Rozdział 15

233 10 3
                                    


Minął równy tydzień. Jutro miałam pierwszą wizytę u lekarza. Nadal nie mogłam się przyzwyczaić że w moim ciele rozwija się niewinne dziecko. Od tygodnia ignorowałam każdego kto próbował się ze mną kontaktować. Mama o niczym nie wiedziała, udawałam że nadal jestem chora. Jednak wczoraj powiedziała mi że musze wrócić do szkoły. No i o to jestem. Jebany poniedziałek.

Stoję przed lustrem oglądając i głaskając mój brzuch od 15 minut. Zaraz powinnam wychodzić do szkoły jednak ten brzuch jest o wiele bardziej interesujący. A może bardziej to że tam rozwija się człowiek. Założyłam na siebie czarne leginsy i za dużą tego samego koloru bluzę z kapturem. Włosy związałam w kucyka. Ubrałam buty, kurtkę i wzięłam plecak. Do kieszeni bluzy schowałam telefon i słuchawki.

Był początek grudnia więc pogodna nie sprzyjała. Było zimno i do tego prószy delikatny śnieg. Nie lubiłam się grubo ubierać, a tym bardziej ciepłych kurtek. To nie było w moim stylu. Jednak ją dzisiaj ubrałam, ponieważ czułam się odpowiedzialna za tego małego aniołka.

Gdy byłam pod szkołą zauważyłam przyjaciółkę i trójkę chłopaków. Ten trzeci to pewnie Max. Dziewczyna od razu mnie zauważyła i pokazała na mnie ręką. Gdy ujrzałam czarnowłosego moje serce zabiło dwa razy szybciej z żalu. Jednak wiem że to co robię jest lepszym wyborem. Cała ich paczka mi się przyglądała i czekała aż do nich podejdę. Ja jednak miałam inne plany.

Przechodząc obok ich założyłam na uszy czarne słuchawki i podłączyłam je pod telefon. Włączyłam na szybko byle jaką piosenkę i ruszyłam przed siebie, już więcej na nich nie patrząc.

Nagle poczułam jak ktoś mnie szarpię za ramię, Obejrzałam się za siebie i była to moja najlepsza blond przyjaciółka. Patrzała mi prosto w oczy, w których zauważyłam gniew i smutek. Gdy zauważyłam zbliżającą się do nas resztę jej przyjaciół. Tak, jej przyjaciół. To już nie byli moi przyjaciele. Ja wybrałam własną drogę.

Postanowiłam wyrwać się z uścisku i po prostu odejść. Za sobą usłyszałam jeszcze głos dziewczyny, jednak nie obróciłam się.

- Jak możesz! - była wściekła - Powierzyłam ci tyle moich tajemnic. Zaufałam! A ty tak po prostu nas ignorujesz?

Chciałam im się rzucić w ramiona krzycząc jak bardzo mi na nich zależy. Nie mogę. Miałam dość czasu, aby wybrać właściwą drogę i wybrałam. Nie ma już odwrotu. Moje dziecko jest dla mnie najważniejsze i to je muszę chronić przed tym podłym światem.

Na każdej lekcji starałam siadać jak najdalej moich dawnych znajomych. Cały czas myślami byłam w moim świecie. Nie skupiałam się na lekcji. Nie potrafiłam. Gdy w końcu dobiegły końca chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu. Oczywiście przeszkodą znowu byli oni.

Podeszli do mnie i tym razem za torowali mi drogę. Nie miałam gdzie pójść więc po prostu stanęłam w miejscu.

- Powiesz nam o co ci chodzi? - Tym razem odezwał się Harry.

- Martwimy się o ciebie - Mruknęła Alien, widziałam w jej oczach łzy.

- Jak widać ona ma nas wszystkich w dupie. - oburzył się Shane.

Shane idioto, noszę pod sercem nasze dziecko. Jak mogę mieć was w dupie? Zawsze byliście dla mnie najważniejsi. Właśnie te słowa chciały opuścić moje usta. Jednak nie mogłam. Od małego bardzo dobrze maskowałam emocje więc i tym razem to zrobiłam. Mimo że chciało mi się wyć, udawałam obojętną.

- Chcecie znać powód? - sarknęłam. Gdy te słowa opuściły moje usta poczułam jak na moim gardle zaciska się nie widzialna pętla. To było cięższe niż myślałam. Cała trójka zwróciła na mnie uwagę.

- Jeszcze się pytasz? Nie wiemy co się stało, tak po prostu zaczęłaś nas ignorować. - Po tych słowach zauważyłam jakby łezkę w oku Shane 'a. Nie.. On by na pewno nie płakał z mojego powodu. Nie on.

- Ty. - tutaj pokazałam palcem na Blondynkę, na co ona uniosła na mnie załzawiony wzrok. - Nigdy cię tak naprawdę nie lubiłam. Myślisz że ten twój kochaś cię kocha? Bo ja w to wątpię. Przecież ty nawet nie masz rodziców. A skoro oni cię nie kochali to jak ma cię ktoś inny pokochać? - skłamałam, jednak wiedziałam że trafiłam w najczulszy punkt dziewczyny. Rodzina.

- Jak możesz... - wyszeptała.

- A ty - teraz skierowałam wzrok na Harry 'ego. - Nie wiem, w ogóle dlaczego z tobą rozmawiałam. Jesteś strasznie dziecinny. I na twoim miejscu zainteresowałabym się tym czy Shane cię lubi. Ostatnio ta wasza przyjaźń słabo wygląda, nie sądzisz? I pozdrów ode mnie babcię. - Babcia chłopaka została zamordowana. I to brutalnie. Do tej pory nie wiadomo dlaczego. Jednak wiedziałam że ich to zaboli, a to był mój cel.

- To wszystko nie ma sensu... Ty taka nie jesteś - Shane jak zwykle zaczął się wymądrzać. Jednak wiedziałam że nie był tak bardzo pewny tego co mówił, jego głos go zdradzał.

- Nie masz pewności, chcesz wiedzieć co o tobie myślę. - Bardziej stwierdziłam niż zadałam pytanie, odpowiedź była oczywista. - Nigdy cię nie kochałam. Byłeś mi potrzebny do zabawy. No wiesz..., w moim życiu powoli robiło się zbyt nudno. Musiałam trochę wyluzować. - Tutaj skończyłam mój monolog i po prostu ich wyminęłam, ponieważ czułam jak pod moimi powiekami zbierają się łzy, a głos zaczyna się łamać.

Oczywiście że ich wszystkich okłamałam, byli dla mnie bardzo ważni. I nigdy nie skierowała bym do nich tych słów. Wiedziałam że po wypowiedzeniu tych słów w ich stronę dadzą mi spokój. Ale już na zawsze w nich to zostanie. Te słowa które dzisiaj do nich skierowałam, mimo że to było jednym wielkim kłamstwem.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Mam wenę twórczą więc kolejny rozdział specjalnie dla was ;*

Dar losuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz