Rozdział X cz.II

23 7 4
                                    

– No więc, gdy pojechałem do Le Lac... Tak paskudnego miasta w całym swoim życiu nie widziałem! – uniósł się Drwal, ocierając pot z niskiego czoła. – Upierdolili obórkę koło obórki i zadowoleni paczą, czy ktoś nie rzuca się na siatkę – Zerknął na swoich dwóch towarzyszy, którzy kiwnęli mu na znak potwierdzenia. – Ja się nie dziwię, że tam wojsko czatuje.

– Bida piszczy, że aż strach się w ogóle zbliżać! – skomentował młodszy towarzysz drwala o rudej bródce przyciętej w szpic. Poruszył sztywno ramionami, jakby podniesienie kufla do ust stanowiło dla niego nie lada wysiłek.

– Widziałem tam kolesia z krostami na pół ryja! – "pochwalił się" kolejny, który pokiwał gorliwie głową, rozglądając po zgromadzonych.

– A co w ogóle robią w Le Lac? – spytał krępawy mieszczanin, zaciskając ręce na kuflu, jakby Drwale mieli mu go wyrwać.

– Kopią coś? – podchwycił inny. W jasnych oczach błysnęło rozczarowanie, gdy przybysze zgodnie pokręcili głowami. – Produkują? Uprawiają chociaż? – domniemywał mieszczanin.

Pierwszy, który wziął głos, parsknął, najwyraźniej dostając objawienia, że jak już opróżni kufel, to nikt nie będzie mógł zabrać jego zawartości.

– Weź ty durnia nie rżnij! Co ty zimą wyhodujesz? – Wytknął tego, który mu uprzednio przerwał. – Tylko sadło i brodę do pasa jak będziesz mieć fart!

Griffin spojrzał znad ich pleców na Aloisa, który opierał się o kamienny piec. W sam raz, aby zobaczyć wilczy uśmiech na jego twarzy, gdy padło ściszonym głosem:

– Co... Nic nie robią. Ludzi tylko wrzucają do tych bud – Drwal z brodą do pasa pociągnął potężny haust ze szklanego kufla. Tym razem nie rozlał zawartości po stole, ale spłynęła mu po wąsie na kożuch.

Gdy wycierał go ręką, jego rudy towarzysz zmagający się z kontuzją, przemówił chrypliwie:

– Ostatnio wiozłem bale z północy. Były jednymi z grubszych w tamtym regionie, ale w porównaniu z południowymi... – Pokręcił głową, a Alois skrycie z nim zgodził. Po wizycie w Ezdenie stwierdził, że sąsiedztwo zmiennych może nie służyło ludziom, ale roślin i zwierząt już się to nie tyczyło.

Drwal ciągnął dalej, skupiając na sobie spojrzenia mieszczan złaknionych informacji:

– Sam spytałem z całym szacunkiem, czy mógłbym spróbować tego, co też ich inżynier pił, że chce takie patyczki do wzmacniania tuneli brać – Alois nie powstrzymał parsknięcia, wyobrażając sobie miny mundurowych. Spoważniał jednak, aby oddać pięknym za nadobne drwalowi, który łypnął na niego groźnie wzrokiem. – Jeden z tych skurwysynów zagroził mi wtedy spluwą... – warknął mężczyzna, zaciskając potężną dłoń na szkle aż do pobielenia kłykci.

– To co tam robią? – ponaglił mieszczanin, który już zrealizował plan zabezpieczenia piwa przed kradzieżą. Jego spojrzenie zaczęła zasnuwać mgła, a język rozwiązywać, toteż Alois zwątpił, czy aby nieznajomy miał pamiętać uzyskaną odpowiedź.

Czarnowłosy drwal uderzył pięścią w stół, a ten podskoczył na krześle wraz ze swoim kuflem.

– Irytujesz mnie burżuju... – warknął złowróżbnie, na co podpity słuchacz aż czknął z wrażenia. Długobrody wódz złapał Drwala jednak za ramię i przyciągnął z powrotem na miejsce, posyłając przepraszające spojrzenie do barmana.

– Na wyjeździe pojechałem specjalnie okrężną drogą – przyznał rudowłosy, skutecznie odciągając uwagę zebranych od incydentu. – I co widzę? Gówno. Nowy barak – burknął posępnie, popijając piwa.

Seria Noruk: Dziecię Nieba cz.IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz