Rozdział XXVI cz.I

19 5 6
                                    

– Pan Kershaw już przybył – poinformował służący, prostując si e jak struna.

– Widzę przecież – odpowiedziała nerwowo kobieta, nawet nie podnosząc wzroku znad papierów zebranych na mahoniowym stoliku. – Dziękuję. Może pan odejść – dodała łagodniejszym tonem.

Służący skorzystał z okazji i ulotnił się.

Alois przesunął palcami po krawędziach smokingu. Kiedy podniósł wzrok znad swojego ubrania, przez chwilę patrzył jedynie na Sophię. Nie mógł zupełnie stłumić ciekawości, w jakich warunkach pracowała pani Butlerowa. Zaczął sunąć wzrokiem po pokoju.

Gabinet nie posiadał żadnych ozdób. Szary kamień, z którego wzniesiono cały zamek, w świetle elektrycznej lampki przypominał zastygły dym. Jedną z niewielu oznak, że nie cofnęło się w czasie do epoki średniowiecza, było biurko pod malutkim oknem.

Kobieta uniosła wzrok znad trzymanej w dłoni karteczki.

Alois poznał błękitno-pomarańczowe zaproszenie, które wręczył wchodząc do posiadłości sędziego Maxwella. Było jedynym dowodem, iż wchodził na bankiet nieproszony.

Sophia przesunęła palcami po brzegu karteczki. Opal na serdecznym palcu lewej dłoni zamigotał, odbijając ciepłe światło padające znad jej ramienia i oparcia obracanego fotela na resztę pomieszczenia.

– Usiądziesz może? – zaproponowała, lekko unosząc kąciki różowych ust.

Alois nieznacznie schylił głowę w ramach powitania, ale nie spuszczał z niej wzroku.

– W jakim celu mnie wezwałaś, pani Butler? – spytał chłodno.

Kobieta odsłoniła zęby w uśmiechu, a jej oczy podkreślone czarną kreską zwęziły się. Poprawiła ciemnoszarą garsonkę, nim usiadła głębiej w skórzanym fotelu.

– Z każdym kolejnym spotkaniem jesteś coraz bardziej oficjalny, Aloisie – zauważyła ku własnemu rozbawieniu. – Czy nie powinno być na odwrót?

– Obawiam się, że nie jestem mistrzem mówienia wspak, pani Butler.

– Wielka szkoda – westchnęła, pokazując zaproszenie Aloisowi. – Zapomniałeś dodać dyspensę na przebywanie poza domem w czasie ciszy nocnej dzisiejszego dnia.

Młodzieniec, przejechał dłonią po włosach, które zaczęły już się stroszyć. Może przycinanie ich kilka godzin przed balem, nie było najlepszym pomysłem? Sam bal nie był dobrym pomysłem, jak widać zresztą – skomentował w myślach, podchodząc do drewnianej szafki.

Nie miał zamiaru korzystać z gościny Sophii, siadając na leżance. Oparł się za to o ścianę, ale, niestety, mur był lodowaty, przyprawiając Aloisa o dreszcze.

– Nie dałem niczego, czego nie dostałem.

– Czyżby? – mruknęła kobieta, zastanawiając się. – Czyżby Giles naprawdę sprawdzał, co piszę do ciebie?

– Jak rozumiem brak tej dyspensy powoduje, że nie mogę przebywać na zamku? – spytał Alois, chcąc jak najszybciej wyjść. W tamtej chwili pragnął tylko wrócić do Margaret.

Kobieta sięgnęła do złotego wisiora, który wypełniał zagłębienie pomiędzy obojczykami. Obracała okrągły kryształ w palcach, a malutkie błyski przesuwały się po jej szyi, brodzie i odbijały w kolczykach z malutkich, lustrzanych odłamków.

– Nie. To oznacza, że jeśli opuścisz zamek wraz ze swoją towarzyszką i napotkacie patrol, zostaniecie zatrzymani. Co potem? Możliwe, że się domyślasz.

– W takim razie...

– W takim razie możesz zostać tutaj do białego rana albo też wreszcie pokazać się z dobrej strony i przekonać mnie, żebym wydała ci dyspensę – wtrąciła zaczepnie Sophia, jakby nigdy nie zraniła Aloisa albo z góry zakładała, iż ten jej wybaczył.

Seria Noruk: Dziecię Nieba cz.IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz