Rozdział XII

32 8 3
                                    

Alois przewracał się na posłaniu. Już dawno zrzucił kołdrę pogrążony w nocnych koszmarach. Płakał, bo prawa ręka płonęła bólem.

Beliar znowu sunął ostrzem po nadgarstku, przytrzymując go w bezruchu. Ryudn przypatrywała się temu z dystansem przystającemu reżyserowi na próbie swojej sztuki. W oczach zmiennej nie było żalu wobec ojca, gdy spoglądała znad ramienia Dariona. Nie zwracała uwagi na sługę, gdy ten stał w pogotowiu, jakby miał ją przed czymś ochronić.

Po spuchniętej twarzy Aloisa płynęły łzy.

Kiedy czerwień jego krwi przeistoczyła się w kałuże znaczące ziemię wokół napadniętego obozowiska, przebiegł mu po plecach dreszcz. Pośród płomieni niósł się wrzask i płacz wielu ludzi. Ponad odór spalenizny, nafty, rozgrzanego metalu, krwi czy żółci wybijała się jednak woń przywodząca na myśl sól oraz wino. Alois spuścił wzrok na swoje rany, odnajdując źródło tego obcego zapachu. Lecz to nie dłonie, a tylko prawe przedramię było tak dotkliwie pokaleczone, aby przyciskać je do piersi.

Ręka piekła go jednak powyżej łokcia, choć pazury księcia cięły znacznie niżej.

Zmienny znowu wyskoczył znienacka pośród cmentarzyska czołgów, kiedy Reagan dopiero co wstawał na nogi po dobiciu lisa. Kiedy jego zielona magia opadła pod wpływem rozkazu Leadra, nie pozostawiła tym razem dwójki oczu szkarłatnych. W chwili, gdy "noruk" przeciwstawił się rozkazowi, książęcy szkarłat przeszedł z prawej do lewej tęczówki. Ziemia zatrzęsła się, gdy książę w ostatniej chwili spostrzegł zmianę w szarży Reagie'ego i zmienił formę...

***

Alois walczył o oddech z suchością w ustach i gardle, gdy pani Deve trzasnęła drzwiami, wbiegając do pokoju. Zadrżała, choć nie tylko z powodu wrzasków, które przycichły nieznacznie, gdy młodzieniec wybudzał się z koszmaru. Gosposia ciaśniej owinęła się wełnianym ponczem, kiedy złapała Aloisa za ramię i zaczęła nim trząść. Miała niebywałe wyczucie złapać go akurat tam, gdzie jego skóra płonęła.

Mężczyzna otworzył oczy. Dudniło mu w uszach od pędzącej krwi. Dopiero po dłuższej chwili niezmierzona ciemność nabrała kształtów i faktur za sprawą lampy na biurku.

Pani Deve była zasapana niemniej niż on, kiedy oparła się o biurko. Patrzyli chwilę na siebie w milczeniu.

– Przepraszam – Alois przerwał ciszę jako pierwszy, przykładając lewy nadgarstek do czoła. Ku własnemu zdziwieniu nie miał gorączki, choć suchość w ustach i spierzchnięte wargi świadczyły o czymś innym.

Pani Deve wydawała się postarzeć w tamtej chwili o kilka lat. Owinęła się białą chustą pod samą szyję, zasłaniając także koszulę nocną.

Alois przesunął się na krawędź łóżka. Z czoła spływał mu lepki pot. Ledwie sięgnął po kołdrę z podłogi, kiedy oparł się o swoje kolana i spuścił głowę. Nadal serce biło w szaleńczym tempie, choć przecież już do niego dotarło, że to tylko koszmar.

To ból był z tego jednak najgorszy. Gdy wiało albo spadała temperatura, albo po prostu denerwował, jego mięśnie ogarniał skurcz, jakby wolały znieruchomieć niż drżeć. Tej nocy sfera tego skamienienia rozprzestrzeniła się. Rozmasował swój bark, czując tam mrowienie.

– Nie chcę nawet wiedzieć, co pana tam na południu spotkało – szepnęła gosposia, jeszcze nie wracając do siebie.

Alois najwyraźniej zrobił jej dużego stracha, myślał. Zresztą, kto normalny nie przeraziłby się wrzasków w środku nocy? Parsknął mentalnie, że właśnie on skoro pchał się z Griffinem w kaźń.

– Ma pani na myśli zmiennych? – spytał Alois, podnosząc zmęczony wzrok.

– Gdyby skończyło się na jednym, nie mówiłby pan o tym tak łatwo.

Seria Noruk: Dziecię Nieba cz.IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz