Rozdział XXII

30 6 1
                                    

Alois nie miał cierpliwości spotkać się z Griffinem od razu. Być może jego zabiegi odroczenia konfrontacji do południa sięgały szczytu dziecinady. Niewykluczone...

Młodzieniec wysłużył się Flichem, który przyszedł do jego domu ze świeżo wydrukowaną gazetą. Nie wnikał już, jakim cudem chłopak godził szkołę i pracę. Być może wcale tego nie robił, co zbytnio by Aloisa nie zdziwiło. W końcu udzielanie się południowców w jakimkolwiek miejscu publicznym monitorowanym przez odgórne ośrodki tylko zwiększało ryzyko demaskacji.

Okazało się, iż w kamienicy doszło do drobnej awarii. Rzekomo księgowy miał za mocno szarpnąć za drzwi i w ten sposób uszkodzić zamek, co uniemożliwiało mu opuszczenie mieszkania, a przez to także kamienicy, w celu wezwania fachowca w celu weryfikacji stanu kotła. Za takie zaś zaniedbania groziła ingerencja prokuratora, którego rolę nadal pełnił Butler.

Od tych nieprzyjemności uratował Aloisa Luigi, który miał jakimś cudem wyczuć palącą się kontrolkę czy jakiś inny element mechanizmu, a potem zgłosić Vosowi swoją wolę do usunięcia usterki. Ten oczywiście kategorycznie mu tego zabronił, ale czy południowiec się go posłuchał? Flich twierdził, że nie i nie wykazywał przy tym skruchy.

W każdym razie wizyta w kamienicy trwała krótko, wytrącając Aloisowi ostatnią wymówkę z rąk, aby opóźnić zwołane przez niego spotkanie. Czyż to nie zabawne? Umawiać się na konfrontację i nie chcieć się na nią wstawić? Niemal tak samo jak fakt, że ktoś w ogóle go śledził i to w mieście naszpikowanym milicją.

Nie licząc jego domu, gdzie w tamtej chwili urzędowała pani Deve z Wiktorią, pozostawało tylko jedno miejsce, które mogło zapewnić Aloisowi i Riffowi dyskrecję. Przynajmniej jeśli nie rozpatrywało się ruin po Dzielnicy Artystów, zapomnianych przed wiekami termach magów albo zaczarowanego pokoju na zapleczu Królewskiego Przekrętu.

Ostatecznie sprowadzało się wszystko do tego, że Alois musiał zajechać do apteki. Tym razem nie zastał jednak Griffina śpiącego na papierach ani chociaż przy ladzie.

Alois nie prowadził jedynego samochodu w ciągu pojazdów, który przejeżdżał przy minimalistycznej, ale estetycznej, jak każda na Podzamczu, kamienicy. Dzięki temu umknął nieśmiałemu spojrzeniu aptekarza, który szorował witrynę sklepową, jakby w lęku przed nakryciem.

Alois zacisnął zęby, kiedy przez lekko uchylone okno na wiosennym wiaterku wleciała ostra, chemiczna woń rozpuszczalnika. Szybko połączył fakty, czemu na witrynie apteki smugi miały szary kolor, a mag starał się ich usilnie pozbyć.

I co? Powiesz, że wzięło cię na wiosenne porządki, Riff? – pomyślał gniewnie, zerkając na lusterko auta. Wycofał do bramy nieopodal i wrócił do apteki. Wjechał do przestrzeni między budynkami, którą dawni założyciele dzielnicy przewidzieli dla wozów z dostawami. Czas zweryfikował ten pomysł na korzyść przyszłych pokoleń. Alois przynajmniej nie narzekał, kiedy tym sposobem zmniejszał ryzyko przekłucia nowiusieńkiego zestawu opon.

Młodzieniec nie pałał entuzjazmem na myśl, że wygarnie przewinienia przyjaciela i jaki z niego matoł. Chyba jeszcze nigdy tego nie robił. Nie wiedział jednak, od czego zacząć rozmowę. Od wyznania Riffowi, co już odkrył? A może powinien zdradzić powód, czemu patrzył, jakby chciał komuś skręcić kark? Czy też nie patyczkować się i od razu zaproponować mu swą pomoc?

Alois zamknął drzwi. Skrzywił się do swojego odbicia, słysząc pośpieszny krok maga. Naprawdę Griffin chciał przed nim odgrywać scenki, jakby niczego nie widział? Przecież eseista nie sprzątnął po sobie, gdy spalił groźby w moździerzu, aby potem aptekarz miał choć szansę połączyć fakty. Poza tym Alois zrobił z Flicha chłopca na posyłki. Przekaz, iż coś odbiegało od normy był przecież ewidentny.

Seria Noruk: Dziecię Nieba cz.IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz