Rozdział 6

2.3K 60 4
                                    


Siedziałam, przy biurku próbując, skupić się na zadaniu domowym z chemii, lecz tak naprawdę tylko co chwilę nerwowo zerkałam na telefon. W duchu modląc się, by na ekranie nie zobaczyć tego jednego numeru. Dzisiaj przed ostatni czwartek miesiąca, co za tym idzie jutro mam piekło. Pokręciłam głową, tylko jeśli ON zadzwoni, w innym wypadku mi się upiecze. Już kilka razy tak było, spojrzałam, na wskazówki zegarka wiszącego na ścianie nieubłaganie zbliżały się do 24.

- jeszcze parę minut, tylko parę minut- mamrotałam pod nosem. Podskoczyłam na krześle, kiedy z komórki wydobyła się melodyjka. Czyli dzisiaj nie odpuści.... Szczerze, wolałabym cały dzień dziwne SMS-y od nieznajomego niż jeden telefon od Niego, mojego ,,ukochanego braciszka". Niestety rodzinie trzeba pomagać...

- Hej Zen — wyszeptałam cicho do telefonu.

- Masz, co trzeba?- żadnego ,, czekać”, ,,jak się masz?” ani ,, co u rodziców?” Tylko od razu pyta o swój interes, niby powinnam się przyzwyczaić, ale jednak... to boli.

- T-tak- zajakałam się, choć wolałabym to ukryć.

- Świetnie, jutro tam, gdzie zawsze, o tej, co zawsze- i się rozłączył.

- Tak, też tęskniłam- powiedziałam, patrząc na jego stare zdjęcie, jedną samotna łza spłynęła po moim policzku.

- jutro będzie lepiej- wymamrotałam sama do siebie, gasząc lampkę nad biurkiem. Położyłam się na łóżku, otulając się kołdrą po samą szyję, zastanawiając nad jednym.... Kiedy moje życie zaczęło się sypać i jak to się zaczęło, że nawet tego nie zauważyłam? Pod poduszką wyczułam delikatne wibracje, westchnęłam i wyciągnęłam przyczynę ich.

00:01
Nieznany: już nie długo...

Zmarszczyłam brwi ,, nie długo"? Ten człowiek jest serio chory na mózg.

Ja: przepraszam, CO?!

Nieznany: do zobaczenia, moja księżniczko

Nie miałam już siły na kolejne zagadki dzisiaj, wyciszyłam telefon i poszłam spać.

***

Spokojnie szłam przez ciemną ulicę, co z tego, że jest 22: 45? Oczywiście on o innej godzinie nie ma czasu!!! Znam tę drogę na pamięć, mogłabym chodzić tu z zamkniętymi oczami. Co raczej nie jest dobrym pomysłem, ponieważ wszędzie walą się rozbite szkło i metalowe puszki. Jedynym plusem dzisiejszego dnia był brak SMS-ów. Nie dostałam ani jednego, mam nadzieję, że nareszcie mu się znudziło. Przysiadłam na zniszczonej ławce przy uliczce nie wiele lepiej wyglądającej od niej samej. Mimo że latarnie się świecą ledwie coś widać. Po chwili nie daleko zaparkował czarny ścigacz, zszedł z niego chłopak pięć lat starszy o de mnie. Trochę chwiejnym krokiem podszedł do ławki i oparł się o nią jedną ręką. Patrzę na niego trochę zaskoczona, to nie przypomina pewnego siebie, zawsze silnego Zen'a. Chłopak siada ciężko obok bez żadnego przywitania i ściąga kask. Nad jego prawym okiem widzę krwawą szramę.

- O Boże!- krzyczę, a jego wściekłe niebieskie oczy natychmiast mnie uciszają. Ja i Zen jesteśmy bardzo podobni z tą różnicą, że jego oczy są niebieskie, a moje zielone. I on jest wyższy oraz silniejszy.

- Zen, co się stało?- pytam, wyciągając dłoń do rany, ale on ją odpycha.

- Masz kasę?- szepcze, jakby bał się, że ktoś usłyszy. Kiwam głową i choć jeszcze ze strachem patrzę na jego ranę, która wygląda poważnie. Z torby wyciągam kopertę i podaję ją bratu. Chłopak wręcz mi ją wyrywa z ręki i szybko przelicza, jej zawartość.

- to za mało — syczy.

- nie mam więcej- wyszeptałam. Chłopak wstał z ławki i nerwowo krążył to w jedną to w drugą.

- musimy zdobyć więcej, a mam za mało czasu- mamrotał.

- musimy? My? To nie mój rachunek, a przypominasz sobie o mnie, tylko kiedy potrzebujesz kasy! - krzyknęłam, zrywając się na nogi. Wkurzony Zen złapał, za mają bluzę tuż pod szyją, szarpnął mną tak, że moje nogi dyndały w powietrzu.

- nie zapominaj, że to dotyczy tak samo mnie, jak i Ciebie- warknął.

- Zen...- piszczę, próbując się uwolnić. Nie poznawałam go, gdzie jest mój brat? Ten, który zawsze, mnie bronił ten, który był moim najlepszym przyjacielem i jedynym towarzyszem zabaw. Gdzie jest Zen, któremu ufałam, który potrafił mnie rozbawić i ten, który zawsze, stał za mną murem?

- proszę, puść mnie, to nie moje rachunki- chłopak szarpnął mną, bym się uciszyła.

- zostaw ją!-

Numer PomylonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz