Był przekonany, że to Azriel przekazał im informacje o naradzie, w normalnych okolicznościach poprzestałby na gniewie, ale martwiło go, że nie ma bladego pojęcia jak wiele informacji ma ten pieprzony bękart. Czy wiedział o Ofelii? Może tak, może nie. Aktualnie nie mógł zająć się tą sprawą, jedyne co postanowił to zmniejszyć swoje grono współpracowników, ktoś mógł go zdradzić. Zabrał się do studiowania ksiąg, zdał sobie sprawę, z tego, jak mało wiedzy pozwolił mu przekazać Beron, gdy zobaczył ile Ofelia była w stanie nauczyć się sama w krótkim czasie. Wcześniej w zdobywaniu wiedzy pomagał mu Tyreese, który uwielbiał teorie polityki, geografię czy alchemie. Jego kochanek był niezwykle samowystarczalny.
"Jednoosobowy zespół wielozadaniowy" tak właśnie o sobie mówił, gdy po zajęciach nakładał mu swoje kolejne cukiernicze arcydzieło.
- Eris! Eris! - krzyczał Bran, wbiegając do salonu, w którym przebywał. - Ojciec chcę z tobą rozmawiać.
- O czym? - zapytał, zwracając się ku bratu.
- Nie mam pojęcia, ale nie mogę doczekać się konsekwencji - po tych słowach zaśmiał się i poklepując go po ramieniu, oddalił się.
Rudowłosy miał ochotę splunąć mu pod nogi, jednak ograniczył się do pogardliwego spojrzenia. Ruszył do gabinetu ojca, droga była wystarczająco długa, żeby zastanowić się, jak duże są szanse, że nie zauważył jakiegoś istotnego potknięcia, które mogło go wydać zarówno przed Beronem, jak i Rhysandem i o boleści od niedawna także Feyrą.
Gdy wszedł do środka, błyskawicznie zauważył ściągniętą stresem twarz ojca, siedzącego sztywno w swoim fotelu.
- Nie siadaj - krótkie polecenie, padło bez najmniejszego spojrzenia w oczy.
- O co chodzi ojcze? - zapytał, stojąc przed władcą.
- Zabierzesz matkę na kilka dni poza zamek. Do jej rodzinnego domu, już kazałem go posprzątać. Jeszcze dzisiaj będziecie mogli tam się przenieść - mówił bardzo szybko i sucho.
- Jak sobie życzysz. Coś jeszcze?
- Nie. Służba pakuje matkę, ty też powinieneś się przygotować - krótko i zwięźle.
Eris szybciej niż się spodziewał, znalazł się u siebie w komnatach, musiał ochłonąć. Tego rozkazu nie spodziewał się nawet w najgorszych koszmarach, z matką musiało być bardzo źle. Musiał bardzo przesadzić, na własne oczy widział, chyba po raz pierwszy zmartwienie na jego twarzy spowodowane żoną. Pakował się na oślep, nie zależało mu na tym, mógł równie dobrze chodzić w tym samym przez miesiąc, stokroć ważniejsze było dla niego zobaczenie matki. Bał się, tak cholernie, jak nigdy wcześniej, zmuszony był jednak do odgrywania swojej zimnej postaci.
Schodził do wyjścia powoli, sam niósł swoje rzeczy, nie chciał wzywać służby, nie był pewny czy głos mu się nie złamie. W końcu ją zobaczył, stała przy wyjściu, tak samo kamienna, jak zawsze, jakby nic się nie zmieniło. Obok niej stała dwórka, trzymała jej tobołki, dziewczyna w przeciwieństwie do ojca, matki czy Brana nie potrafiła ukryć zaniepokojenia w najmniejszym stopniu.
"Pewnie pomagała jej się przebrać" wywnioskował Eris, ponieważ na dłoniach, dekolcie i twarzy matki nie widział ani jednego śladu.
Chwycił matkę za bezwiednie zwisającą dłoń, czuł się z tym dziwnie, tak dawno nie miał z nią kontaktu, nie przypominał sobie, kiedy ostatnio był tak blisko niej.
Przeskoczył.
Posiadłość z zewnątrz wyglądała na opuszczoną, większość porastał bluszcz, kolorowe liście nie zasłaniały jednak pokruszonych cegieł, dębowe drzwi też dorobiły się kilku sporych pęknięć, od śmierci jego ciotek dom świecił pustkami. W obszernym przedpokoju znajdowały się przejścia do pokoju dziennego, były schody prowadzące na piętro do pokoi sypialnych. Pozostałe drzwi z tego, co pamiętał prowadziły, do kuchni, biblioteki i dawnego gabinetu dziadka. Na każdej ścianie wisiał portret, któregoś z członków rodu. Był też jeden Pani Dworu, piękna, uśmiechnięta z burzą rudowłosych fal, częściowo splecionych w warkocz. Dziś zostało z tego niewiele. Stał w miejscu i lustrował pomieszczenie, widział miejsca, gdzie jeszcze podłoga nie wyschła po myciu.
Zorientował się, że nadal trzyma matkę za rękę, zmieszany puścił ją w końcu. Nie chciał patrzeć jej w twarz, wiedział co tam zobaczy. Dokładnie to samo co widział kilka godzin temu w oczach Mor - nienawiść. Z tą różnicą, że ta paliła go do żywego, burzyła wszystkie mury obojętności, jakie stawiał przed sobą przez lata.
"Nie kocha mnie" wżerało mu się w mózg, słyszał to cały czas.
Musiał się napić.
Zostawił ją tam, gdzie stała i poszedł do barku, gdzie na szczęście czekało kilka butelek whisky. Szybko nalał płynu do szklanki i wychylił niemal jednym haustem. Gdy wrócił do przedpokoju, matka stała w innym miejscu, pod portretem swoich sióstr. Eris doskonale wiedział, że tylko je kochała, może jeszcze najmłodszego brata i jego ojca. On doczekał się jedynie miejsca na podium wśród najbardziej znienawidzonych osób, zaraz za swoim tatusiem.
- Może masz ochotę ze mną porozmawiać? - zapytał bardzo łagodnie, stając za jej plecami. Tak bardzo chciał ją teraz przytulić.
- Nie. - Jej wyprana z emocji sylwetka skierowała się na schody, a z nich do sypialni.
Eris pozostał sam na sam z kilkoma butelkami alkoholu i jedną szklanką.
Kolejnego dnia z samego rana pojawiła się uzdrowicielka matki, zawsze się nią zajmowała, Beron nie chciał, by zbyt wiele osób mogło podziwiać jego dzieło. Stał w ramie drzwi swojej sypialni i nasłuchiwał, znachorka pomrukiwała cały czas pod nosem, Pani Dworu nie odzywała się, raz tylko dobiegł go syk bólu z jej ust, od razu poczuł mrowienie w palcach, na samą myśl jak mogło to wszystko wyglądać.
Drzwi otworzyły się, za plecami wychodzącej kobiety, dostrzegł nagie ciało swojej matki, wybroczyny były niemal całkowicie czarne, wiele z nich było większych od jego dłoni. Krew zaczęła mu się burzyć, chciał zabijać ojca długo i precyzyjnie. Chciał słyszeć jego krzyki, śmiać się z jego błagań, po torturach kazałby mu dziękować, tak jak on robił to matce.
Przyszła pora na śniadanie, zszedł z matką po schodach i razem zasiedli do stołu zastawionego przez kilku służących, których pozostawiono tu na czas ich przebywania. Usiadł naprzeciwko niej, bez słowa zaczęła dłubać w swoim talerzu, on nie był głodny, po tym, co zobaczył. Tym razem nie ukrywał, że się jej przygląda, robił to tak długo, aż nie odłożyła widelca. Gdy resztki zniknęły wraz z zastawą, postanowił spróbować po raz kolejny.
- Porozmawiaj ze mną.
- O czym mam z tobą rozmawiać? - powiedziała, patrząc wprost w jego oczy. Nie mylił się, to samo spojrzenie spotkał w Wykutym Mieście.
- O czymkolwiek, to nie ma znaczenia.
Nie doczekał się odpowiedzi, po prostu patrzyła.
- Proszę cię mamo, porozmawiajmy, o czym chcesz. Tęsknie za tobą.
To, co robił, było nierozważne, emocje nie były na Dworze Jesieni niczym dobrym, z wyjątkiem gniewu. Wiedział, że okazywanie takich słabości, prędzej czy później się na nim zemści, ale po tym, co zobaczył, był zdesperowany, nie miał pojęcia czy uratuje matkę przed śmiercią. Może właśnie miał swoją ostatnią okazję.
- Nie mam z tobą nic wspólnego.
- Skoro tak uważasz, niech tak będzie - powiedział ze spokojem, po czym wyszedł na zewnątrz.
Szedł przed siebie, czuł ucisk w sercu. Nawet matka nie dostrzegała w nim nic poza zimnym, wyrachowanym klonem Berona. Nie mógł tego znieść, przypominał sobie, jak w dzieciństwie brała go na kolana, opowiadała bajki, uczyła go czytać i pisać. Tyle dla niego poświęciła, wspierała go, gdy ojciec go maglował, przynosiła ciasto do pokoju. Teraz on stał bezczynnie, gdy Beron się nad nią znęcał, sam siebie za to nienawidził, z trudem akceptował fakt, że matka również podziela te uczucia.
"Chyba nie tylko Ofelia musi coś udowodnić" pomyślał, patrząc na swoje wykrzywione odbicie w tafli strumienia.
CZYTASZ
Dwór Intryg i Zdrad
FanficOfelia będąca zakładniczką własnej przeszłości, po pięciu stuleciach nieustannego usługiwania mężczyznom w alkowach, pragnęła już tylko śmierci, najlepiej szybkiej i bezbolesnej. Nic nie zapowiadało, że pewnego dnia przekorny los rzuci ją w świat d...