Rozdział IV

41 8 8
                                    

Alois wstał z łóżka zlany zimnym potem.

Oczy miał rozszerzone przerażeniem, choć nie mógł przedrzeć się wzrokiem przez zasłonę mroku. Jego ręka... Nie krwawiła. Blizny pulsowały pod palcami, ale tylko te spod pazurów księcia. Reszta była równie szpetna, co nieszkodliwa.

Alois złapał się za głowę. Nadal dyszał... Niemal się zadławił, pijąc przygotowaną wieczorem szklankę wody. Dopiero po chwili przestał czuć tą dziwną nitkę, która pęczniała mu w ręce.

Koszmary... To była kolejna pamiątka z Ezdenu, której Alois chętnie by się pozbył.

Jednak mężczyzna znajdował się w swoim mieszkanku, mając przed sobą aneks kuchenny z przestarzałych mebli pomalowanych nieumiejętnie na biało i łazienkę w zasięgu wzroku. Gdzieś głębiej czekał jeszcze jeden pokój do zagospodarowania, a w podziemiach piwnica zbierająca kurz. Był w Kariorum – mieście biurokratycznego absurdu.

Zza otwartego okna doszedł go turkot przejeżdżającej furgonetki, który ostrzegał z wyprzedzeniem o przejeżdżającym patrolu. Alois ze stęknięciem podniósł się z kanapy i zasłonił okno, przypatrując drodze skryty za firanką.

Dzielnica nie należała ani do zamożnych, ani do bogatych. Budownictwo magów rzadko przybierało tak skromną formę, ale pospolitsi z nich do niedawna wznosili właśnie takie kamieniczki. Przez to, że ich odrębność nie była tak rażąca w fasadach, klatkach schodowych i niewymyślnych rozwiązaniach, nie równano ich z ziemią, jak prywatną szkółkę literacką naprzeciwko.

Latarnia migała, kiedy furgonetka zwieńczona na dachu lampą roztaczała wokół siebie czerwony blask. Przez okno wyglądał jakiś zamaskowany mundurowy, uważnie przeczesując zagracone alejki i zaglądając w zakryte mrokiem wnętrza domostw. Samochód zatrzymał się na chwilę, a w sercu Aloisa zapanował niepokój jak zawsze, gdy istniało ryzyko, że wejdą.

Tej nocy jednak nikt nie upominał się o reemigrację mieszkańców kamienicy do Wethill. Alois z ulgą patrzył jak jeden ze służbistów wychodzi z samochodu, ale pojedynczo, w kierunku mrocznego zaułka. Pośpieszne kroki i majstrowanie przy pasku szarych spodni wyraźnie zdradzało jego intencje. Chociaż wracając do samochodu, zawiesił wzrok na jego oknie. Mężczyźni zamarli. Mundurowy od razu położył rękę na pasku, gdzie miał przypasaną pałkę. Przynajmniej do czasu, aż zmienił zdanie, zamiast tego spłoszył się i popędził do swoich towarzyszy w furgonetce.

Alois poszedł w głąb swojego mieszkania, napinając mięśnie prawej ręki, jakby to na niej skrupiło się całe napięcie koszmaru, przejazdu patrolu i rozprawy sądowej.

Na nowo otworzył okno. Po tym Alois podszedł do wieszaka i zanurzył lewą dłoń w kieszeni płaszcza, upewniając, że znajdował się tam jego nowy dowód tożsamości. Potwierdzenie, iż odzyskał wszystko, co mógł jeszcze stracić. Dopiero wówczas ponownie położył się spać.

***

Griffin mieszał cukier w herbacie już trzeci raz. Na jego twarzy widniały sińce eksponowane przez poranne słońce wpadające przez okna kawiarni.

– Więc można uznać, że już najgorsze za tobą? – spytał mag, odkładając łyżeczkę na spodek.

Alois pokiwał głową, odciągając od ust filiżankę.

W lokalu panował gwar. Wielu rozszarpywało dzieciaka od gazet, który przyszedł z najnowszym nakładem pisma.

– Przynajmniej do czasu jak będę miał tą nieprzyjemność znowu widzieć się Butlerem – dodał Alois, krzywiąc na wizję komendanta w roli jego prokuratora przy jakiejkolwiek innej sprawie.

Seria Noruk: Dziecię Nieba cz.IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz