewczyna stała przy ścianie obserwując wydarzenia, nigdzie nie było Erisa, sytuacja była prosta, przynajmniej dla niej. Nie była zaskoczona tak ohydnym posunięciem z jego strony, rozczarowanie przyjacielem stało się stanem permanentnym od momentu, kiedy stworzył swój plan zgładzenia ojca. Uzdrowiciel uwijał się jak w ukropie, wszyscy obserwowali jego zmagania z krwawiącymi ranami. Werdykt był krótki.
— Panicz będzie żył, musi zostać pod obserwacją. Z pełnym szacunkiem, prosiłbym, żeby zostało tu jak najmniej osób.
Księciu wystarczyła ta krótka informacja, razem z Kręgiem opuścił pomieszczenie. Donovan mijając Ofelie w drzwiach wymienił z nią krótkie spojrzenie, dziewczyna widziała w jego oczach, że on również wyciągnął z całego wydarzenia podobne wnioski. W końcu zostały tu tylko one, matka siedziała przy łóżku ściskając dłoń syna, gdyby nie doświadczenie Ofelii z Owney’em uznałaby tą scene za wzruszającą. Gorycz i złość mieszały się w niej mimowolnie, przebywanie w Leśnym Domu stawało się dla niej coraz bardziej uporczywe.
— Muszę się czegoś napić.***
Siedziały razem przy łóżku, rudowłosy oddychał miarowo, pogrążony w głębokim śnie, Ofelia dolewała co jakiś czas wina do kieliszka przełożonej, powoli zapadał zmrok.
— Mam już tego dość. Nie chcę tracić kolejnego syna, zbyt wiele swoich dzieci byłam zmuszona pochować — przyznała, ze łzami w oczach. — Nie chcę tu być, to miejsce to koszmar, złota klatka. Rozumiesz mnie Agnes?
Zdecydowanie za dużo pozwoliła wypić Pani Dworu, widziała to teraz, czuła, że jej słowa są całkowicie prawdziwe, rozumiała to, ale wiedziała jak wiele nieprzyjemności to może na nie ściągnąć, z niemałym trudem postanowiła zaprowadzić przełożoną do jej komnat. Podróż była wyzwaniem, Ofelia musiała podtrzymywać chwiejącą się kobietę, korytarze były opustoszałe, atmosfera w całym zamku była ciężka, nikt się nie wychylał, aby nie zostać zgromionym gniewem Berona.
— Pieprzony Eris! To jego wina! — mamrotała gniewnie, gdy były już na drugim piętrze.
— Ciii! Spokojnie, jeszcze nic nie wiadomo. Eris nie skrzywdziłby swoich braci.
W końcu udało jej się doprowadzić lady Vanserre do komnaty, z trudnością rozebrała ją z wielu warstw materiału i skłoniła do położenia się w pościeli.
Wychodząc odetchnęła z ulgą, miała wrażenie, że ten dzień się nie skończy.
“Cholera jasna!” pomyślała, zdając sobie sprawę, że nie zabrała butelek po winie, które teraz mógł znaleźć każdy, kto chciałby odwiedzić Owney’a.
Zbiegła szybko na dół, ominęła gwardzistów czuwających stale pod salą tronową. Otworzyła drzwi bardzo ostrożnie, zerkając przez szparę, czy aby na pewno nikt nie przyszedł do młodego Vanserry. Nikogo nie zauważyła, jej moc również nie wysłała jej żadnego ostrzeżenia. Nieco spokojniejsza weszła do środka. Rzeczone butelki leżały pod łóżkiem, jedna stała na stoliku obok rannego. Chwyciła za nią jako pierwszą, uklęknęła i próbowała wyciągnąć pozostałe, które poturlały się zbyt daleko, żeby mogła je chwycić.
— Nie sądziłem, że tak bardzo przejmujesz się losem Owney’a.
Ofelie zmroziło, ale zdała sobie sprawę, że to nie Eris, a słowa, które usłyszała to nie sarkazm w czystej postaci. Donovan prawdopodobnie myślał, że rudowłosa czeka tu aż poszkodowany się obudzi.
— Martwię się o niego, bo Pani Dworu się martwi, poza tym Owney to być może przyszły książę, jego zdrowie jest ważne — mówiła, wstając. Butelkę, którą trzymała w ręce odrzuciła jak pozostałe pod posłanie.
— Myślisz, że którykolwiek z nich ma szanse w starciu z Erisem? — zapytał, marszcząc brwi.
— Wszyscy wydają się krzepcy i ambitni, każdy z nich mógłby zająć tron.
— A jednak tron przejmie tylko najsilniejszy — odparł siadając na jednym z łóżek najbliżej ściany. — Ah! Te uroki dziedziczenia, zawsze sądziłem, że zasada pierworództwa jest okrutna, a tu proszę można wymyślić gorsze rozwiązanie.
— Czyli widzisz Erisa w roli księcia Dworu Jesieni? — zapytała, lekko zdezorientowana wtrąceniem bruneta.
— Szczerze mówiąc, wolałbym nigdy żadnego z nich nie zobaczyć w koronie. — Donovan wyszczerzył zęby, w świetle księżyca wyglądał groźnie. — Ale to tak tylko między nami, ma się rozumieć.
— Oczywiście.
— Ale jak już mowa o Erisie, — zaczął po czym przerwał myśl i wtrącił — za dużo o nim rozmawiamy, nie sądzisz?
— Faktycznie często przewija się jego temat — odpowiedziała, skrępowana jego wzrokiem.
— W każdym bądź razie, widziałaś może dzisiaj pierworodnego? — Ostatnie słowo powiedział tak, jakby nigdy wcześniej go nie użył.
— Nie miałam z nim do czynienia, całe popołudnie spędziłam z lady Vanserrą.
— Szkoda, liczyłem, że może jednak rozwiążesz mój problem.
— Czekasz tu na niego, prawda? — zapytała, patrząc jak fae kreśli stopą kółka na drewnianym parkiecie.
— Nie inaczej.
— Myślisz, że to on zrobił to bratu?
— Wielkie umysły myślą podobnie — zaśmiał się, wstając z łóżka. — Wyjąć za ciebie te butelki?
— Jak długo mnie obserwowałeś? — Zszokowana Ofelia nie mogła uwierzyć, że przeoczyła jego obecność.
— Od samego początku.
— Czemu od razu…
— Gdybym od razu powiedział ci, że tu jestem, pozbawił bym się przyjemności oglądania cie, a co gorsza — zrobił przerwę, aby spojrzeć jej głęboko w oczy — straciłbym okazję na rozmowę z tobą.
— Zaczynam się ciebie bać — przyznała.
— Już mówiłem, jestem niegroźny.
Uśmiechnął się, spoglądając na jej usta. Przywarł do jej warg na ułamek sekundy, ale nawet to wystarczyło, aby przebiegł ją dreszcz, ku jej zdziwieniu był to dreszcz przyjemności a nie odrazy.
— Widzę, że lubisz się bać — zażartował, obserwując jej reakcję.
Nim zebrała się w sobie, aby jakkolwiek sensownie odpowiedzieć, Donovan stał przed nią trzymając puste butelki wyciągnięte spod łóżka.
![](https://img.wattpad.com/cover/261154149-288-k799882.jpg)
CZYTASZ
Dwór Intryg i Zdrad
FanficOfelia będąca zakładniczką własnej przeszłości, po pięciu stuleciach nieustannego usługiwania mężczyznom w alkowach, pragnęła już tylko śmierci, najlepiej szybkiej i bezbolesnej. Nic nie zapowiadało, że pewnego dnia przekorny los rzuci ją w świat d...