Rozdział VI

34 8 3
                                    

Sala wytwórni leków przypominała bibliotekę, w której pokarany przez los śmiertelnik mógł spróbować pozbyć się swoich schorzeń i nadmiaru gotówki. Choć trendy dyktowały, aby miejsca użytku publicznego były pozbawione jakiegokolwiek smaku i koloru, pracownia pod Kariorum wywodziła się z czasów, kiedy takie brednie mogli głosić jedynie ludzie, których nie było stać na elegancki wystrój. Dotarcie do małego dworku także stanowiło element selekcji, kto był dość majętny albo zdeterminowany, aby skorzystać z owoców pracy uczonych w dziedzinie farmacji.

Alois i Griffin spełniali oba te kryteria. Mag dysponował apteką, którą musiał wyposażyć, spełniając tym samym niepisany wymóg dobrej motywacji. Jego przyjaciel natomiast posiadał auto, dzięki któremu oboje mogli oszczędzić sobie wspominania wielotygodniowej, pieszej wyprawy przez Ezden.

Alois zaś stracił wiarę w medycynę. Środki, które służyły niwelowaniu bólu ręki, przestały działać. Co więcej, sprawiały, że był senny całymi dniami. Próbował to zrzucić na wahania pogody, ale Riff wybił mu to z głowy.

Mag sprowadzony przez panią Deve (, która ani myślała uprzedzić Aloisa o wizycie przyjaciela) sprawdził jego tętno... Serce biło zdecydowanie za wolno, tłumacząc czarne sińce pod oczami i ospałość. Aptekarz zakazał eseiście brania jakichkolwiek leków, podejrzewając, że stosowane dotąd preparaty wchodziły ze sobą w interakcję.

Z tego względu Alois rozglądał się po dziale ze środkami na wzmocnienie, aby chociaż przytłumić kłopotliwe następstwa choroby. Był przekonany, że nie znajdzie niczego dla siebie, ale w ten sposób oczekiwanie aż Riff złoży zamówienie mijało szybciej.

Kiedy jednak ledwo słyszalna rozmowa przeradzała się awanturę, Alois odłożył wysoki słoiczek na półkę i pośpieszył do biurka przy wejściu do hali. Jego oczom ukazał się wówczas Griffin gromiący wzrokiem kobietę w kitlu, który w międzyczasie wstał z krzesła.

Mag podał kobiecie notes, a ta znowu otworzyła spis leków. Poprosiwszy przedtem o pozwolenie, zaczęła wykreślać niektóre pozycje na liście aptekarza. Nie była długa, toteż szybko przeszła do realizacji zamówienia. Odeszła w ciszy, prowadząc specjalny wózek o kilku piętrach pomiędzy regały z lekami.

Riff, korzystając z nieobecności kobiety, wyjął papierośnicę, a potem pojedynczą cygaretkę. Uszczknął z jej czubka trochę tytoniu i zaczął ją rzuć. Nie udało mu się jednak zachować tego wybryku w zupełnej tajemnicy, bo upuścił pudełko.

– Szlag! – warknął Griffin, wstając z krzesła. Strzyknęło mu w kolanie, kiedy sięgnął po rozsypane na podłodze papierosy.

Alois podszedł bliżej, czuwając, czy aby farmaceutka nie wracała. Szczęśliwie dla maga borykała się z przestawianiem drabiny w jednej z alejek, aby pewnie dosięgnąć jakiegoś wysoko położonego specyfiku.

– Z tupaniem w ziemię poczekaj jak już wsiądziemy do auta – powiedział cicho do maga, gdy ten zaczął stukać laską w podłogę i palcami po biurku jednocześnie.

– Abym ci podłogę przedziurawił? – spytał ironicznie Griffin.

– To gruchot – przyznał Alois, choć w duchu doceniał przychylność losu, iż ten "gruchot" w ogóle jeździł i jego utrzymanie niewiele kosztowało. Dodał natomiast – Strata mniejsza niż twoja reputacja.

– Też prawda.

Kiedy farmaceutka wróciła, spakowała zakupy Riffa w tekturowe pudełko z napisaną nazwą firmy na boku. Następnie wystawiła rachunek, uzupełniając odpowiednie miejsca w przeznaczonym na to arkuszu. Mag natomiast schował pokreślony notes i zamienił na książeczkę czekową. Przekrzywił wąs, kiedy uzupełnił go stosowną kwotą.

Seria Noruk: Dziecię Nieba cz.IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz